Informacje

  • Wszystkie kilometry: 1521.90 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 5d 18h 58m
  • Prędkość średnia: 10.66 km/h
  • Suma w górę: 28127 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pietrekk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2016

Dystans całkowity:168.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:29
Średnia prędkość:10.25 km/h
Maksymalna prędkość:63.40 km/h
Suma podjazdów:4755 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:84.45 km i 8h 14m
Więcej statystyk
Sobota, 18 czerwca 2016 Kategoria Karkonosze

Jelenia Góra - Janske Lazne - Jelenia Góra "Dookoła królowej Karkonoszy"


Cały tydzień myślałem o jakieś wymagającej wyprawie rowerowej. W końcu nadszedł wolny weekend i mogłem wcielić swoje plany w życie. Wsiadam w sobotni poranek do pociągu i około 9 jestem już w Jeleniej Górze. Prowiant zakupiłem już wcześniej, więc ze stacji wyruszam od raz na trasę. Z Jeleniej Góry wyjeżdżam drogą wojewódzką nr 367 w kierunku Kowar.

Śnieżka na razie jest jeszcze bardzo daleko, zobaczymy czy uda mi się do niej nieco zbliżyć :)

Jazda drogą wojewódzką jest bardzo przyjemna. Wiatr delikatnie wieje w plecy, słońce miło grzeje, dookoła wszystko się zieleni, no bajka...ale to tak naprawdę cisza przed burzą. Bez przygód docieram do Kowar i tu zaczynam swoją pierwszą dzisiejszą wspinaczkę, podjazd na Przełęcz Okraj. Przejeżdżam przez całą miejscowość i jadąc Drogą Głodu docieram z powrotem na drogę wojewódzką nr 367. Jest to najcięższy odcinek całego podjazdu na przełęcz, ale jadąc spokojnym tempem, można go pokonać bez większych problemów. Czerpiąc radość z jazdy po spokojnej drodze w lesie i z ciepłego przedpołudnia, docieram bez przygód na przełęcz. Nie czuję się jeszcze zmęczony, to była dopiero rozgrzewka, mimo wszystko robię sobie krótką przerwę na posiłek przed zjazdem.

Gdzieś tam hen za górami ledwo majaczy mój kolejny cel, Cerna Hora.

Po przerwie, zjeżdżam bardzo długim zjazdem w kierunku czeskiej miejscowości Svoboda nad Upou. Zjazd jest bardzo przyjemny, ale jazda tą drogą w drugą stronę, nie jest już taka fajna. Jak dla mnie, wjazd na Przełęcz Okraj od strony czeskiej jest niemiłosiernie ciągnącym się i najnudniejszym podjazdem asfaltowym w Karkonoszach.

Malownicza droga do Svoboda nad Upou wzdłuż rzeki Mala Upa.

Rozluźniony i zrelaksowany długim zjazdem, docieram do miejscowości Svoboda nad Upou. Na głównym skrzyżowaniu skręcam w prawo, na drogę nr 297. W tym miejscu czeska sielanka się kończy, zaczynam podjeżdżać pod kolejny podjazd na szczyt Cernej Hory. Rzadko tędy jeżdżę i jak dobrze pamiętam nie udało mi się nigdy wjechać na ten szczyt bez zatrzymywania. Czas to zmienić! :) Spokojnym tempem pokonuję pierwszą cześć podjazdu do miejscowości Janske Lazne. Na małym zmęczeniu jedzie mi się dość dobrze. Nachylenia nie są tu jeszcze zbyt duże, jednak cały czas droga wiedzie w górę... Po minięciu zjazdu do centrum miejscowości, skręcam na kolejnym skrzyżowaniu w prawo, na wąską asfaltową drogę, która prowadzi bezpośrednio na Cerną Horę. Przez kilkaset metrów można trochę odetchnąć, bo nachylenie na tym odcinku nie jest zbyt duże, a następnie zaczyna się właściwa część podjazdu, która już nie odpuści aż do szczytu. Pokonuje kolejne metry przewyższenia. Dobrze mi się jedzie, chociaż już zaczynam czuć w nogach trudy tej wyprawy. Podjazd może nie dobija procentami, bo nachylenia nie są tu jakieś straszliwe, ale męczy swoją długością i brakiem odcinków, gdzie można złapać głębszy oddech. Muszę jeszcze dodać, że na ostaniom kilometrze nachylenie się jeszcze zwiększa, co przy skumulowanym zmęczeniu odbiera trochę wolę walki by dojechać do końca bez odpoczynku. Końcówka mocno mnie wymęczyła, ale trochę się zawziąłem w sobie i udało mi się dotrzeć na szczyt bez postojów :)

Dyskusyjny pod względem estetyki nadajnik telewizyjny na Cernej Horze (1299 m n.p.m.). Jedno jednak trzeba przyznać, obiekt ten sprawia, że Cerna Hora jest bardzo charakterystycznym szczytem w Karkonoszach.

Tradycyjnie po pokonaniu podjazdu urządzam sobie przerwę. Zjeżdżam kawałek drogą, którą chwilę wcześniej jechałem do góry i zatrzymuję się przy opuszczonym schronisku Sokolska Bouda, skąd rozpościerają się piękne widoki na czeskie równiny.

Czeskie klimaty.

Po przerwie, zjeżdżam szutrowym szlakiem, a następnie asfaltową drogą do Pecu pod Śnieżką.

Pec pod Śnieżką, a w tle gwiazda dzisiejszej wyprawy, królowa Karkonoszy, Śnieżka.

W Pecu robię sobie kolejną przerwę. Przyznaje, że zmęczony specjalnie nie byłem. Odpoczywałem przecież na Cernej Horze i miałem za sobą tylko szybki zjazd, ale czekała na mnie najtrudniejsza przeprawa tej wycieczki, podjazd na Modre Sedlo. Dla mnie jest to podjazd legenda i zawsze przed jego pokonaniem odczuwam duży respekt. Ile prób musiałem podjąć, by w końcu pokonać ten podjazd bez zatrzymywania się... Był płacz i zgrzytanie zębów, walka z własnymi słabościami, nauka pokory i w zeszłym roku, w końcu się udało :) Nigdy też nie zapomnę mojego pierwszego podjazdu pod Modre Sedlo. Te ścianki niemalże o pionowym nachyleniu, wstęga asfaltu wijąca się po zboczu jak typowa alpejska droga, piękne widok i szczyt skąpany w blasku zachodzącego słońca. To wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Po przerwie zbieram się w sobie i zaczynam najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Czechach. Podjazd zaczyna się mocno, ale nachylenie nie stanowi tu jeszcze jakiegoś dużego wyzwania, pierwsze schody zaczynają przy wjeździe do lasu. Pojawiają się stosunkowo krótkie odcinki o nachyleniu przekraczającym dobrze ponad 10%. Na szczęście nie są one długie i tak od jednego lekkiego "wypłaszczenia" (wypłaszczenie oznacza nachylenie około 6%-10% na tym podjeździe :p) do drugiego udaje mi się pokonać pierwszą cześć podjazdu. Mijając Richtrovą Boudę można trochę odpocząć, bo przez kilkaset metrów podjazd prawie zupełnie odpuszcza. Jadę tu spokojnie, ale ważne jest to, że jak na razie, nie musiałem się zatrzymywać i nie czuję się bardzo zmęczony. Krótki łyk wody z bidonu, rzut oka na siedzących sobie komfortowo turystów przy drewnianych stolikach, skręt w prawo, a potem w lewo i już jestem na ścianie płaczu. Odcinek ten właściwie nie odpuszcza aż do Schroniska Vyrovka. Tu czuje się każdy zdobyty metr przewyższenia w nogach i głowie... Jadąc zygzakiem, z mocno nadwątlonymi siłami, zbliżam się niemiłosiernie wolno do szczytu. Muszę podziękować tu czeskim i polskim turystom, których doping niezmiernie mi pomagał. Wreszcie docieram do skrzyżowania szlaków przy Vyrovce, gdzie skręcam w prawo. Od tego miejsca podjazd delikatnie odpuszcza, najgorsze już za mną :) Droga wiedzie teraz po odsłoniętym stoku, skąd rozpościerają się piękne widoki na czeską stronę Karkonoszy.

Droga prowadząca od schroniska Vyrovka do Modrego Sedla.

Bardzo zmęczony, ale i szczęśliwy docieram na szczyt. Kolejny raz udało mi się zdobyć tego kolosa bez zatrzymywania się :)

Śnieżka od strony Modrego Sedla.

Trzy podjazdy zostały zdobyte. Największe trudy mojej wyprawy już za mną, teraz na spokojnie mogę rozkoszować się ładnymi widokami i świeżym górskim powietrzem. Zjeżdżam asfaltową drogą do schroniska Lucni Bouda...

Droga na Modre Sedlo od strony schroniska Lucni Bouda.

Przy schronisku zatrzymuję się na chwilę na skrzyżowaniu szlaków. Wybieram niebieski szlak szutrowo-drewniany (tak, tak drewniany :p ) prowadzący do Domu Śląskiego pod Śnieżką. Od tego miejsca jazda rowerem jest zakazana. Mam sporo czasu i naszła mnie ochota na spokojny spacer, więc zsiadam grzecznie z roweru i powoli dreptam sobie w kierunku Śnieżki prowadząc swój jednoślad.

Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne IMGW na Śnieżce.

Charakterystyczny budynek obserwatorium na Śnieżce wzniesiono w latach 1966-1974 (budowa została zakończona 13 listopada 1974), kilka metrów na zachód od miejsca, gdzie zlokalizowane było dawne polskie (a do 1945 niemieckie) schronisko na Śnieżce. Konstrukcja powstała z żelbetu, stali, aluminium (m.in. pokrycie zewnętrzne) i szkła. Projektantami budynku byli architekt dr inż. Witold Lipiński i architekt mgr inż. Waldemar Wawrzyniak. Budynek ma formę trzech połączonych ze sobą brył w kształcie dysków. 12 marca 2009 roku pod naporem śniegu, szadzi i huraganowego wiatru na podłogach i ścianach obserwatorium pojawiły się pęknięcia. 16 marca doszło do odłamania się części górnego dysku obserwatorium, po którym obiekt zamknięto do czasu przeprowadzenia inspekcji. W grudniu 2009 roku zakończyła się pierwsza faza remontu. Odnowiono talerz i zamontowano nową poręcz. Drugą fazę remontu przeprowadzono między wrześniem a grudniem 2010 roku. Jednak ekspertyza wykazała, że konieczna jest też renowacja pozostałych dysków, mimo iż w tej chwili nie ma bezpośredniego zagrożenia katastrofą budowlaną. Stan techniczny budynku wciąż się pogarsza, a jego wnętrze dawno przestało spełniać współczesne standardy. 1.11.2015 r. obiekt został zamknięty dla turystów do odwołania :/

Po dotarciu do Domu Śląskiego robię sobie długą przerwę na posiłek i  podziwianie krajobrazów.

Cerna Hora od strony Domu Śląskiego.

Turystów na szlakach jak i schroniskach było naprawdę dużo, ale jest to normalne w weekendy. 

Kotlina Jeleniogórska.

Wszystko co dobre szybko się kończy. Z ociąganiem zbieram się do powrotu na niziny. Zjeżdżam brukowanym szlakiem niebieskim w Kierunku Strzechy Akademickiej.

Trzeba nasycić oczy takimi widokami, bo co najmniej przez tydzień nie będzie ku temu okazji.

Zjazd po nierównym bruku moim rowerem nie należy do przyjemnych. Wydaje mi się, że zgubiłem gdzieś swoją nerkę na tym zjeździe...

Bruki sudeckie.

Mijam Strzechę Akademicką i mój zjazd rowerem staje się już legalny. Na skrzyżowaniu szlaków jadę prosto i wjeżdżam na szlak żółty, który na szczęście jest już szutrowy. Szlak doprowadza mnie do Karpacza, skąd drogami asfaltowymi docieram do Jeleniej Góry. Tradycyjnie, z Jeleniej Góry jadę pociągiem do Świdnicy. Tak kończy się moja kolejna wyprawa. Jestem z niej bardzo zadowolony. Udało mi się zdobyć bez zatrzymywania trzy podjazdy, w tym jeden na prawdę bardzo, bardzo wymagający. Pogoda dopisała, widoczność nie była najgorsza, sprzęt jak i organizm nie zawiódł. Czego można chcieć więcej :) Czas powoli planować kolejną wyprawę.


  • DST 102.50km
  • Czas 08:55
  • VAVG 11.50km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 2728m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2016 Kategoria Karkonosze

Jelenia Góra - Szpindlerowy Młyn - Szklarska Poręba "Dookoła domku muminków"


W wolną niedzielę postanawiam przejechać rowerem jedną ze swoich ulubionych tras. Jest ona niesłychanie malownicza, dość wymagająca i trochę...nielegalna (ale o tym cicho sza...). Wszyscy potencjalni towarzysze mają już inne plany, więc czeka mnie wyprawa solo. Wczesnym rankiem jadę pociągiem ze Świdnicy do Jeleniej Góry z przesiadką w Jaworzynie. Wysiadam o czasie na swojej docelowej stacji, a następnie kierując się głównymi drogami wyjeżdżam z Jeleniej Góry w kierunku Podgórzyna, mijając po drodze Podgórzyńskie Stawy. W Podgórzynie robię małe zakupy. Niedzielne poranki mają to do siebie, że poza małym ruchem na ulicach, w sklepach też prawie nikogo niema, stąd zakupy w tym czasie to naprawdę sama przyjemność :) Z zapasami prowiantu rozpoczynam pierwszy dzisiejszy podjazd, a jest nim moja stara, wredna znajoma, Przełęcz Karkonoska. Pierwsze kilometry tego podjazdu nie są jakieś straszne, jeśli się wie, co będzie wyżej :p Spokojnym tempem wspinam się główną drogą prowadzącą przez Podgórzyn Górny, a następnie Przesiekę.

Podgórzyn Górny. Widać już zdobytą wysokość, ale to i tak dopiero początek :)

Po wyjeździe z terenu zabudowanego, zaczynają się dopiero właściwe "schody". Najpierw seria krórtkich, stromy odcinków poprzeplatana lekkimi wypłaszczeniami, a następnie od skrzyżowania z Drogą Sudecką, ostra wspinaczka pod górę. Jedzie mi się naprawdę dobrze. Jest chłodno, co przy pokonywaniu długich podjazdów jest niewątpliwie dużą zaletą. Nie mam też w nogach przejechanych wielu kilometrów, co też bardzo pomaga pokonywać kolejne metry przewyższenia. Poza tym, jazda tym epickim (jak na polskie warunki) podjazdem jest już sama w sobie bardzo fajnym wyzwaniem.

To zdjęcie zakrzywia rzeczywistość, tu wcale nie było płasko, oj nie :)

Po długiej i mozolnej wspinaczce docieram w końcu do Schroniska Odrodzenie, gdzie kończy się podjazd. Tu muszę nadmienić, że był to mój najlepszy podjazd na Przełęcz Karkonoską. Podjazd pokonany bez zatrzymywania się, w całkiem niezłym tempie. Forma już jakaś jest :)

Krajobrazy roztaczające się ze Schroniska Odrodzenie.

Po dłuższym odpoczynku przy schronisku, ruszam w dalszą podróż. Zjeżdżam szeroką, gładką i krętą drogą asfaltową do kraju naszych południowych sąsiadów. Zatrzymuję się na chwilę za Szpindlerowym Młynem, przy malowniczym zbiorniku wodnym na Łabie.

Karkonosze są równie piękne po obu stronach granicy.

Z tamy na zbiorniku wracam kilkadziesiąt metrów główną drogą w kierunku Szpindlerowego Młyna, a następnie skręcam w lewo na niebieski szlak. Tu pokonuje dość stromy odcinek asfaltowego podjazdu i dojeżdżam do rozdroża szlaków. Skręcam w lewo na szutrowy szlak rowerowy, na mojej mapie zaznaczony jest jako żółty. Szlak wiedzie mnie cały czas do góry, jednak jego nachylenie nie jest zbyt duże. Można się odprężyć i czerpać wielką radość z jazdy rowerem na łonie natury :)

Szutrowe, leśne szlaki to jest to!

Szlakiem docieram do górskiego ośrodka wypoczynkowego Horni-Misecky. Nie zatrzymuje się w miejscowości i kontynuuje swój podjazd. Jadę już teraz drogą asfaltową prowadzącą na szczyt przy Vrbatovej Boudzie. Ruch pojazdów jest tu ograniczony właściwie tylko do autobusów turystycznych, więc cała drogi jest dla mnie...no i może dla kilku mijanych turystów :) Kolejne metry zdobywa się bardzo przyjemnie. Podjazd jest bardzo malowniczy, przejeżdżam przez 4 serpentyny, a następnie wjeżdżam na odsłonięty odcinek drogi asfaltowej, skąd rozpościerają się piękne widoki na czeskie Karkonosze.

Szkoda, że przejrzystość powietrza nie była zbyt dobra :/

Rozkoszując się pięknymi widokami docieram bez większych trudności na szczyt wzniesienia Vrbatovo návrší (1416 m n.p.m.), tuż przy Vrbatovej Boudzie. Panuje tu niesamowita cisza i nie ma nikogo, więc urządzam sobie dłuższą przerwę na kontemplację sensu istnienia i pokrzepiający posiłek :p

Między niebem a ziemią.

Po dłuższej przerwie wsiadam znowu na rower i zjeżdżam asfaltową drogą w kierunku Labskiej Boudy. Na rozwidleniu szlaków skręcam w lewo i zjeżdżam z asfaltu na drogę szutrową. Od tego miejsca jazda rowerem jest już nielegalna... Mam tu dziwny zanik pamięci i nie pamiętam czy tamtędy jechałem rowerem, czy go prowadziłem :p Kieruję się do granicy polsko-czeskiej, do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym. Na rozwidleniu szlaków, skręcam w prawo, w kierunku Łabskiego Szczytu i Śnieżnych Kotłów.

Czerwony szlak wiodący do Śnieżnych Kotłów i stacji przekaźnikowej TV.

Mijam z prawej strony Łabski Szczyt i docieram do stacji przekaźnikowej TV, czyli "domku Muminków" :)

Domek Muminków na krawędzi znanego świata :p

Największe trudy wyprawy są już za mną, zostało mi sporo czasu do pociągu, więc urządzam sobie dłuższą przerwę przy Śnieżnych Kotłach.

Śnieżne Kotły i Kotlina Jeleniogórska.

Wypoczęty, wracam na fragmentem szlaku, którym wcześniej dotarłem do Śnieżnych kotłów. Mijam rozwidlenie szlaków, na którym udaję się tym razem w kierunku Szrenicy.

Czerwony szlak w kierunku Szrenicy.

To jest zdecydowanie najfajniejszy odcinek wyprawy. Tyle przestrzeni dookoła, niziny majaczące gdzieś hen w dole, a szeroka wstęga szlaku, którą...yyy...się przemieszczam, owija się wokół pobliskich szczytów.

Takie widoki chyba nigdy mi się nie znudzą :)

Otoczony tak malowniczą scenerią nawet nie zauważam, że docieram na Szrenicę, gdzie robię sobie kolejną przerwę. Siadam na kamieniu, na którym już pewnie wiele pokoleń podróżników odpoczywało i wygrzewam się w wiosennym, ciepłym słońcu :) Polecam! :)

Widać jak na dłoni, że ziemia jest płaska :p

W końcu nadchodzi czas by wracać do cywilizowanego świata. Spacerowym tempem zmierzam do Szklarskiej Poręby.

Od Szrenicy do Wodospadu Kamieńczyka szlak jest wybrukowany, średnio mi się to podoba...

Najgorszy odcinek bruku zaczyna nieco niżej...

Ciężko się tędy prowadzi rower nawet w dół :/

W końcu docieram do Wodospadu Kamieńczyka, skąd już na szczęście asfaltową drogą docieram do drogi krajowej nr 3.

Cywilizacja! :)

Po dotarciu do głównej drogi, zjeżdżam nią do Szklarskiej Poręby. Tam wsiadam do wygodnego pociągu i wracam nim do Świdnicy. Kolejna wyprawa zakończona sukcesem :) Jeśli ktoś chce się wyciszyć, wypocząć od wielkomiejskiego zgiełku, to gorąco polecam podobną wyprawę. Nieważne czy pokona się ją pieszo, rowerem czy hulajnogą i tak magia gór zrobi swoje :) Tymczasem, trzeba już zacząć myśleć o kolejnej przygodzie :)


  • DST 66.40km
  • Czas 07:34
  • VAVG 8.78km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 2027m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl