Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2016
Dystans całkowity: | 420.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 39:20 |
Średnia prędkość: | 10.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.90 km/h |
Suma podjazdów: | 6436 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 84.10 km i 7h 52m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 29 marca 2016
Kategoria Rudawy Janowickie
Świdnica-Bolków-Marciszów "Cztery pory roku"
Tuż po świętach, udało mi się wygospodarować cały wolny wtorek na wyprawę rowerową :) Tym razem postanawiamy z Pawłem pojechać ze Świdnicy w Rudawy Janowickie przez Bolków. Wyjeżdżamy ze Świdnicy przez Osiedle Nad Potokiem i jedziemy przez Milikowice do Świebodzic. Pogoda nie jest najlepsza. Jest chłodno, na niebie krążą ciemne chmury i wieje silny wiatr. Przejeżdżamy przez świebodzicki rynek i wyjeżdżamy ze Świebodzic w kierunku Chwaliszowa. Tu czeka na nas pierwszy w tym dniu podjazd asfaltowy. Nie jest on zbyt długi, ani nie ma dużego nachylenia, ale wiejący cały czas w twarz wiatr powoduje, że dojeżdżam na jego szczyt zmachany jak rzadko kiedy.

W czasie jazdy pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. Czasem świeci słońce, czasem pada przelotny deszcz lub śnieg. Tylko ten wiatr jest niezmienny... W czasie większych opadów chowamy się pod drzewami (co wiele nie daje bo są bez liści :p) lub wiatami przystankowymi. To nas trochę spowalnia, ale na szczęście nigdy nie pada zbyt długo.

Mijamy Chwaliszów, na krzyżowce w Starych Bogaczowicach skręcamy w prawo na Sady Górne. Przejeżdżamy przez wioski Figlów, Półwsie i docieramy do Wierzchosławic. Tam na pobliskim wzgórzu stoją dwa wiatraki, które postanawiamy obejrzeć z bliska.

Po dłuższej przerwie przy wiatrakach ruszamy dalej.

Z Wierzchosławic dojeżdżamy do drogi krajowej nr 5, a nią do Bolkowa. W Bolkowie robimy sobie przerwę na zamku.

Pierwsza wzmianka o zamku pochodzi z 1277 r. Zamek Bolków został założony przez księcia legnickiego Bolesława II Rogatkę zwanego Łysym, później rozbudowany przez jego syna Bolka I Surowego, księcia świdnicko-jaworskiego. Polityka Bolka I doprowadziła do rozbudowy warowni chroniących przejść przez masyw Sudetów. Przyczyniło się to do utrzymania niezawisłości księstwa świdnicko-jaworskiego do końca XIV w. (najdłużej ze wszystkich śląskich księstw) W 1392 r. zamek przeszedł na własność królów czeskich. Zamek, jak wszystkie stare obiekty tego typu ma burzliwą historię, której dokładnie nie chcę tu przytaczać. W skrócie: był on kilka razy oblegany, częściowo niszczony, kolejni właściciele prowadzili jego liczne przebudowy i remonty :)
Z Bolkowa wyjeżdżamy drogą krajową nr 5, a następnie zjeżdżamy z niej na drogę lokalną w kierunku miejscowości Płonina. Po kilku kilometrach jazdy po płaskim zaczyna się podjazd Poręba (620 m n.p.m). Pierwsze kilometry podjazdu nie są ciężkie, ale końcówka jest już bardzo wymagająca. Powoli, spokojnym tempem udaje nam się zdobyć ten podjazd bez większych problemów.

Cały trud podjazdu jak zwykle rekompensowały piękne widoki na szczycie :)

Po odpoczynku, zjeżdżamy do miejscowości Płonina. W trakcie zjazdu, słońce szybko zakryły chmury i znowu zaczął padać deszcz :/

W Płoninie na krzyżówce skręcamy w lewo i jadąc cały czas prosto docieramy do Marciszowa. Z Marciszowa zaczynamy kolejny podjazd, tym razem w kierunku Przełęczy Rędzińskiej, ale nie docieramy na jej szczyt. W połowie podjazdu, zjeżdżamy w lewo w Wieścioszowicach i objeżdżamy Rezerwat Kolorowych Jeziorek od wschodu, drogą szutrowo-asfaltową. Wiatr w górach ustał, niebo znowu się rozpogodziło, jazda na rowerze w takich warunkach jest bardzo przyjemna.

Dojeżdżamy do miejscowości Raszów, a tam na głównej krzyżowce skręcamy w prawo. Po wyjeździe z miejscowości droga asfaltowa zmienia się w drogę leśną. Czeka tu na nas ok. 1 km szutrowego, bardzo stromego podjazdu. Po przejechaniu może 50 m kapituluje. Paweł, po 100 m też. Pozostaje nam prowadzić rowery na szczyt wzniesienia. Po dotarciu na szczyt, jedziemy w dół szlakiem, który prowadzi nas kolejno do kolorowych jeziorek.

Po krótkiej przerwie przy pierwszym jeziorku jedziemy dalej.

Docieramy do kolejnego jeziorka...

Po małym odpoczynku przy Błękitnym Jeziorku ruszamy dalej. Niestety zmrok w górach przychodzi bardzo szybko i nie udało mi się już zrobić wyraźnych zdjęć dwóch kolejnych jeziorek: purpurowego i żółtego. Mogę tylko powiedzieć, że nie są one już tak okazałe jak Jeziorko Błękitne, ale polecam przekonać się o tym osobiście :) Już po zmierzchu wydostajemy się z lasu i zjeżdżamy przez Wieściszowice do Marciszowa. W Marciszowie łapiemy pociąg do Wałbrzycha, a stamtąd rowerami jedziemy przez Pogorzałę i Witoszów do Świdnicy.
Kolejna bardzo udana wyprawa rowerowa za nami. Plan wypełniony w 100%. Udało zobaczyć się wszystko co planowaliśmy. Chyba już pora na planowanie kolejnej wyprawy rowerowej :)
- DST 80.70km
- Czas 10:24
- VAVG 7.76km/h
- VMAX 46.80km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1366m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 marca 2016
Kategoria Góry Sowie
Świdnica-dookoła W. Sowy-Świdnica "Trzy korony (x2)"
Nadszedł kolejny weekend, tym razem świąteczny. Wszystkie prognozy pogody mówią, że przez całą niedzielę będzie ładna pogoda, więc postanawiam ją spędzić aktywnie. Raczej nikogo nie uda mi się wyciągnąć dzisiaj na rower, więc urządzam sobie pierwszy w tym sezonie poważny, samotny trening. Biorę słuchawki, telefon napchany ulubionymi utworami i wyruszam rano na trasę. Plan jest prosty, przejechać dwukrotnie klasyczną pętlę asfaltową w Górach Sowich. Pętlę przez trzy przełęcze: Sokoła, Jugowską i Walimską. Pogoda naprawdę dopisuje, jest słonecznie, ciepło, wieje mały wietrzyk, jedzie się bardzo przyjemnie. Jadę drogą asfaltową przez Bystrzycę Dolną i Górną, Zagórze Śląskie, Jugowice do Walimia. Można powiedzieć, że w Walimiu umownie zaczyna się podjazd pod pierwszą dziś przełęcz, Przełęcz Sokół.

W zeszłym roku, na całym odcinku trasy Walim - Przełęcz Sokół został położony nowy asfalt. Droga jest gładka jak stół, pokonywanie tego podjazdu w pełni sił i w taką pogodę to czysta przyjemność. Dojeżdżam bez problemu na szczyt przełęczy, a następnie zjeżdżam w dół w kierunku Jugowa.

Na krzyżówce Jugów-Pieszyce skręcam na Pieszyce, gdzie zaczyna się drugi podjazd. To chyba najłatwiejszy podjazd w całej pętli. Nachylenie nie jest duże, podjazd też nie jest bardzo długi. Jedyną trudność stanowi bardzo zniszczona droga, w tym roku jej stan osiągnął poziom agonalny. W środkowej części podjazdu powinni postawić znak "brak drogi na odcinku 2 km" :p Chyba górskie szlaki są w lepszym stanie niż ta droga, no ale może w tym roku powiat wysupła parę groszy na odbudowę tej drogi. Docieram bez kłopotów na przełęcz Jugowską, czuję już lekkie zmęczenie tą wyprawą, ale humor i zapał jak na razie dopisują.

Po krótkim postoju na przełęczy, zjeżdżam bardzo długim zjazdem do Pieszyc.

W Pieszycach na głównym skrzyżowaniu skręcam w lewo, na drogę wojewódzką 383 prowadzącą do Walimia. Po przejechaniu kilkuset metrów zaczyna się podjazd na Przełęcz Walimską. Dla mnie ten podjazd jest chyba najcięższym asfaltowym podjazdem w Sudetach Środkowych. Jest bardzo długi, jego nachylenie też nie jest takie małe. Gdy mam już w nogach trochę przejechanych kilometrów, to zawsze czuję lekki respekt przed tym podjazdem i tym razem nie było inaczej...

Po przejechaniu dwóch kilometrów podjazdu, zacząłem nagle mocno odczuwać trudy tej wyprawy. Chyba przeliczyłem się z siłami. Mój dobry humor i zapał rozsypały się jak domek z kart. Każdy pokonany metr przychodził mi teraz z dużym trudem, moje tempo dramatycznie spadło. Nie pomagała mi również myśl w głowie, ze będę musiał pokonać ten piekielny podjazd drugi raz, w końcu byłem dopiero na pierwszej pętli. Powoli, jadąc w tempie ślimaka potrąconego przez samochód docieram na Przełęcz Walimską. Jedyny plus był taki, że nie zsiadłem z roweru w trakcie podjazdu i nie rzuciłem go gdzieś w przepaść, zawsze to jakieś małe zwycięstwo :)

Z przełęczy zjeżdżam do Walimia.

W Walimiu urządzam sobie dłuższą przerwę na posiłek. Kusi mnie trochę, żeby zrezygnować z dalszej jazdy po górach i wracać do domu, ale ostatecznie zbieram się w sobie i wyruszam na drugą pętlę. Podjazd na Przełęcz Sokół zaczyna się właściwe od miejsca, w którym zrobiłem sobie przerwę, więc łatwo nie będzie. W trakcie podjazdu jadę drogą alternatywną koło Sztolni Walimskich, które stanowią cześć kompleksu "Riese" (największy projekt górniczo-budowlany hitlerowskich Niemiec).

W czasie II wojny światowej w pn. - zach. części Gór Sowich oraz w okolicach zamku Książ w Górach Wałbrzyskich hitlerowskie Niemcy prowadziły prace górnicze i budowlane na niespotykaną skalę. Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 r. Niemcy przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w uważany za bezpieczny rejon Sudetów. Wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Siłę roboczą stanowili zagraniczni robotnicy przymusowi, dla których zorganizowano w pobliżu liczne obozy. Ogromny kompleks w tym sztolnie, podziemia, bunkry i wiele innych konstrukcji o do dziś nie poznanym przeznaczeniu powstawał w promieniu 5 km na zboczach Gór Sowich.
Badacze zajmujący się zagadnieniami związanymi z budową o kryptonimie „Riese” od lat dyskutują na temat przeznaczenia obiektów budowanych w Górach Sowich. Ich zdania na ten temat często bardzo się różnią. Mówi się, że miały to być:
- schrony dla Hitlera i jego najbliższych współpracowników,
- podziemne fabryki (Me-262, V2),
- laboratoria chemiczne, biologiczne lub atomowe,
- zakłady badawcze i produkcyjne dla obiektów pionowego startu, napędzanych m.in. silnikiem antygrawitacyjnym (taa...)
Po przejeździe obok sztolni, powoli zdobywam kolejne metry, aż w końcu docieram na szczyt przełęczy. Jechałem wolno, więc może dlatego nie miałem żadnego kryzysu. Następnie zjechałem z przełęczy, żeby znowu zacząć kolejny podjazd, już piąty w tym dniu. Przełęcz Jugowska i za drugim razem nie sprawiła mi zbyt wielkich trudności. Nie zatrzymuje się na jej szczycie i zjeżdżam od razu do Pieszyc. Pozostała mi ostatnia przełęcz, najtrudniejsza... Pamiętając o tym co się stało za pierwszym razem, postanawiam jechać bardzo spokojnie i się nie szarpać. Łatwo nie było, ale dzięki tej strategii udaje mi się bez zatrzymywania zdobyć ostatnią przełęcz, Przełęcz Walimską. Dwie pętle przejechane, czas wracać do domu :) Z przełęczy zjeżdżam do Walimia, a tam wracając prawie po swoich śladach z rana, wracam do Świdnicy zahaczając jeszcze o Jezioro Bystrzyckie.
To był ciężki trening, przeliczyłem się z własnymi siłami i widzę, że czeka mnie jeszcze trochę pracy nad formą. Na szczęście cała wiosna i lato przede mną. Na pewno będzie jeszcze mnóstwo okazji żeby się trochę zrehabilitować :) Czas już powoli pomyśleć o nowych wyprawach na swoim wiernym jednośladzie.
- DST 122.00km
- Czas 07:39
- VAVG 15.95km/h
- VMAX 52.90km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2765m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 marca 2016
Kategoria Góry Wałbrzyskie
Świdnica-Zagórze-Jaworzyna-Świdnica "Równonocna niedziela"
Ten weekend zapowiada się dla mnie bardzo aktywnie. W piątek byłem na rowerze w okolicach Złotego Stoku, a dziś w niedzielę wybieram się na kolejną wyprawę. Tym razem umawiam się na wspólną wycieczkę rowerową z Agnieszką. Będzie to nasza pierwsza wspólna wyprawa rowerowa i miejmy nadzieję, że nie ostatnia :p Spotykamy się przed południem na rynku w Świdnicy.

Wyjeżdżamy ze Świdnicy w stronę gór. Jedziemy chyba najbardziej popularną trasą wśród świdnickich rowerzystów, ze Świdnicy przez Bystrzycę Dolną i Górną do zapory wodnej w Zagórzu Śląskim. Jest chłodno, wieje wiatr, z nieba od czasu do czasu kropi mały deszczyk, ale mimo wszystko humory nam dopisują. Spokojnym tempem dojeżdżamy do zapory, gdzie robimy sobie krótką przerwę by nacieszyć się pięknymi widokami i ciszą.

Po przerwie, okrążamy zbiornik jadąc drogą asfaltową aż do głównego skrzyżowania Jugowice-Zagórze Śląskie. Na skrzyżowaniu, skręcamy w prawo i dojeżdżamy do centrum Zagórza. Tam skręcamy na skrzyżowaniu w lewo i jedziemy w kierunku Dziećmorowic. Po kilkuset metrach, za nieczynnym przejazdem kolejowym zaczyna się pierwszy mocniejszy podjazd, nie licząc krótkiego podjazdu na tamę. Agnieszka nie zna tego podjazdu, ale dzielnie sobie radzi. Nie narzeka, nie zatrzymuje się i nie przeszkadza jej nawet moje specyficzne dopingowanie, które chyba właściwie nikomu nie pomaga, ale co mi tam... intencje mam dobre :p Dojeżdżamy wspólnie na Przełęcz Palczyk i tam robimy sobie krótką przerwę na wyrównanie oddechu i na zrobienie kilku zdjęć.

Po krótkim odpoczynku, zjeżdżamy drogą asfaltową do Dziećmorowic, gdzie na skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Złotego Lasu. W Złotym Lesie skręcamy w lewo, gdzie zaraz po przejeździe przez most zaczyna się kolejny podjazd do Modliszowa. Bardzo lubię ten podjazd. Asfalt jest bardzo równy, rzadko jeżdżą tam samochody, dokoła tylko las i szum wody w pobliskim, wartkim strumieniu. Spokojnym tempem docieramy do końca podjazdu, do skrzyżowania Wałbrzych-Świdnica. Skręcamy tam w prawo i zjeżdżamy w kierunku Świdnicy.

Mała ciekawostka. Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym w 2016 roku odbędą się w Świdnicy. Polscy kolarze będą walczyć o medale na Dolnym Śląsku w dniach 22-26 czerwca. Zawodnicy siedmiokrotnie przejadą 37 kilometrowe okrążenie, na którym czekać ich będą 2 podjazdy – Przełęcz Palczyk oraz Modliszów.
Na końcu zjazdu dojeżdżamy do skrzyżowania, na który skręcamy w lewo, w kierunku Witoszowa Dolnego. Z Witoszowa Dolnego jedziemy do Świdnicy. W Świdnicy mógłbym zakończyć wyprawę, ale czuję mały niedosyt, więc postanawiam pojechać jeszcze do Jaworzyny. Wyjeżdżamy ze Świdnicy przez osiedle Zawiszów, drogą obok fabryki Colgate. Przejeżdżamy przez miejscowosć Wiśniowa, a następnie skręcamy w lewo do Bagieńca.

Pałac w Bagieńcu - pierwotne był to prawdopodobnie dwór obronny z XIII w. W drugiej poł. XVI w. został przekształcony w renesansowy zamek wodny. Kolejna przebudowa w poł. XVIII w. nadała budowli wystrój barokowy. Ostatecznie przebudowany na pocz. XX w. w stylu neorenesansowym. Podobno pałac należy obecnie do Floriana Laudy, brata słynnego Niki Laudy (trzykrotny mistrz formuły 1). Znalazłem też informację, że zamek kupiła jakaś świdnicka firma. W każdym bądź razie obecny właściciel tego obiektu chyba nie ma pomysłu lub funduszy na tchnienie w ten pałac nowego życia, a szkoda...
Z Bagieńca przez Bolesławice jedziemy do Jaworzyny Śląskiej.

W Jaworzynie Śląskiej kończy się nasza wspólna jazda i już sam wracam tą samą drogą do Świdnicy.
Niedzielny wypad był bardzo fajny. Pozostaje mi jedynie czekać na kolejne wolne dni i snuć plany o dalekich podróżach.
- DST 64.40km
- Czas 04:18
- VAVG 14.98km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 757m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 marca 2016
Kategoria Góry Złote
Kłodzko-Otmuchów-Kamieniec Ząbkowicki "Wymagająca dziewięćdziesiątka"
Kolejny wolny weekend udaje mi się wyjątkowo rozpocząć już w piątek. Tym razem postanawiamy wybierać się z Pawłem w okolice Złotego Stoku. W piątek rano, stawiamy się z rowerami na stacji Świdnica Miasto, skąd jedziemy pociągiem do Kłodzka.
W największym mieście ziemi kłodzkiej zaopatrujemy się w prowiant i wyruszamy rowerami w kierunku Bystrzycy Kłodzkiej drogą krajową nr 33.

Zaraz po wyjeździe z miasta, skręcamy na skrzyżowaniu w lewo i jedziemy lokalną drogą przez Jaszkową Dolną i Górną w kierunku Przełęczy Droszkowskiej. Pogoda przed południem dopisuje. Świeci słońce, prawie zupełnie nie wieje wiatr, jedzie się bardzo przyjemnie.

W Jaszkowej Górnej zaczyna się pierwszy dzisiejszy podjazd. Nie jest on długi ani bardzo stromy, a my jedziemy spokojnym tempem, więc docieramy na przełęcz bez większych problemów.

Na przełęczy jest trochę śniegu, dobrze jednak, że doga asfaltowa jest odśnieżona, ale co będzie gdzieś w leśnych, dzikich ostępach? Chyba trzeba było zaopatrzyć się w Kłodzku w narty lub sanki :p

Po krótkim odpoczynku na przełęczy, zjeżdżamy drogą asfaltową do miejscowości Droszków. Tam na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w lewo, wjeżdżając tym samym na niebieski szlak rowerowy prowadzący na Przełęcz Leszczynową.

Na początku podjazdu jedziemy drogą asfaltową, która jako tako jest odśnieżona.

Wkrótce droga asfaltowa zamienia się w drogę leśną utwardzoną tłuczniem. Śniegu na drodze jest coraz więcej, nachylenie podjazdu też wzrosło. Nie będzie łatwo...

Kopny, głęboki śnieg uniemożliwia nam dalszą jazdę na rowerach. Nie pozostaje nam nic innego jak prowadzić nasze jednoślady.

Po dotarciu do Przełęczy Leszczynowej, postanawiamy trochę zmienić naszą zaplanowaną trasę ze względu na kopny śnieg. Rezygnujemy z próby dotarcia do drogi wojewódzkiej nr 390, do Przełęczy Jaworowej i zamiast tego kierujemy się drogami leśnymi na miejscowość Chwalisław.

Docieramy do Chwalisławia, gdzie zaczyna się droga asfaltowa. Następnie dojeżdżamy do drogi krajowej nr 46 i kierujemy się nią do Złotego Stoku. W najstarszym ośrodku górniczo-hutniczym w Polsce robimy sobie dłuższą przerwę przy dawnej kopalni złota.

Po przerwie ruszamy w kierunku miejscowości Bila Voda w Czechach, zatrzymując się jeszcze po drodze przy wapiennikach, na drodze wylotowej ze Złotego Stoku.

Kontynuujemy naszą wyprawę. Polska jest prawie od 9 lat w Układzie z Schengen, granice już się zatarły, więc prawie nie zwróciliśmy uwagi, że wjechaliśmy do Czech. To jest chyba najlepsze w Unii :) Przejeżdżamy przez miejscowość Bila Voda i kierujemy się do czeskiego miasta Javornik.

Dojeżdżamy do Javornika, a tam postanawiamy zwiedzić zamek Janski Vrch, czyli Janowe Wzgórze.

Po południu psuje się trochę pogoda. Zaczyna wiać wiatr, robi się znacznie chłodniej, ale nie zrażamy się tym. Wycieczka jest jak najbardziej udana :)

Po krótkim zwiedzaniu miasta, ruszamy dalej. Jedziemy drogą asfaltową przez Bernartice do miejscowości Horni Hermanice.

W Horni Hermanice przekraczamy z powrotem granicę i wjeżdżamy do Polski. Z Jasienicy Górnej jedziemy drogami lokalnymi do Otmuchowa. W Otmuchowie urządzamy sobie kolejne zwiedzanie zamku.

Przejeżdżając przez Otmuchów, zatrzymujemy się też na chwilę przy barokowym kościele.

Z Otmuchowa jedziemy rowerami wzdłuż Jeziora Otmuchowskiego do Lubiatowa.

Z Lubiatowa kierujemy się na Paczków, a następnie drogą wojewódzką nr 382 docieramy do miejscowości Byczeń, tam na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w prawo i po kilku kilometrach spokojnej jazdy docieramy do dworca w Kamieńcu Ząbkowickim. W Kamieńcu wsiadamy w pociąg, którym docieramy do Świdnicy.
Kolejny raz udała się bardzo fajna wycieczka rowerowa. Było kilka zamków, kopalne złota, wapienniki, jeziora, lasy, zima w górach i wczesna wiosna na nizinach. Dzięki Paweł za wspólną wyprawę. Chyba już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)
- DST 91.40km
- Czas 09:34
- VAVG 9.55km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 751m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 marca 2016
Kategoria Góry Wałbrzyskie
Świdnica-Świebodzice-Świdnica "Błotem i śniegiem"
Nadeszła długo oczekiwana przeze mnie wolna sobota. Przez cały tydzień "chodził" za mną rower, więc wybór jest prosty, trzeba gdzieś na nim pojechać. Na wyprawę umawiam się z Pawłem, który proponuje zostać przewodnikiem wycieczki. Zna on mnóstwo ciekawych tras rowerowych, więc oczywiście zgadzam się na jego propozycję. Coś mi się wydaje, że nie będę żałować swojej decyzji :) Wyruszamy rowerami w sobotni poranek ze Świdnicy w kierunku Modliszowa. Wybieramy spokojną asfaltową drogę przez Witoszów Dolny. Jest chłodno i pochmurnie, ale jedzie się bardzo przyjemnie, nie ma zupełnie wiatru. W Witoszowie Dolnym, na głównej krzyżówce skręcamy w lewo, a na następnym skrzyżowaniu w prawo, gdzie zaczyna się od razu asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Podjeżdżamy spokojnym tempem, ciesząc się jazdą na rowerze i otaczającym nas pięknym choć jeszcze niezbyt zielonym otoczeniem :) W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca mocno w prawo, my zjeżdżamy w lewo w las, na drogę pożarową nr 6.
Las, śnieg, cisza, spokój dokoła....tego mi było trzeba.
Drogą pożarową jedziemy cały czas do góry. Nachylenie nie jest zbyt duże, bardziej przeszkadza w jeździe mokry, kopny śnieg zalegający na drodze, ale zawsze to jakieś wyzwanie, a ten kto już nie daje rady może się zatrzymać i ulepić bałwana :)
Ja i Paweł przemy cały czas do przodu, bez większych problemów dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych przy ławeczkach.
Skrzyżowanie dróg leśnych przy ławeczkach dla strudzonych wędrowców.
Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.
No i jak tu nie lubić zimy, jest klimat, jest pięknie :)
Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy docieramy do drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.
W tym miejscu kończy się asfaltowy podjazd do Modliszowa.
Drogą asfaltową jedziemy do Modliszowa, a tam na głównym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Pogorzały.
Po kilkuset metrach droga asfaltowa zmienia się w drogę gruntową. Droga jest dość grząska, nasze koła lekko się ślizgają na dwóch krótkich podjazdach, ale ostatecznie udaje nam się pokonać ten odcinek bez potrzeby prowadzenia rowerów. Muszę przyznać, że jak dotąd bardzo przyjemnie mi się jedzie po tak wymagającym terenie :)
Gdzieś pomiędzy Modliszowem a Pogorzałą....
Drogą gruntową dojeżdżamy do Pogorzały. Jedziemy kilkadziesiąt metrów drogą asfaltową w kierunku Wałbrzycha, a następnie skręcamy w prawo, w kolejną drogę gruntową. Tu po przejechaniu kilkuset metrów, natrafiamy na stary, opuszczony i bardzo zaniedbany cmentarz....
Opuszczony cmentarz w Pogorzale. Tablice nagrobne wskazują, że jest to niemiecki cmentarz z XIX i XX wieku.
Zostawiamy cmentarz za sobą i jedziemy polną drogą w kierunku Jeziorka Daisy. Na drodze jest sporo błota i kałuż, ale spokojnie da się jechać po takim terenie. Trzeba natomiast uważać na te kałuże, bo czasem są one bardzo głębokie i można sobie przemoczyć buty, o czym przekonał się Paweł :) Dobrze, że nie jest bardzo zimno.
Dokoła tylko pola i lasy.
Polna droga doprowadza nas do lasu i tu trochę zaczynamy błądzić na rozstajach dróg...
Błoto, śnieg i kałuże...normalka...do tego zdążyliśmy już przywyknąć.
W końcu docieramy do Jeziorka Daisy. Za każdym razem kiedy tam jestem, wydaje mi się ono trochę mroczne i tym razem nie było inaczej.
Jeziorko Daisy i stary wapiennik przerobiony na chatkę myśliwską.
Przy jeziorku robimy sobie krótką przerwę, którą wykorzystuję na zbadanie starych wapienników...
Wapiennik przy Jeziorku Daisy.
Wapienniki rozgrzewano do temperatury 900-1000 °C najczęściej pozyskiwanym z pobliskich lasów drewnem lub węglem kamiennym (także torfem). Wkład ładowany był od góry za pomocą prostych, drewnianych konstrukcji. Otwór w górnej części szybu zasypywano na przemian warstwami kamienia wapiennego i paliwa. W wyniku wysokiej temperatury zachodziła reakcja chemiczna, w wyniku której otrzymywano tlenek wapnia (wapno palone).
Po odpoczynku, jedziemy dalej leśną ścieżką w kierunku Mokrzeszowa.
Tyle przestrzeni, można odetchnąć pełną piersią :)
Na skrzyżowaniu polnych dróg skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku Lubiechowa. W Lubiechowie, na ulicy Wilczej skręcamy w prawo i jedziemy asfaltowo-gruntową drogą wzdłuż linii kolejowej nr 274 do Świebodzic.
Droga do Świebodzic.
Po południu wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Równa droga, piękne widoki, ciepłe promienie słońca... czasami tak niewiele potrzeba żeby mieć naprawdę dobry humor :) W Świebodzicach jedziemy ulicą Kasztanową, Mikulicza, Moniuszki i docieramy do pomnika przyrody cisa "Bolko" i wjazdu na szlak zielony.
Cis Bolko, jego wiek szacuje się na 400-600 lat, jest on prawdopodobnie najstarszym cisem w Sudetach.
Jedziemy szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Pałecznica. Przyznaje,że tego szlaku nie znałem, ale od razu mi się on bardzo spodobał. Wąska ścieżka, czasem wijąca się po wąskich półkach skalnych, szumiąca rzeka tuż obok lub kilka metrów poniżej, a co najważniejsze prawie pełna przejezdność rowerem...super!
Szlak na początku zaczyna się niepozornie, ot zwykła ścieżka przy rzeczce.
Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów robiło się coraz bardziej ciekawie...
Czasem było trochę wąsko, ale na szczęście można było przejechać takie odcinki rowerem.
Dojechaliśmy do wąskich półek skalnych z poręczami...yyy..chyba po złej stronie :p
Tu aż taki odważny nie byłem i prowadziłem rower, ale teoretycznie dałoby się jechać.
Jechaliśmy dalej i dalej, a atrakcje się nie kończyły :)
Na szczęście na trudniejszych odcinkach nie było śniegu.
Powoli, spokojnym tempem jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy szlakiem, który bardzo miło mnie zaskoczył. Pojawiło się nawet przejście wykute w skale.

Trasa jest bardzo malownicza.
Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków, do góry wiedzie szlak zielony, na dół żółty. Wybieramy szlak żółty, który drogą okrężną, ale i przejezdną dla rowerów doprowadzi nas do Starego Książa. Szlakiem żółtym dojeżdżamy od drugiej strony znowu do szlaku zielonego, który od tej strony jest znacznie łagodniejszy.
W porównaniu do szlaku przy rzece tutaj mamy autostradę dla rowerów :)
Szeroką leśną drogą docieramy do celu naszej dzisiejszej wędrówki, do Starego Książa.
Ruiny zamku Stary Książ.
Na zamku robimy sobie dłuższą przerwę, którą wykorzystuję na zrobienie zdjęć i podziwianie widoków.
Ruiny zamku Stary Książ 2.
Zamek Stary Książ ma trochę zakręconą historię, To co teraz można zobaczyć na dwóch zdjęciach powyżej to w rzeczywistości ruiny ruin. Stary zamek został wzniesiony przez Bolka I księcia świdnicko-jaworskiego w XIII wieku. W 1428 roku został zdobyty przez powstańców husyckich. W następnych latach stał się bazą wypadową rycerzy-rozbójników i jako ich siedziba zostaje zniszczony w 1484 roku. Pozbawiony właściciela zamek powoli popada w ruinę. W roku 1794 właściciel zamku Książ Jan Henryk VI von Hochberg zleca wykonanie stylizowanych na gotyk romantycznych ruiny zamku Stary Książ. Według badań archeologicznych wzniesiono je na pozostałościach zamku średniowiecznego. Nowy zamek otoczono fosą i murem obronnym, a wejście do niego poprowadzono przez bramę z dwoma wieżyczkami. Zamek spłonął 19 lub 20 maja 1945 roku, podpalony przez żołnierzy radzieckich.
Po odpoczynku, zjeżdżamy szlakiem biało-czerwonym w kierunku Świebodzic.
Zamek Książ widziany ze szlaku biało-czerwonego.
Szlakiem biało-czerwonym zjeżdżamy aż do rzeki Szczawnik. Tu natrafiamy na przeszkodę w postaci prowizorycznej kładki na rzece.
Kładka na rzecze Szczawnik, przez którą wiedzie szlak biało-czerwony.
Jest zimno, wody w rzecze jest dość sporo, więc postanawiamy nie ryzykować kąpieli i zawracamy na szlak, który doprowadza nas ostatecznie do ulicy Moniuszki w Świebodzicach. W Świebodzicach jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy, w dzielnicy Ciernie skręcamy w prawo na Milikowice. Z Milikowic jedziemy drogą przez pola bezpośrednio do Świdnicy.
Panorama Świdnicy od strony Milikowic.
Czas na podsumowanie wyprawy. Dawno nie miałem tak ciekawej wycieczki rowerowej w terenie. Był śnieg, błoto, słońce, piękne widoki, szlak wijący się wzdłuż stromych zboczy i historyczne budowle. Dzięki Paweł za naprawdę ciekawą wyprawę!
Już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)

Podjeżdżamy spokojnym tempem, ciesząc się jazdą na rowerze i otaczającym nas pięknym choć jeszcze niezbyt zielonym otoczeniem :) W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca mocno w prawo, my zjeżdżamy w lewo w las, na drogę pożarową nr 6.

Drogą pożarową jedziemy cały czas do góry. Nachylenie nie jest zbyt duże, bardziej przeszkadza w jeździe mokry, kopny śnieg zalegający na drodze, ale zawsze to jakieś wyzwanie, a ten kto już nie daje rady może się zatrzymać i ulepić bałwana :)
Ja i Paweł przemy cały czas do przodu, bez większych problemów dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych przy ławeczkach.

Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy docieramy do drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

Drogą asfaltową jedziemy do Modliszowa, a tam na głównym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Pogorzały.
Po kilkuset metrach droga asfaltowa zmienia się w drogę gruntową. Droga jest dość grząska, nasze koła lekko się ślizgają na dwóch krótkich podjazdach, ale ostatecznie udaje nam się pokonać ten odcinek bez potrzeby prowadzenia rowerów. Muszę przyznać, że jak dotąd bardzo przyjemnie mi się jedzie po tak wymagającym terenie :)

Drogą gruntową dojeżdżamy do Pogorzały. Jedziemy kilkadziesiąt metrów drogą asfaltową w kierunku Wałbrzycha, a następnie skręcamy w prawo, w kolejną drogę gruntową. Tu po przejechaniu kilkuset metrów, natrafiamy na stary, opuszczony i bardzo zaniedbany cmentarz....

Zostawiamy cmentarz za sobą i jedziemy polną drogą w kierunku Jeziorka Daisy. Na drodze jest sporo błota i kałuż, ale spokojnie da się jechać po takim terenie. Trzeba natomiast uważać na te kałuże, bo czasem są one bardzo głębokie i można sobie przemoczyć buty, o czym przekonał się Paweł :) Dobrze, że nie jest bardzo zimno.

Polna droga doprowadza nas do lasu i tu trochę zaczynamy błądzić na rozstajach dróg...

W końcu docieramy do Jeziorka Daisy. Za każdym razem kiedy tam jestem, wydaje mi się ono trochę mroczne i tym razem nie było inaczej.

Przy jeziorku robimy sobie krótką przerwę, którą wykorzystuję na zbadanie starych wapienników...

Wapienniki rozgrzewano do temperatury 900-1000 °C najczęściej pozyskiwanym z pobliskich lasów drewnem lub węglem kamiennym (także torfem). Wkład ładowany był od góry za pomocą prostych, drewnianych konstrukcji. Otwór w górnej części szybu zasypywano na przemian warstwami kamienia wapiennego i paliwa. W wyniku wysokiej temperatury zachodziła reakcja chemiczna, w wyniku której otrzymywano tlenek wapnia (wapno palone).
Po odpoczynku, jedziemy dalej leśną ścieżką w kierunku Mokrzeszowa.

Na skrzyżowaniu polnych dróg skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku Lubiechowa. W Lubiechowie, na ulicy Wilczej skręcamy w prawo i jedziemy asfaltowo-gruntową drogą wzdłuż linii kolejowej nr 274 do Świebodzic.

Po południu wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Równa droga, piękne widoki, ciepłe promienie słońca... czasami tak niewiele potrzeba żeby mieć naprawdę dobry humor :) W Świebodzicach jedziemy ulicą Kasztanową, Mikulicza, Moniuszki i docieramy do pomnika przyrody cisa "Bolko" i wjazdu na szlak zielony.

Jedziemy szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Pałecznica. Przyznaje,że tego szlaku nie znałem, ale od razu mi się on bardzo spodobał. Wąska ścieżka, czasem wijąca się po wąskich półkach skalnych, szumiąca rzeka tuż obok lub kilka metrów poniżej, a co najważniejsze prawie pełna przejezdność rowerem...super!

Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów robiło się coraz bardziej ciekawie...

Dojechaliśmy do wąskich półek skalnych z poręczami...yyy..chyba po złej stronie :p

Jechaliśmy dalej i dalej, a atrakcje się nie kończyły :)

Powoli, spokojnym tempem jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy szlakiem, który bardzo miło mnie zaskoczył. Pojawiło się nawet przejście wykute w skale.

Już myślałem, że będę musiał odkręcać kierownicę, ale na szczęście zostało parę centymetrów zapasu :)
Jazdę ułatwiał fakt, że na szlaku prawie nikogo nie było, tylko raz minęliśmy się z parą turystów. Dobrze dla nas :)
Jazdę ułatwiał fakt, że na szlaku prawie nikogo nie było, tylko raz minęliśmy się z parą turystów. Dobrze dla nas :)

Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków, do góry wiedzie szlak zielony, na dół żółty. Wybieramy szlak żółty, który drogą okrężną, ale i przejezdną dla rowerów doprowadzi nas do Starego Książa. Szlakiem żółtym dojeżdżamy od drugiej strony znowu do szlaku zielonego, który od tej strony jest znacznie łagodniejszy.

Szeroką leśną drogą docieramy do celu naszej dzisiejszej wędrówki, do Starego Książa.

Na zamku robimy sobie dłuższą przerwę, którą wykorzystuję na zrobienie zdjęć i podziwianie widoków.

Zamek Stary Książ ma trochę zakręconą historię, To co teraz można zobaczyć na dwóch zdjęciach powyżej to w rzeczywistości ruiny ruin. Stary zamek został wzniesiony przez Bolka I księcia świdnicko-jaworskiego w XIII wieku. W 1428 roku został zdobyty przez powstańców husyckich. W następnych latach stał się bazą wypadową rycerzy-rozbójników i jako ich siedziba zostaje zniszczony w 1484 roku. Pozbawiony właściciela zamek powoli popada w ruinę. W roku 1794 właściciel zamku Książ Jan Henryk VI von Hochberg zleca wykonanie stylizowanych na gotyk romantycznych ruiny zamku Stary Książ. Według badań archeologicznych wzniesiono je na pozostałościach zamku średniowiecznego. Nowy zamek otoczono fosą i murem obronnym, a wejście do niego poprowadzono przez bramę z dwoma wieżyczkami. Zamek spłonął 19 lub 20 maja 1945 roku, podpalony przez żołnierzy radzieckich.
Po odpoczynku, zjeżdżamy szlakiem biało-czerwonym w kierunku Świebodzic.

Szlakiem biało-czerwonym zjeżdżamy aż do rzeki Szczawnik. Tu natrafiamy na przeszkodę w postaci prowizorycznej kładki na rzece.

Jest zimno, wody w rzecze jest dość sporo, więc postanawiamy nie ryzykować kąpieli i zawracamy na szlak, który doprowadza nas ostatecznie do ulicy Moniuszki w Świebodzicach. W Świebodzicach jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy, w dzielnicy Ciernie skręcamy w prawo na Milikowice. Z Milikowic jedziemy drogą przez pola bezpośrednio do Świdnicy.

Czas na podsumowanie wyprawy. Dawno nie miałem tak ciekawej wycieczki rowerowej w terenie. Był śnieg, błoto, słońce, piękne widoki, szlak wijący się wzdłuż stromych zboczy i historyczne budowle. Dzięki Paweł za naprawdę ciekawą wyprawę!
Już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)
- DST 62.00km
- Czas 07:25
- VAVG 8.36km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 797m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze