Sobota, 19 grudnia 2015
Kategoria Masyw Śnieżnika
Kłodzko-Hala Pod Śnieżnikiem-Kłodzko "Chilloutowy Masyw Śnieżnika"
Nadeszła w końcu długo oczekiwana sobota :) Trzeba ją było jakoś sensownie zagospodarować, więc nie namyślając się długo postanowiłem odwiedzić piękną Kotlinę Kłodzką. Planowałem tam pojechać z Pawłem, jednak w ostatniej chwili musiał się on wycofać z wycieczki. (Trzymaj się Paweł, mam nadzieję, że zatrucie pokarmowe już ci przechodzi :) )
Szykuje się wyprawa "solo", więc zabieram ze sobą słuchawki i dobrą muzykę w telefonie. Melduje się w sobotę rano na stacji Świdnica Miasto, skąd lekko opóźnionym pociągiem jadę do Kłodzka.
Twierdza w Kłodzku górująca nad pobliskimi domami.
Ze stacji w Kłodzku jadę drogą krajową nr 33, a potem wojewódzką nr 392 do Lądka Zdroju. Pogoda jak na tę porę roku jest całkiem dobra. Jest dość chłodno, w powietrzu czuć wilgoć, ale nie wieje mocno i czasem można nawet liczyć na jakiś przebłysk słońca wychodzącego za chmur.
Na szczęście na drodze do Lądka Zdroju był mały ruch.
Jadąc spokojnym tempem i słuchając świetnej muzyki, zrelaksowany dojeżdżam do Lądka Zdroju, gdzie robię sobie krótką przerwę.
Pijalnia wód "Wojciech" w Lądku Zdroju. Podobno wypływające tam wody przedłużają młodość, poprawiają wygląd skóry, obniżają poziom cholesterolu, wypłukują metale ciężkie i przyśpieszają zrastanie się kości... może warto spróbować :)
Po krótkim odpoczynku, udaję się w dalszą podróż. Jadę cały czas drogą nr 392, dojeżdżam nią do Stronią Śląskiego, a tam skręcam w kierunku Siennej i Przełęczy Puchaczówka. Od Stronia Śląskiego zaczyna się już podjazd. Na początku nie jest on taki ciężki, ale z każdym kilometrem jest trudniej. Nie jest to tylko kwestia nachylenia, ale i długości podjazdu. Zawsze mi się on niemiłosiernie dłuży :p
To już jest właściwy podjazd...
Spokojnie, swoim tempem pokonuje kolejne hektometry i dojeżdżam do miejscowości Sienna.
Z Siennej jest zaskakująco blisko do znanych ośrodków narciarskich z całej Europy :p
Mimo że zawsze chciałem pojechać do Livigno, nie zmieniam swoich planów i wciąż kieruję się na przełęcz Puchaczówka, wciąż pod górę.
Czarna Góra z charakterystycznym masztem nadajnika telewizyjnego, to tam kończyć się będzie dopiero moja wspinaczka.
Z podjazdami zazwyczaj bywa tak, że im wyżej tym ładniejsze widoki....
Gdzieś tam na nizinach zaczynałem swoją wycieczkę.
Na przełęczy Puchaczówka, skręcam w boczną, leśną drogę, która doprowadzi mnie do nadajnika telewizyjnego na Czarnej Górze.
Droga miejscami jest mocno zniszczona, ale przynajmniej nie ma śniegu :)
Podjazd fragmentami jest ciężki, nachylenia są dość spore, ale spokojnym tempem udaje mi się dojechać do celu bez zatrzymywania.
Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy z masztem na wysokości 1133 m n.p.m na stoku Czarnej Góry.
Po krótkim odpoczynku przy nadajniku, jadę kawałek drogą, którą wcześniej podjeżdżałem, a następnie wjeżdżam na szutrowy szlak rowerowy, który doprowadzi mnie do Hali pod Śnieżnikiem.
Szlak jest miejscami grząski, ale na szczęście da się po nim wciąż jechać rowerem.
Jazda szutrową drogą przez las jest bardzo przyjemna. Ta cisza, spokój i piękne widoki... ehh :)
Panorama Kotliny Kłodzkiej w kierunku Międzylesia.
Spokojnym tempem pokonuje kolejne krótkie podjazdy i zjazdy. Niektóre odcinki szlaku spowijała mgła, która niewątpliwie dodaje tej wyprawie trochę mrocznego klimatu.
W mrok.... :)
Zmęczenie już lekko daje mi się we znaki, na szczęście przede mną już tylko jeden dość mocny podjazd od przełęczy Śnieżnickiej do Hali Pod Śnieżnikiem.
Taka ilość śniegu i lodu mi niestraszna :)
W końcu docieram do celu, Hala Pod Śnieżnikiem zdobyta :)
Schronisko "Na Śnieżniku" położone na wysokości 1218 m n.p.m.
Teraz można zjeść zasłużony posiłek, odsapnąć chwilę i zrobić jakieś zdjęcie.
Dla takich widoków warto trochę się pomęczyć :)
Po 40 minutach, zbieram się do drogi powrotnej. Zjeżdżam niebieskim, szutrowym szlakiem do Jaskini Niedźwiedzia, a następnie już asfaltem kontynuuje zjazd przez Kletno i Starą Morawę do Stronia Śląskiego.
Ostatni rzut oka na góry...
Ze Stronia Śląskiego wracam do Kłodzka tą samą drogą, którą jechałem przed południem na tą wyprawę. Powoli zaczyna robić się ciemno. Przesilenie zimowe tuż, tuż, więc dni są teraz bardzo krótkie :/
Zachód, a do Kłodzka jeszcze kawałek drogi.
Dojeżdżam do Kłodzka niestety już po zachodzie słońca, ale najważniejsze, że bez żadnych przygód. Nie chce mi się czekać kilka godzin na bezpośredni pociąg do Świdnicy, więc wsiadam do pociągu do Wałbrzycha. I tu dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, mam okazję jechać najnowszym spalinowym zespołem trakcyjnym Kolei Dolnośląskich "Linkiem"
SA 139 "Link"
SA 139 "Link" produkowany jest w Polsce, przez polskiego producenta taboru kolejowego Pesę z Bydgoszczy. Według mnie jest to obecnie najlepiej wyglądający pociąg. który jeździ po polskich torach :)
Wysiadam w Głuszycy Górnej, skąd po ponad godzinie jazdy rowerem docieram do Świdnicy.
Wyprawę oczywiście zaliczam do udanych. Pogoda dopisała i nie miałem żadnych awarii sprzętu ani organizmu :) Mogłem nacieszyć się przyrodą, pięknymi widokami i dobrą muzyką. Już myślę o kolejnej wyprawie :)
Szykuje się wyprawa "solo", więc zabieram ze sobą słuchawki i dobrą muzykę w telefonie. Melduje się w sobotę rano na stacji Świdnica Miasto, skąd lekko opóźnionym pociągiem jadę do Kłodzka.

Ze stacji w Kłodzku jadę drogą krajową nr 33, a potem wojewódzką nr 392 do Lądka Zdroju. Pogoda jak na tę porę roku jest całkiem dobra. Jest dość chłodno, w powietrzu czuć wilgoć, ale nie wieje mocno i czasem można nawet liczyć na jakiś przebłysk słońca wychodzącego za chmur.

Jadąc spokojnym tempem i słuchając świetnej muzyki, zrelaksowany dojeżdżam do Lądka Zdroju, gdzie robię sobie krótką przerwę.

Po krótkim odpoczynku, udaję się w dalszą podróż. Jadę cały czas drogą nr 392, dojeżdżam nią do Stronią Śląskiego, a tam skręcam w kierunku Siennej i Przełęczy Puchaczówka. Od Stronia Śląskiego zaczyna się już podjazd. Na początku nie jest on taki ciężki, ale z każdym kilometrem jest trudniej. Nie jest to tylko kwestia nachylenia, ale i długości podjazdu. Zawsze mi się on niemiłosiernie dłuży :p

Spokojnie, swoim tempem pokonuje kolejne hektometry i dojeżdżam do miejscowości Sienna.

Mimo że zawsze chciałem pojechać do Livigno, nie zmieniam swoich planów i wciąż kieruję się na przełęcz Puchaczówka, wciąż pod górę.

Z podjazdami zazwyczaj bywa tak, że im wyżej tym ładniejsze widoki....

Na przełęczy Puchaczówka, skręcam w boczną, leśną drogę, która doprowadzi mnie do nadajnika telewizyjnego na Czarnej Górze.

Podjazd fragmentami jest ciężki, nachylenia są dość spore, ale spokojnym tempem udaje mi się dojechać do celu bez zatrzymywania.

Po krótkim odpoczynku przy nadajniku, jadę kawałek drogą, którą wcześniej podjeżdżałem, a następnie wjeżdżam na szutrowy szlak rowerowy, który doprowadzi mnie do Hali pod Śnieżnikiem.

Jazda szutrową drogą przez las jest bardzo przyjemna. Ta cisza, spokój i piękne widoki... ehh :)

Spokojnym tempem pokonuje kolejne krótkie podjazdy i zjazdy. Niektóre odcinki szlaku spowijała mgła, która niewątpliwie dodaje tej wyprawie trochę mrocznego klimatu.

Zmęczenie już lekko daje mi się we znaki, na szczęście przede mną już tylko jeden dość mocny podjazd od przełęczy Śnieżnickiej do Hali Pod Śnieżnikiem.

W końcu docieram do celu, Hala Pod Śnieżnikiem zdobyta :)

Teraz można zjeść zasłużony posiłek, odsapnąć chwilę i zrobić jakieś zdjęcie.

Po 40 minutach, zbieram się do drogi powrotnej. Zjeżdżam niebieskim, szutrowym szlakiem do Jaskini Niedźwiedzia, a następnie już asfaltem kontynuuje zjazd przez Kletno i Starą Morawę do Stronia Śląskiego.

Ze Stronia Śląskiego wracam do Kłodzka tą samą drogą, którą jechałem przed południem na tą wyprawę. Powoli zaczyna robić się ciemno. Przesilenie zimowe tuż, tuż, więc dni są teraz bardzo krótkie :/

Dojeżdżam do Kłodzka niestety już po zachodzie słońca, ale najważniejsze, że bez żadnych przygód. Nie chce mi się czekać kilka godzin na bezpośredni pociąg do Świdnicy, więc wsiadam do pociągu do Wałbrzycha. I tu dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, mam okazję jechać najnowszym spalinowym zespołem trakcyjnym Kolei Dolnośląskich "Linkiem"

SA 139 "Link" produkowany jest w Polsce, przez polskiego producenta taboru kolejowego Pesę z Bydgoszczy. Według mnie jest to obecnie najlepiej wyglądający pociąg. który jeździ po polskich torach :)
Wysiadam w Głuszycy Górnej, skąd po ponad godzinie jazdy rowerem docieram do Świdnicy.
Wyprawę oczywiście zaliczam do udanych. Pogoda dopisała i nie miałem żadnych awarii sprzętu ani organizmu :) Mogłem nacieszyć się przyrodą, pięknymi widokami i dobrą muzyką. Już myślę o kolejnej wyprawie :)
- DST 105.70km
- Czas 06:50
- VAVG 15.47km/h
- VMAX 62.30km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 1260m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj