Informacje

  • Wszystkie kilometry: 1521.90 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 5d 18h 58m
  • Prędkość średnia: 10.66 km/h
  • Suma w górę: 28127 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pietrekk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 5 czerwca 2016 Kategoria Karkonosze

Jelenia Góra - Szpindlerowy Młyn - Szklarska Poręba "Dookoła domku muminków"


W wolną niedzielę postanawiam przejechać rowerem jedną ze swoich ulubionych tras. Jest ona niesłychanie malownicza, dość wymagająca i trochę...nielegalna (ale o tym cicho sza...). Wszyscy potencjalni towarzysze mają już inne plany, więc czeka mnie wyprawa solo. Wczesnym rankiem jadę pociągiem ze Świdnicy do Jeleniej Góry z przesiadką w Jaworzynie. Wysiadam o czasie na swojej docelowej stacji, a następnie kierując się głównymi drogami wyjeżdżam z Jeleniej Góry w kierunku Podgórzyna, mijając po drodze Podgórzyńskie Stawy. W Podgórzynie robię małe zakupy. Niedzielne poranki mają to do siebie, że poza małym ruchem na ulicach, w sklepach też prawie nikogo niema, stąd zakupy w tym czasie to naprawdę sama przyjemność :) Z zapasami prowiantu rozpoczynam pierwszy dzisiejszy podjazd, a jest nim moja stara, wredna znajoma, Przełęcz Karkonoska. Pierwsze kilometry tego podjazdu nie są jakieś straszne, jeśli się wie, co będzie wyżej :p Spokojnym tempem wspinam się główną drogą prowadzącą przez Podgórzyn Górny, a następnie Przesiekę.

Podgórzyn Górny. Widać już zdobytą wysokość, ale to i tak dopiero początek :)

Po wyjeździe z terenu zabudowanego, zaczynają się dopiero właściwe "schody". Najpierw seria krórtkich, stromy odcinków poprzeplatana lekkimi wypłaszczeniami, a następnie od skrzyżowania z Drogą Sudecką, ostra wspinaczka pod górę. Jedzie mi się naprawdę dobrze. Jest chłodno, co przy pokonywaniu długich podjazdów jest niewątpliwie dużą zaletą. Nie mam też w nogach przejechanych wielu kilometrów, co też bardzo pomaga pokonywać kolejne metry przewyższenia. Poza tym, jazda tym epickim (jak na polskie warunki) podjazdem jest już sama w sobie bardzo fajnym wyzwaniem.

To zdjęcie zakrzywia rzeczywistość, tu wcale nie było płasko, oj nie :)

Po długiej i mozolnej wspinaczce docieram w końcu do Schroniska Odrodzenie, gdzie kończy się podjazd. Tu muszę nadmienić, że był to mój najlepszy podjazd na Przełęcz Karkonoską. Podjazd pokonany bez zatrzymywania się, w całkiem niezłym tempie. Forma już jakaś jest :)

Krajobrazy roztaczające się ze Schroniska Odrodzenie.

Po dłuższym odpoczynku przy schronisku, ruszam w dalszą podróż. Zjeżdżam szeroką, gładką i krętą drogą asfaltową do kraju naszych południowych sąsiadów. Zatrzymuję się na chwilę za Szpindlerowym Młynem, przy malowniczym zbiorniku wodnym na Łabie.

Karkonosze są równie piękne po obu stronach granicy.

Z tamy na zbiorniku wracam kilkadziesiąt metrów główną drogą w kierunku Szpindlerowego Młyna, a następnie skręcam w lewo na niebieski szlak. Tu pokonuje dość stromy odcinek asfaltowego podjazdu i dojeżdżam do rozdroża szlaków. Skręcam w lewo na szutrowy szlak rowerowy, na mojej mapie zaznaczony jest jako żółty. Szlak wiedzie mnie cały czas do góry, jednak jego nachylenie nie jest zbyt duże. Można się odprężyć i czerpać wielką radość z jazdy rowerem na łonie natury :)

Szutrowe, leśne szlaki to jest to!

Szlakiem docieram do górskiego ośrodka wypoczynkowego Horni-Misecky. Nie zatrzymuje się w miejscowości i kontynuuje swój podjazd. Jadę już teraz drogą asfaltową prowadzącą na szczyt przy Vrbatovej Boudzie. Ruch pojazdów jest tu ograniczony właściwie tylko do autobusów turystycznych, więc cała drogi jest dla mnie...no i może dla kilku mijanych turystów :) Kolejne metry zdobywa się bardzo przyjemnie. Podjazd jest bardzo malowniczy, przejeżdżam przez 4 serpentyny, a następnie wjeżdżam na odsłonięty odcinek drogi asfaltowej, skąd rozpościerają się piękne widoki na czeskie Karkonosze.

Szkoda, że przejrzystość powietrza nie była zbyt dobra :/

Rozkoszując się pięknymi widokami docieram bez większych trudności na szczyt wzniesienia Vrbatovo návrší (1416 m n.p.m.), tuż przy Vrbatovej Boudzie. Panuje tu niesamowita cisza i nie ma nikogo, więc urządzam sobie dłuższą przerwę na kontemplację sensu istnienia i pokrzepiający posiłek :p

Między niebem a ziemią.

Po dłuższej przerwie wsiadam znowu na rower i zjeżdżam asfaltową drogą w kierunku Labskiej Boudy. Na rozwidleniu szlaków skręcam w lewo i zjeżdżam z asfaltu na drogę szutrową. Od tego miejsca jazda rowerem jest już nielegalna... Mam tu dziwny zanik pamięci i nie pamiętam czy tamtędy jechałem rowerem, czy go prowadziłem :p Kieruję się do granicy polsko-czeskiej, do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym. Na rozwidleniu szlaków, skręcam w prawo, w kierunku Łabskiego Szczytu i Śnieżnych Kotłów.

Czerwony szlak wiodący do Śnieżnych Kotłów i stacji przekaźnikowej TV.

Mijam z prawej strony Łabski Szczyt i docieram do stacji przekaźnikowej TV, czyli "domku Muminków" :)

Domek Muminków na krawędzi znanego świata :p

Największe trudy wyprawy są już za mną, zostało mi sporo czasu do pociągu, więc urządzam sobie dłuższą przerwę przy Śnieżnych Kotłach.

Śnieżne Kotły i Kotlina Jeleniogórska.

Wypoczęty, wracam na fragmentem szlaku, którym wcześniej dotarłem do Śnieżnych kotłów. Mijam rozwidlenie szlaków, na którym udaję się tym razem w kierunku Szrenicy.

Czerwony szlak w kierunku Szrenicy.

To jest zdecydowanie najfajniejszy odcinek wyprawy. Tyle przestrzeni dookoła, niziny majaczące gdzieś hen w dole, a szeroka wstęga szlaku, którą...yyy...się przemieszczam, owija się wokół pobliskich szczytów.

Takie widoki chyba nigdy mi się nie znudzą :)

Otoczony tak malowniczą scenerią nawet nie zauważam, że docieram na Szrenicę, gdzie robię sobie kolejną przerwę. Siadam na kamieniu, na którym już pewnie wiele pokoleń podróżników odpoczywało i wygrzewam się w wiosennym, ciepłym słońcu :) Polecam! :)

Widać jak na dłoni, że ziemia jest płaska :p

W końcu nadchodzi czas by wracać do cywilizowanego świata. Spacerowym tempem zmierzam do Szklarskiej Poręby.

Od Szrenicy do Wodospadu Kamieńczyka szlak jest wybrukowany, średnio mi się to podoba...

Najgorszy odcinek bruku zaczyna nieco niżej...

Ciężko się tędy prowadzi rower nawet w dół :/

W końcu docieram do Wodospadu Kamieńczyka, skąd już na szczęście asfaltową drogą docieram do drogi krajowej nr 3.

Cywilizacja! :)

Po dotarciu do głównej drogi, zjeżdżam nią do Szklarskiej Poręby. Tam wsiadam do wygodnego pociągu i wracam nim do Świdnicy. Kolejna wyprawa zakończona sukcesem :) Jeśli ktoś chce się wyciszyć, wypocząć od wielkomiejskiego zgiełku, to gorąco polecam podobną wyprawę. Nieważne czy pokona się ją pieszo, rowerem czy hulajnogą i tak magia gór zrobi swoje :) Tymczasem, trzeba już zacząć myśleć o kolejnej przygodzie :)


  • DST 66.40km
  • Czas 07:34
  • VAVG 8.78km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 2027m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nieźle, zastanawiałem się właśnie w którym miejscu wkroczymy na nielegalne ścieżki. Jechaliśmy podobną trasę pod koniec maja, tylko na szosach.
Pixon
- 09:46 piątek, 17 czerwca 2016 | linkuj
Super wypad, widowiskowo, że hej. xtnt - 09:28 piątek, 17 czerwca 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ziejl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl