Informacje

  • Wszystkie kilometry: 1521.90 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 5d 18h 58m
  • Prędkość średnia: 10.66 km/h
  • Suma w górę: 28127 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pietrekk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2015

Dystans całkowity:224.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:14:09
Średnia prędkość:13.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.10 km/h
Suma podjazdów:4403 m
Suma kalorii:1908 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:74.87 km i 7h 04m
Więcej statystyk
Sobota, 26 grudnia 2015 Kategoria Góry Sowie

Świdnica-Srebrna Góra-Ząbkowice "Sudeckimi szlakami"

Mamy sobotę, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, jest ładna pogoda, więc postanawiam wymknąć się z domu na „małą” wycieczkę rowerową. Tym razem obrałem sobie za cel dotrzeć do Barda ze Świdnicy korzystając z jak najmniejszej ilości dróg asfaltowych. Ambitnie, zważywszy na to, że nie mam typowo górskiego roweru, a grudniowy dzień jest dość krótki :) Biorę słuchawki, co jest nieodłącznym elementem ekwipunku w wyprawach solo i wyruszam w drogę.

Ze Świdnicy jadę asfaltową drogą do Burkatowa przez Bystrzycę Dolną. Pogoda dopisuje, jest ciepło, świeci słońce, może trochę wiatr przeszkadza, ale tylko na otwartych przestrzeniach.

26 grudnia, zima w pełni :)

Przy głównym skrzyżowaniu dróg za Burkatowem, koło nieczynnego przejazdu kolejowego, wjeżdżam na czerwony szlak. 

Wjazd na czerwony szlak i koniec dłuższych odcinków asfaltu aż do Barda.

Czerwony szlak prowadzi mnie leśnymi i polnymi ścieżkami do Lutomi Górnej. Z Lutomi Górnej po przejechaniu kilkudziesięciu metrów asfaltową drogą, znowu szlak prowadzi mnie po polnych i leśnych duktach aż do szlaku zielonego. Jedzie się bardzo przyjemnie, ale czasami muszę niestety prowadzić rower pod bardzo strome podjazdy. Szlak jest także często nie przejezdny ze względu na powalone drzewa i gałęzie, ogrodzenia dla zwierząt pod napięciem przebiegające w poprzek szlaku, bramy, płoty, liście po kolana zalegające na szlaku, a raz był nawet drut kolczasty. Czasami przypominało to biegi przełajowe, a nie jazdę na rowerze :)

Płoty...

Bramy...

Na szczęście było także mnóstwo odcinków, które były przejezdne i po których jechało się z wielką przyjemnością.

Lasy Państwowe przeznaczają coraz więcej środków na odbudowę dróg leśnych i to widać :)

Kobierzec złotych liści jesień ściele nam pod koła :)

Charakterystyczne lasy bukowe.

Cały trud jazdy rowerem rekompensowały piękne widoki.

Równia Świdnicka i Masyw Ślęży

Jest pięknie :)

Wciąż tylko pola, lasy i góry :)

Po dość długiej i wymagającej przeprawie, szlakiem czerwonym docieram w końcu do szlaku zielonego. Nowy szlak prowadzi mnie najpierw polnymi drogami do skrzyżowania Glinno - Pieszyce - Walim, a następnie już drogą asfaltową docieram nim na Przełęcz Walimską.

Koło Wielkiej Sowy zaczyna się chmurzyć, ale nie zanosi się na deszcz.

Z Przełęczy Walimskiej jadę szlakiem fioletowym i okrążam nim Wielką Sowę od zachodu. Bardzo lubię ten szlak, nie ma on dużego nachylenia poza jednym dość stromym odcinkiem, a nawierzchnia szutrowa jest w doskonałym stanie.

Szlak fioletowy wiedzie wciąż do góry.

Po okrążeniu Wielkiej Sowy, ze szlaku fioletowego skręcam na szlak żółty i dojeżdżam nim na Kozie Siodło. Z Koziego Siodła zjeżdżam czarnym szlakiem rowerowym do Przełęczy Jugowskiej. W tym miejscu zdaję sobie sprawę, że nie dam rady dojechać do Barda za dnia, więc zmieniam plany i moim głównym celem staje się teraz dotarcie do Srebrnej Góry.

Widok ze stanowiska widokowego na czarnym szlaku rowerowym. Na nizinach majaczą Pieszyce, a jeszcze dalej Dzierżoniów.

Z Przełęczy Jugowskiej jadę niebieskim szlakiem rowerowym na Przełęcz Woliborską.  Jest to jeden z moich ulubionych szlaków. Jest on długi, kręty, są tam podjazdy i zjazdy, a nawierzchnia jest równa i szeroka. 

To byłby świetny rajdowy odcinek specjalny :)

Spokojnie dojeżdżam do Przełęczy Wolborskiej. Tam robię sobie krótką przerwę na posiłek i zastanawiam się, co robić dalej. Ostatecznie postanawiam jechać dalej, chociaż wiem, że raczej nie dojadę do Srebrnej Góry za dnia. Wjeżdżam na niebieski szlak rowerowy, który według mapy doprowadzi mnie do celu. Pierwsza niemiła niespodzianka, nawierzchnia na szlaku jest mocno rozjeżdżona przez ciężki sprzęt używany do wyrębu lasu, to mnie mocno spowolni, a do zachodu słońca coraz mniej czasu...

Niebieski szlak rowerowy prowadzący na Srebrną Górę.

Stan szlaku nie jest najlepszy, ale co najważniejsze da się po nim jechać rowerem. Dużo gorzej jest z jego oznaczeniem. Często na rozwidleniach nie ma żadnych wskazówek, w którą stronę należy jechać. Widać, że oznakowanie nie było już dawno odnawiane. Może nowy niebieski szlak został wytyczony gdzieś indziej...nie wiem. Jadąc na wyczucie udaje mi się jakoś trzymać z grubsza wytyczonej trasy.

Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając jedynie krwawą poświatą wierzchołki pobliskich szczytów, resztę pozostawiając zaś w mrocznym, głębokim cieniu... poezja :)

Tak jak się obawiałem, w lesie zastał mnie zmrok, a na dodatek pogubiłem się trochę na rozstajach szlaków. Miałem ze sobą, mapy, kompas, lampki rowerowe i telefon z GPSem, dzięki temu udało mi się w końcu odnaleźć właściwą drogę i szczęśliwie dotarłem po ciemku do Srebrnej Góry. Ze Srebrnej Góry, nie ryzykując już samotnej tułaczki po szlakach, zjechałem główną drogą do Ząbkowic Śląskich.

Krzywa wieża w Ząbkowicach Śląskich.

Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce. Mierzy 34 m wysokości, a jej odchylenie od pionu wynosi 2,14 m. (W 1977 roku odchylenie to wynosiło 1,98 m)  Data jej budowy nie jest znana, ale wiadomo, że część ceglana została wzniesiona na przełomie XIV i XV wieku, a cześć kamienna pochodzi prawdopodobnie jeszcze z okresu średniowiecza. Z dokumentów źródłowych wynika, że wieża pochyliła się późną jesienią 1598 roku. Powszechnie uważa się, że przyczyną mogły być wstrząsy tektoniczne, które odnotowano 15 września 1590 roku. Być może owe wstrząsy osłabiły stabilność budowli. Nie wyklucza się również, że przyczyną pochylenia było rozmoknięcie gruntu, które spowodowało osiadanie fundamentu.

Z Ząbkowic Śląskich do Świdnicy wróciłem Pociągiem. W taki sposób kończy się moja kolejna bardzo ciekawa wyprawa rowerowa. Jest niedosyt, bo jednak chciałem dojechać aż do Barda, ale mimo wszystko i tak było bardzo fajnie. Na pewno wybiorę się jeszcze nie raz w te strony, ale to już w nowym, 2016 roku.






  • DST 78.90km
  • Czas 07:19
  • VAVG 10.78km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 2192m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 grudnia 2015 Kategoria Masyw Śnieżnika

Kłodzko-Hala Pod Śnieżnikiem-Kłodzko "Chilloutowy Masyw Śnieżnika"


Nadeszła w końcu długo oczekiwana sobota :) Trzeba ją było jakoś sensownie zagospodarować, więc nie namyślając się długo postanowiłem odwiedzić piękną Kotlinę Kłodzką. Planowałem tam pojechać z Pawłem, jednak w ostatniej chwili musiał się on wycofać z wycieczki. (Trzymaj się Paweł, mam nadzieję, że zatrucie pokarmowe już ci przechodzi :) )
Szykuje się wyprawa "solo", więc zabieram ze sobą słuchawki i dobrą muzykę w telefonie. Melduje się w sobotę rano na stacji Świdnica Miasto, skąd lekko opóźnionym pociągiem jadę do Kłodzka.

Twierdza w Kłodzku górująca nad pobliskimi domami.

Ze stacji w Kłodzku jadę drogą krajową nr 33, a potem wojewódzką nr 392 do Lądka Zdroju. Pogoda jak na tę porę roku jest całkiem dobra. Jest dość chłodno, w powietrzu czuć wilgoć, ale nie wieje mocno i czasem można nawet liczyć na jakiś przebłysk słońca wychodzącego za chmur.

Na szczęście na drodze do Lądka Zdroju był mały ruch.

Jadąc spokojnym tempem i słuchając świetnej muzyki, zrelaksowany dojeżdżam do Lądka Zdroju, gdzie robię sobie krótką przerwę.

Pijalnia wód "Wojciech" w Lądku Zdroju. Podobno wypływające tam wody przedłużają młodość, poprawiają wygląd skóry, obniżają poziom cholesterolu, wypłukują metale ciężkie i przyśpieszają zrastanie się kości... może warto spróbować :)

Po krótkim odpoczynku, udaję się w dalszą podróż. Jadę cały czas drogą nr 392, dojeżdżam nią do Stronią Śląskiego, a tam skręcam w kierunku Siennej i Przełęczy Puchaczówka. Od Stronia Śląskiego zaczyna się już podjazd. Na początku nie jest on taki ciężki, ale z każdym kilometrem jest trudniej. Nie jest to tylko kwestia nachylenia, ale i długości podjazdu. Zawsze mi się on niemiłosiernie dłuży :p 

To już jest właściwy podjazd...

Spokojnie, swoim tempem pokonuje kolejne hektometry i dojeżdżam do miejscowości Sienna. 

Z Siennej jest zaskakująco blisko do znanych ośrodków narciarskich z całej Europy :p

Mimo że zawsze chciałem pojechać do Livigno, nie zmieniam swoich planów i wciąż kieruję się na przełęcz Puchaczówka, wciąż pod górę.


Czarna Góra z charakterystycznym masztem nadajnika telewizyjnego, to tam kończyć się będzie dopiero moja wspinaczka.

Z podjazdami zazwyczaj bywa tak, że im wyżej tym ładniejsze widoki....

Gdzieś tam na nizinach zaczynałem swoją wycieczkę.

Na przełęczy Puchaczówka, skręcam w boczną, leśną drogę, która doprowadzi mnie do nadajnika telewizyjnego na Czarnej Górze.

Droga miejscami jest mocno zniszczona, ale przynajmniej nie ma śniegu :)

Podjazd fragmentami jest ciężki, nachylenia są dość spore, ale spokojnym tempem udaje mi się dojechać do celu bez zatrzymywania.

Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy z masztem na wysokości 1133 m n.p.m na stoku Czarnej Góry.

Po krótkim odpoczynku przy nadajniku, jadę kawałek drogą, którą wcześniej podjeżdżałem, a następnie wjeżdżam na szutrowy szlak rowerowy, który doprowadzi mnie do Hali pod Śnieżnikiem. 

Szlak jest miejscami grząski, ale na szczęście da się po nim wciąż jechać rowerem.

Jazda szutrową drogą przez las jest bardzo przyjemna. Ta cisza, spokój i piękne widoki... ehh :)

Panorama Kotliny Kłodzkiej w kierunku Międzylesia.

Spokojnym tempem pokonuje kolejne krótkie podjazdy i zjazdy. Niektóre odcinki szlaku spowijała mgła, która niewątpliwie dodaje tej wyprawie trochę mrocznego klimatu.

W mrok.... :)

Zmęczenie już lekko daje mi się we znaki, na szczęście przede mną już tylko jeden dość mocny podjazd od przełęczy Śnieżnickiej do Hali Pod Śnieżnikiem.

Taka ilość śniegu i lodu mi niestraszna :)

W końcu docieram do celu, Hala Pod Śnieżnikiem zdobyta :) 
Schronisko "Na Śnieżniku" położone na wysokości 1218 m n.p.m.

Teraz można zjeść zasłużony posiłek, odsapnąć chwilę i zrobić jakieś zdjęcie.

Dla takich widoków warto trochę się pomęczyć :)

Po 40 minutach, zbieram się do drogi powrotnej. Zjeżdżam niebieskim, szutrowym szlakiem do Jaskini Niedźwiedzia, a następnie już asfaltem kontynuuje zjazd przez Kletno i Starą Morawę do Stronia Śląskiego.

Ostatni rzut oka na góry...

Ze Stronia Śląskiego wracam do Kłodzka tą samą drogą, którą jechałem przed południem na tą wyprawę. Powoli zaczyna robić się ciemno. Przesilenie zimowe tuż, tuż, więc dni są teraz bardzo krótkie :/

Zachód, a do Kłodzka jeszcze kawałek drogi.

Dojeżdżam do Kłodzka niestety już po zachodzie słońca, ale najważniejsze, że bez żadnych przygód. Nie chce mi się czekać kilka godzin na bezpośredni pociąg do Świdnicy, więc wsiadam do pociągu do Wałbrzycha. I tu dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, mam okazję jechać najnowszym spalinowym zespołem trakcyjnym Kolei Dolnośląskich "Linkiem"

SA 139 "Link"

SA 139 "Link" produkowany jest w Polsce, przez polskiego producenta taboru kolejowego Pesę z Bydgoszczy. Według mnie jest to obecnie najlepiej wyglądający pociąg. który jeździ po polskich torach :)

Wysiadam w Głuszycy Górnej, skąd po ponad godzinie jazdy rowerem docieram do Świdnicy.
Wyprawę oczywiście zaliczam do udanych. Pogoda dopisała i nie miałem żadnych awarii sprzętu ani organizmu :) Mogłem nacieszyć się przyrodą, pięknymi widokami i dobrą muzyką. Już myślę o kolejnej wyprawie :)


  • DST 105.70km
  • Czas 06:50
  • VAVG 15.47km/h
  • VMAX 62.30km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 1260m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 grudnia 2015 Kategoria Karkonosze

Jelenia-Karkonoska-Jelenia "To już zima w Karkonoszach?"

Sobota bez roweru, dniem straconym, więc umawiam się z Michałem na "mały" wypad w Karkonosze. Tradycyjnie będziemy jechać pociągiem z Jaworzyny Śląskiej do Jeleniej Góry, więc trzeba ze Świdnicy zrobić sobie małą, 10 kilometrową "rozgrzewkę". Jest dość chłodno, ale znośnie, szybko udaje nam się dojechać na stację. 

Komfortowy Impuls Kolei Dolnośląskich przyjeżdża o czasie... naprawdę dobrze się prezentuje.

Co ciekawe w Polsce nie produkujemy żadnych samochodów pod własną marką, ale za to robimy dość zgrabne pociągi. Ten na zdjęciu to "Impuls", 3-członowy elektryczny zespół trakcyjny (36WE), produkowany przez firmę Newag z Nowego Sącza. W naszym kraju mamy jeszcze jedną firmę, która zajmuje się produkcją pociągów, jest to Pesa z Bydgoszczy. (No musiałem to napisać, mam słabość do pociągów :) )

Wysiadamy w Jeleniej Górze ok. 10-tej, robimy małe zakupy w Tesco i ruszamy na Przełęcz Karkonoską. Pogoda dopisuje, jest dość rześko i wietrznie, ale warunki są "akceptowalne".

Na nizinach śniegu nie ma....

Sprawnie dojeżdżamy do Podgórzyna, a tam już zaczyna się nasz podjazd. Na początku wspinaczki przeszkadzają dość mocne porywy wiatru w twarz, ale wraz ze zdobywaniem wysokości wiatr słabnie. Jedziemy cały czas do góry, mijamy Przesiekę i wjeżdżamy w las, to tu zaczynają się dopiero schody. Jak zwykle Michał jest lepszym góralem i mi odjeżdża, ale może coś go zatrzyma jeszcze :p

Ciężki fragment podjazdu, szkoda, że aparat wypłaszacza tą ściankę, jest naprawdę ciężko, musicie mi wierzyć na słowo :)

Jedziemy coraz wyżej i wyżej, przyznaje, że nawet dobrze mi idzie, bo jeszcze ani razu się nie zatrzymałem. Może na jakieś 3-4 km przed przełęczą zaczynają się dziać jakieś dziwne rzeczy na drodze.... :p

Może na nizinach śniegu nie ma, ale góry rządzą się swoimi prawami, właściwie mogłem to przewidzieć.

Na drodze zaczyna pojawiać się śnieg i lód. Michał ma kolarzówkę, dlatego od razu decyduje się na prowadzenie roweru, ja postanawiam jeszcze trochę powalczyć. O dziwo da się jeszcze jechać.

 Coraz więcej śniegu i lodu...

Z każdym zdobytym metrem jest coraz gorzej. Śniegu jest coraz więcej, ale na szczęście wciąż da się po takiej nawierzchni jechać. Ciekawe tylko jak długo....


No i koniec jazdy.

Niestety i ja musiałem skapitulować w tym miejscu. Zbyt duże nachylenie, zbyt mała przyczepność. Do przełęczy pozostaje nam tylko prowadzić rowery :/


Ostatnia prosta.

Z Przełęczy Karkonoskiej udajemy się do schroniska Odrodzenie, ten krótki fragment udaje mi się przejechać na rowerze, hurra :)


Schronisko Odrodzenie 1236 m n.p.m.

W schronisku zamawiam podwójną porcję pierogów ruskich i ciepłą herbatę. W górach jedzenie ma inny smak, szczególnie gdy na zewnątrz jest dość chłodno. Pokrzepiając się w zaciszu schroniska, postanawiamy zrezygnować z dalszej części wyprawy na Vrbatovą Boudę. Podprowadzanie rowerów kosztowało nas zbyt wiele czasu. Po dość długim odpoczynku, w końcu decydujemy się ruszyć nasze tyłki z drewnianych ław schroniska i zaczynamy wracać do Jeleniej Góry dosłownie po swoich śladach :)

Po czeskiej stronie jest podobne tyle, że droga jest odśnieżona. Tą drogą jechalibyśmy na Vrbatovą Boude.

Michał sprowadza rower, co jest zrozumiałe (ma kolarzówkę), a ja decyduje się na zjazd. Spokojnie, bez większych przygód, udaje mi się zjechać po śniegu aż do odsłoniętego asfaltu.



Gdzieś w oddali majaczy Jelenia Góra.

Spotykamy się na końcu zjazdu z przełęczy Karkonoskiej i razem na spokojnie dojeżdżamy do Jeleniej Góry.



Zachód nad górami. Bez komentarza :)

Z Jeleniej jedziemy pociągiem do Jaworzyny, a stamtąd mamy już rzut beretem do domu, to znaczy jakieś 10 km spokojnej dojazdówki na rowerze. I tak kończy się ta wyprawa. Jest mały niedosyt, ale co się odwlecze to nie uciecze. Na pewno jeszcze kiedyś powtórzymy tą wyprawę :)



  • DST 40.00km
  • VMAX 64.10km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Kalorie 1908kcal
  • Podjazdy 951m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 grudnia 2015 Kategoria O mnie

Parę słów o mnie...

Cześć, nazywam się Piotrek i mam przyjemność prowadzić tego bloga :)
Piszę tutaj o swojej największej pasji, o turystyce rowerowej. Dlaczego akurat pokochałem jazdę na rowerze, a nie łucznictwo albo piłkę nożną? Myślę, że zaważyły na tym dwie rzeczy. Po pierwsze, od swojego wczesnego dzieciństwa zawsze miałem dostęp do roweru (czym skorupka za młodu...bla bla bla..), a po drugie, mieszkam w pięknym miejscu, blisko gór i lasów, gdzie można zaplanować mnóstwo wspaniałych tras na wycieczki rowerowe.
Na rowerze jeździłem już od dziecka, ale moja poważniejsza przygoda z tym rodzajem środka transportu indywidualnego zaczęła się dopiero w liceum. Wtedy zaczęliśmy razem z kolegą zwiedzać Sudety i Przedgórze Sudeckie na rowerach. Do dziś uśmiecham się pod nosem, gdy przypominam sobie nasz pierwszy wjazd na przełęcz Walimską, to była dla nas wtedy góra gigant :) I tak ta moja pasja trwa do dziś, już jestem po studiach kilka lat, a mi dalej się to nie znudziło. Jeżdżę tylko dla siebie, nigdy nie brałem udziału w żadnych zawodach i jak na razie zupełnie mnie do nich nie ciągnie. Liczy się tylko czysta frajda z jazdy. Szczerze zachęcam wszystkich do jazdy na rowerze, może stanie się to i dla kogoś z was pasją lub dobrą odskocznią od spraw życia codziennego. Zatem, do zobaczenia gdzieś na trasie!



  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl