Sobota, 5 marca 2016
Kategoria Góry Wałbrzyskie
Świdnica-Świebodzice-Świdnica "Błotem i śniegiem"
Nadeszła długo oczekiwana przeze mnie wolna sobota. Przez cały tydzień "chodził" za mną rower, więc wybór jest prosty, trzeba gdzieś na nim pojechać. Na wyprawę umawiam się z Pawłem, który proponuje zostać przewodnikiem wycieczki. Zna on mnóstwo ciekawych tras rowerowych, więc oczywiście zgadzam się na jego propozycję. Coś mi się wydaje, że nie będę żałować swojej decyzji :) Wyruszamy rowerami w sobotni poranek ze Świdnicy w kierunku Modliszowa. Wybieramy spokojną asfaltową drogę przez Witoszów Dolny. Jest chłodno i pochmurnie, ale jedzie się bardzo przyjemnie, nie ma zupełnie wiatru. W Witoszowie Dolnym, na głównej krzyżówce skręcamy w lewo, a na następnym skrzyżowaniu w prawo, gdzie zaczyna się od razu asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Podjeżdżamy spokojnym tempem, ciesząc się jazdą na rowerze i otaczającym nas pięknym choć jeszcze niezbyt zielonym otoczeniem :) W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca mocno w prawo, my zjeżdżamy w lewo w las, na drogę pożarową nr 6.
Las, śnieg, cisza, spokój dokoła....tego mi było trzeba.
Drogą pożarową jedziemy cały czas do góry. Nachylenie nie jest zbyt duże, bardziej przeszkadza w jeździe mokry, kopny śnieg zalegający na drodze, ale zawsze to jakieś wyzwanie, a ten kto już nie daje rady może się zatrzymać i ulepić bałwana :)
Ja i Paweł przemy cały czas do przodu, bez większych problemów dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych przy ławeczkach.
Skrzyżowanie dróg leśnych przy ławeczkach dla strudzonych wędrowców.
Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.
No i jak tu nie lubić zimy, jest klimat, jest pięknie :)
Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy docieramy do drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.
W tym miejscu kończy się asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Drogą asfaltową jedziemy do Modliszowa, a tam na głównym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Pogorzały.
Po kilkuset metrach droga asfaltowa zmienia się w drogę gruntową. Droga jest dość grząska, nasze koła lekko się ślizgają na dwóch krótkich podjazdach, ale ostatecznie udaje nam się pokonać ten odcinek bez potrzeby prowadzenia rowerów. Muszę przyznać, że jak dotąd bardzo przyjemnie mi się jedzie po tak wymagającym terenie :)
Gdzieś pomiędzy Modliszowem a Pogorzałą....
Drogą gruntową dojeżdżamy do Pogorzały. Jedziemy kilkadziesiąt metrów drogą asfaltową w kierunku Wałbrzycha, a następnie skręcamy w prawo, w kolejną drogę gruntową. Tu po przejechaniu kilkuset metrów, natrafiamy na stary, opuszczony i bardzo zaniedbany cmentarz....
Opuszczony cmentarz w Pogorzale. Tablice nagrobne wskazują, że jest to niemiecki cmentarz z XIX i XX wieku.
Zostawiamy cmentarz za sobą i jedziemy polną drogą w kierunku Jeziorka Daisy. Na drodze jest sporo błota i kałuż, ale spokojnie da się jechać po takim terenie. Trzeba natomiast uważać na te kałuże, bo czasem są one bardzo głębokie i można sobie przemoczyć buty, o czym przekonał się Paweł :) Dobrze, że nie jest bardzo zimno.
Dokoła tylko pola i lasy.
Polna droga doprowadza nas do lasu i tu trochę zaczynamy błądzić na rozstajach dróg...
Błoto, śnieg i kałuże...normalka...do tego zdążyliśmy już przywyknąć.
W końcu docieramy do Jeziorka Daisy. Za każdym razem kiedy tam jestem, wydaje mi się ono trochę mroczne i tym razem nie było inaczej.
Jeziorko Daisy i stary wapiennik przerobiony na chatkę myśliwską.
Przy jeziorku robimy sobie krótką przerwę, którą wykorzystuję na zbadanie starych wapienników...
Wapiennik przy Jeziorku Daisy.
Wapienniki rozgrzewano do temperatury 900-1000 °C najczęściej pozyskiwanym z pobliskich lasów drewnem lub węglem kamiennym (także torfem). Wkład ładowany był od góry za pomocą prostych, drewnianych konstrukcji. Otwór w górnej części szybu zasypywano na przemian warstwami kamienia wapiennego i paliwa. W wyniku wysokiej temperatury zachodziła reakcja chemiczna, w wyniku której otrzymywano tlenek wapnia (wapno palone).
Po odpoczynku, jedziemy dalej leśną ścieżką w kierunku Mokrzeszowa.
Tyle przestrzeni, można odetchnąć pełną piersią :)
Na skrzyżowaniu polnych dróg skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku Lubiechowa. W Lubiechowie, na ulicy Wilczej skręcamy w prawo i jedziemy asfaltowo-gruntową drogą wzdłuż linii kolejowej nr 274 do Świebodzic.
Droga do Świebodzic.
Po południu wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Równa droga, piękne widoki, ciepłe promienie słońca... czasami tak niewiele potrzeba żeby mieć naprawdę dobry humor :) W Świebodzicach jedziemy ulicą Kasztanową, Mikulicza, Moniuszki i docieramy do pomnika przyrody cisa "Bolko" i wjazdu na szlak zielony.
Cis Bolko, jego wiek szacuje się na 400-600 lat, jest on prawdopodobnie najstarszym cisem w Sudetach.
Jedziemy szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Pałecznica. Przyznaje,że tego szlaku nie znałem, ale od razu mi się on bardzo spodobał. Wąska ścieżka, czasem wijąca się po wąskich półkach skalnych, szumiąca rzeka tuż obok lub kilka metrów poniżej, a co najważniejsze prawie pełna przejezdność rowerem...super!
Szlak na początku zaczyna się niepozornie, ot zwykła ścieżka przy rzeczce.
Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów robiło się coraz bardziej ciekawie...
Czasem było trochę wąsko, ale na szczęście można było przejechać takie odcinki rowerem.
Dojechaliśmy do wąskich półek skalnych z poręczami...yyy..chyba po złej stronie :p
Tu aż taki odważny nie byłem i prowadziłem rower, ale teoretycznie dałoby się jechać.
Jechaliśmy dalej i dalej, a atrakcje się nie kończyły :)
Na szczęście na trudniejszych odcinkach nie było śniegu.
Powoli, spokojnym tempem jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy szlakiem, który bardzo miło mnie zaskoczył. Pojawiło się nawet przejście wykute w skale.

Trasa jest bardzo malownicza.
Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków, do góry wiedzie szlak zielony, na dół żółty. Wybieramy szlak żółty, który drogą okrężną, ale i przejezdną dla rowerów doprowadzi nas do Starego Książa. Szlakiem żółtym dojeżdżamy od drugiej strony znowu do szlaku zielonego, który od tej strony jest znacznie łagodniejszy.
W porównaniu do szlaku przy rzece tutaj mamy autostradę dla rowerów :)
Szeroką leśną drogą docieramy do celu naszej dzisiejszej wędrówki, do Starego Książa.
Ruiny zamku Stary Książ.
Na zamku robimy sobie dłuższą przerwę, którą wykorzystuję na zrobienie zdjęć i podziwianie widoków.
Ruiny zamku Stary Książ 2.
Zamek Stary Książ ma trochę zakręconą historię, To co teraz można zobaczyć na dwóch zdjęciach powyżej to w rzeczywistości ruiny ruin. Stary zamek został wzniesiony przez Bolka I księcia świdnicko-jaworskiego w XIII wieku. W 1428 roku został zdobyty przez powstańców husyckich. W następnych latach stał się bazą wypadową rycerzy-rozbójników i jako ich siedziba zostaje zniszczony w 1484 roku. Pozbawiony właściciela zamek powoli popada w ruinę. W roku 1794 właściciel zamku Książ Jan Henryk VI von Hochberg zleca wykonanie stylizowanych na gotyk romantycznych ruiny zamku Stary Książ. Według badań archeologicznych wzniesiono je na pozostałościach zamku średniowiecznego. Nowy zamek otoczono fosą i murem obronnym, a wejście do niego poprowadzono przez bramę z dwoma wieżyczkami. Zamek spłonął 19 lub 20 maja 1945 roku, podpalony przez żołnierzy radzieckich.
Po odpoczynku, zjeżdżamy szlakiem biało-czerwonym w kierunku Świebodzic.
Zamek Książ widziany ze szlaku biało-czerwonego.
Szlakiem biało-czerwonym zjeżdżamy aż do rzeki Szczawnik. Tu natrafiamy na przeszkodę w postaci prowizorycznej kładki na rzece.
Kładka na rzecze Szczawnik, przez którą wiedzie szlak biało-czerwony.
Jest zimno, wody w rzecze jest dość sporo, więc postanawiamy nie ryzykować kąpieli i zawracamy na szlak, który doprowadza nas ostatecznie do ulicy Moniuszki w Świebodzicach. W Świebodzicach jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy, w dzielnicy Ciernie skręcamy w prawo na Milikowice. Z Milikowic jedziemy drogą przez pola bezpośrednio do Świdnicy.
Panorama Świdnicy od strony Milikowic.
Czas na podsumowanie wyprawy. Dawno nie miałem tak ciekawej wycieczki rowerowej w terenie. Był śnieg, błoto, słońce, piękne widoki, szlak wijący się wzdłuż stromych zboczy i historyczne budowle. Dzięki Paweł za naprawdę ciekawą wyprawę!
Już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)

Podjeżdżamy spokojnym tempem, ciesząc się jazdą na rowerze i otaczającym nas pięknym choć jeszcze niezbyt zielonym otoczeniem :) W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca mocno w prawo, my zjeżdżamy w lewo w las, na drogę pożarową nr 6.

Drogą pożarową jedziemy cały czas do góry. Nachylenie nie jest zbyt duże, bardziej przeszkadza w jeździe mokry, kopny śnieg zalegający na drodze, ale zawsze to jakieś wyzwanie, a ten kto już nie daje rady może się zatrzymać i ulepić bałwana :)
Ja i Paweł przemy cały czas do przodu, bez większych problemów dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych przy ławeczkach.

Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy docieramy do drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

Drogą asfaltową jedziemy do Modliszowa, a tam na głównym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Pogorzały.
Po kilkuset metrach droga asfaltowa zmienia się w drogę gruntową. Droga jest dość grząska, nasze koła lekko się ślizgają na dwóch krótkich podjazdach, ale ostatecznie udaje nam się pokonać ten odcinek bez potrzeby prowadzenia rowerów. Muszę przyznać, że jak dotąd bardzo przyjemnie mi się jedzie po tak wymagającym terenie :)

Drogą gruntową dojeżdżamy do Pogorzały. Jedziemy kilkadziesiąt metrów drogą asfaltową w kierunku Wałbrzycha, a następnie skręcamy w prawo, w kolejną drogę gruntową. Tu po przejechaniu kilkuset metrów, natrafiamy na stary, opuszczony i bardzo zaniedbany cmentarz....

Zostawiamy cmentarz za sobą i jedziemy polną drogą w kierunku Jeziorka Daisy. Na drodze jest sporo błota i kałuż, ale spokojnie da się jechać po takim terenie. Trzeba natomiast uważać na te kałuże, bo czasem są one bardzo głębokie i można sobie przemoczyć buty, o czym przekonał się Paweł :) Dobrze, że nie jest bardzo zimno.

Polna droga doprowadza nas do lasu i tu trochę zaczynamy błądzić na rozstajach dróg...

W końcu docieramy do Jeziorka Daisy. Za każdym razem kiedy tam jestem, wydaje mi się ono trochę mroczne i tym razem nie było inaczej.

Przy jeziorku robimy sobie krótką przerwę, którą wykorzystuję na zbadanie starych wapienników...

Wapienniki rozgrzewano do temperatury 900-1000 °C najczęściej pozyskiwanym z pobliskich lasów drewnem lub węglem kamiennym (także torfem). Wkład ładowany był od góry za pomocą prostych, drewnianych konstrukcji. Otwór w górnej części szybu zasypywano na przemian warstwami kamienia wapiennego i paliwa. W wyniku wysokiej temperatury zachodziła reakcja chemiczna, w wyniku której otrzymywano tlenek wapnia (wapno palone).
Po odpoczynku, jedziemy dalej leśną ścieżką w kierunku Mokrzeszowa.

Na skrzyżowaniu polnych dróg skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku Lubiechowa. W Lubiechowie, na ulicy Wilczej skręcamy w prawo i jedziemy asfaltowo-gruntową drogą wzdłuż linii kolejowej nr 274 do Świebodzic.

Po południu wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Równa droga, piękne widoki, ciepłe promienie słońca... czasami tak niewiele potrzeba żeby mieć naprawdę dobry humor :) W Świebodzicach jedziemy ulicą Kasztanową, Mikulicza, Moniuszki i docieramy do pomnika przyrody cisa "Bolko" i wjazdu na szlak zielony.

Jedziemy szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Pałecznica. Przyznaje,że tego szlaku nie znałem, ale od razu mi się on bardzo spodobał. Wąska ścieżka, czasem wijąca się po wąskich półkach skalnych, szumiąca rzeka tuż obok lub kilka metrów poniżej, a co najważniejsze prawie pełna przejezdność rowerem...super!

Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów robiło się coraz bardziej ciekawie...

Dojechaliśmy do wąskich półek skalnych z poręczami...yyy..chyba po złej stronie :p

Jechaliśmy dalej i dalej, a atrakcje się nie kończyły :)

Powoli, spokojnym tempem jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy szlakiem, który bardzo miło mnie zaskoczył. Pojawiło się nawet przejście wykute w skale.

Już myślałem, że będę musiał odkręcać kierownicę, ale na szczęście zostało parę centymetrów zapasu :)
Jazdę ułatwiał fakt, że na szlaku prawie nikogo nie było, tylko raz minęliśmy się z parą turystów. Dobrze dla nas :)
Jazdę ułatwiał fakt, że na szlaku prawie nikogo nie było, tylko raz minęliśmy się z parą turystów. Dobrze dla nas :)

Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków, do góry wiedzie szlak zielony, na dół żółty. Wybieramy szlak żółty, który drogą okrężną, ale i przejezdną dla rowerów doprowadzi nas do Starego Książa. Szlakiem żółtym dojeżdżamy od drugiej strony znowu do szlaku zielonego, który od tej strony jest znacznie łagodniejszy.

Szeroką leśną drogą docieramy do celu naszej dzisiejszej wędrówki, do Starego Książa.

Na zamku robimy sobie dłuższą przerwę, którą wykorzystuję na zrobienie zdjęć i podziwianie widoków.

Zamek Stary Książ ma trochę zakręconą historię, To co teraz można zobaczyć na dwóch zdjęciach powyżej to w rzeczywistości ruiny ruin. Stary zamek został wzniesiony przez Bolka I księcia świdnicko-jaworskiego w XIII wieku. W 1428 roku został zdobyty przez powstańców husyckich. W następnych latach stał się bazą wypadową rycerzy-rozbójników i jako ich siedziba zostaje zniszczony w 1484 roku. Pozbawiony właściciela zamek powoli popada w ruinę. W roku 1794 właściciel zamku Książ Jan Henryk VI von Hochberg zleca wykonanie stylizowanych na gotyk romantycznych ruiny zamku Stary Książ. Według badań archeologicznych wzniesiono je na pozostałościach zamku średniowiecznego. Nowy zamek otoczono fosą i murem obronnym, a wejście do niego poprowadzono przez bramę z dwoma wieżyczkami. Zamek spłonął 19 lub 20 maja 1945 roku, podpalony przez żołnierzy radzieckich.
Po odpoczynku, zjeżdżamy szlakiem biało-czerwonym w kierunku Świebodzic.

Szlakiem biało-czerwonym zjeżdżamy aż do rzeki Szczawnik. Tu natrafiamy na przeszkodę w postaci prowizorycznej kładki na rzece.

Jest zimno, wody w rzecze jest dość sporo, więc postanawiamy nie ryzykować kąpieli i zawracamy na szlak, który doprowadza nas ostatecznie do ulicy Moniuszki w Świebodzicach. W Świebodzicach jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy, w dzielnicy Ciernie skręcamy w prawo na Milikowice. Z Milikowic jedziemy drogą przez pola bezpośrednio do Świdnicy.

Czas na podsumowanie wyprawy. Dawno nie miałem tak ciekawej wycieczki rowerowej w terenie. Był śnieg, błoto, słońce, piękne widoki, szlak wijący się wzdłuż stromych zboczy i historyczne budowle. Dzięki Paweł za naprawdę ciekawą wyprawę!
Już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)
- DST 62.00km
- Czas 07:25
- VAVG 8.36km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 797m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
to była bardzo ciekawa wyprawa,
już nie mogę doczekać się kolejnej :) Paweł - 22:55 niedziela, 6 marca 2016 | linkuj
Komentuj
już nie mogę doczekać się kolejnej :) Paweł - 22:55 niedziela, 6 marca 2016 | linkuj