Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Sowie
Dystans całkowity: | 513.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 43:11 |
Średnia prędkość: | 11.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.60 km/h |
Suma podjazdów: | 10561 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 102.78 km i 8h 38m |
Więcej statystyk |
Sobota, 28 maja 2016
Kategoria Góry Sowie, Góry Stołowe
Kudowa-Zdrój - Świdnica "Siła żywiołu"
Nadszedł kolejny upragniony weekend, czas wyciągnąć rower z ciemnego garażu i trochę się przewietrzyć. W sobotni poranek spotykam się z Agnieszką na stacji Świdnica Miasto, skąd jedziemy pociągiem do Kudowy Zdroju. Wysiadamy o czasie na docelowej stacji i w centrum miejscowości robimy małe zakupy.

Z Kudowy wyjeżdżamy drogą wojewódzką nr 387 w kierunku Przełęczy Lisiej, gdzie malownicza Szosa Stu Zakrętów wije się wśród zielonych lasów. Podjazd na przełęcz zaczyna się jeszcze w granicach miasta. Na szczęście, nachylenie nie jest duże, a szeroka droga jest gładka jak stół. Jadąc spokojnym tempem bez trudu zdobywamy kolejne metry wysokości. Pogoda dopisuje, jest ciepło, słaby wiatr zupełnie nie przeszkadza w jeździe, a w powietrzu czuć wiosnę :) Bez kłopotów docieramy na przełęcz i w miejscowości Karłów robimy sobie dłuższą przerwę, na co dziwne, pustej polance. Muszę przyznać, że w samym Karłowie ludzi było mnóstwo. Samochody blokowały drogi przy zjazdach na parkingi, turyści oblegali przydrożne lokale gastronomiczne i sklepy. Brrrr.... nie moje klimaty.

Po przerwie, zjeżdżamy malowniczą, krętą drogą nr 387 do Radkowa.

Robimy pętlę honorową wokół radkowskiego rynku, a następnie wyjeżdżamy z miejscowości w stronę granicy z Czechami, w kierunku Bozanova. Asfaltową, cichą drogą przekraczamy granicę polsko-czeską.

Lokalnymi drogami jedziemy przez Bozanov i Martinkovice do Broumova. W centrum miasteczka zatrzymujemy się na dłużej, żeby pozwiedzać klasztor benedyktyński.

Nasyciwszy oczy historyczną architekturą i malowidłami (w tym freskiem przedstawiającym jakiegoś podejrzanego murzyna - no serio jest tam taki ^^) ruszamy dalej. Wyjeżdżamy z Broumova drogą nr 303, która prowadzi do polskiej granicy przez Przełęcz Pod Czarnochem. Im jesteśmy bliżej granicy, tym podjazd staje się cięższy. Dodatkowo w górach coraz częściej słychać pomruki nadchodzącej burzy. Całe niebo zasnuły ciemne chmury. Pytanie tylko, kiedy zacznie padać deszcz...Spokojnym tempem, bez zatrzymywania, zdobywamy kolejne metry i prawdopodobnie udało by się nam zdobyć cały podjazd bez przystawania, gdyby nie pogoda. Zaczęło się niewinne, od kilku zabłąkanych kropel, ale niestety w końcu zaczęło padać na tyle mocno, że postanowiliśmy poszukać jakiegoś schronienia. Na samym początku miejscowości Janovicky, udaje nam się znaleźć skromnie zadaszoną ławkę. Tam postanawiamy przeczekać burzę, która zmienia się w biblijny potop...

Nie był to ciepły letni deszcz, prędzej zimny bicz jakiegoś rozzłoszczonego boga wody i wiatru. Woda lała się z nieba jak z wiadra bez dna, dokoła co rusz trzaskały pioruny, a wiatr ciskał gradem i deszczem na wszystkie strony. Świat pogrążył się w ciemności... Oczywiście przesadzam, ale naprawdę mocno padało :) Ulewa trwała dobrą godzinę. Kiedy przestało padać ruszyliśmy w dalszą drogę. Podjechaliśmy bez większych problemów pod pozostały odcinek podjazdu, a następnie po przekroczeniu granicy z Polską, zjechaliśmy do Głuszycy. Mijając pierwsze zabudowania, było już widać, że i po polskiej stronie burza miała gwałtowny charakter.

Przejeżdżając przez rozlewiska wody i mijając kilka wozów strażackich docieramy do głównego skrzyżowania w Głuszycy Górnej.

Na skrzyżowaniu skręcamy w lewo i kierujemy się drogą wojewódzką nr 381 w kierunku Zagórza Śląskiego.

Asfaltowa droga, którą jedziemy w kierunku Świdnicy, biegnie wzdłuż rzeki Bystrzycy. Na szczęście woda w rzece nie przybrała na tyle, żeby spowodować lokalne podtopienia.

Do Świdnicy jedziemy dogami asfaltowymi przez Zagórze Śląskie, Bystrzycę Górną, Burkatów i Bystrzycę Dolną. Kolejny raz udało się dojechać szczęśliwie do domu :) Wycieczkę mogę zaliczyć do udanych. Dzisiejsza trasa była bardzo malownicza. Mogłem również doświadczyć siły żywiołu jakim jest woda. Tak gwałtownych opadów, dawno już nie pamiętam. Nie pozostaje mi już nic innego, jak zacząć planować kolejną wyprawę.
- DST 76.80km
- Czas 08:16
- VAVG 9.29km/h
- VMAX 61.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1133m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2016
Kategoria Góry Bardzkie, Góry Sowie
Świdnica-Bardo "Sudeckimi szlakami II"
"Wszystko co dobre szybko się kończy" kolejny raz to przysłowie się sprawdziło. Majówka dobiega już końca, pozostał ostatni wolny dzień. Prognozy pogody na wtorek nie były zbyt zachęcające, ale mimo wszystko postanawiam ruszyć się z domu. W grudniu nie udało mi się dojechać do Barda Śląskiego jadąc sudeckimi szlakami, więc postanowiłem spróbować drugi raz. Tym razem nie jechałem sam, jechałem z Pawłem, znałem już większość trasy, a wiosenne dni były znaczenie dłuższe od tych zimowych. Szanse na zdobycie "festung Wartha" znacznie wzrosły :) Wyruszamy z Pawłem przed południem, jedziemy drogami asfaltowymi ze Świdnicy do Zagórza Śląskiego przez Bystrzycę Dolną i Górną.
Malownicza droga wzdłuż rzeki Bystrzycy i linii kolejowej nr 285.
Jest chłodno, słońce otula gruby kocyk z chmur, ale co najważniejsze, nie wieje wiatr. To pozwala czuć się w czasie jazdy w miarę komfortowo. Spokojnym tempem dojeżdżamy na tamę przy Jeziorze Bystrzyckim, a stamtąd jedziemy kilkaset metrów drogą asfaltową wzdłuż zbiornika. W miejscu gdzie droga skręca mocno w prawo, my jedziemy prosto i wjeżdżamy na żółty, szutrowy szlak. Tu zaczyna się dla nas pierwszy większy podjazd tego dnia. Szlak wiedzie cały czas do góry, choć jego nachylenie nie jest bardzo dokuczliwe. Na początku jedziemy szeroką szutrową drogą, jednak po kilkuset metrach zmienia się ona w wąską, kamienistą i nierówną ścieżkę. Na niektórych odcinkach szlak jest na tyle zniszczony przez spływającą z gór wodę, że musimy prowadzić nasze rowery. Dobrze, że takich odcinków nie ma zbyt dużo :) Nasz podjazd kończy się przy rozwidleniu szlaków, przy pomniku przyrody "Kanciarski Buku". W tym miejscu mieliśmy skręcić na szlak prowadzący do miejscowości Michałkowa. Niestety w wyniku splotu bardzo nieprawdopodobnych i trudnych do wytłumaczenia ludzkim rozumem okoliczności, skręciliśmy na zły szlak (tak naprawdę to zapomniałem wziąć mapę z domu i jechałem na zawodną pamięć). Pomimo jawnej pomyłki, zjazd był bardzo przyjemny, bo jechaliśmy równą jak stół, szutrową drogą, która była jeszcze w budowie.
Właśnie powstaje kolejny fajny odcinek drogi w Górach Sowich. Ciekawe tylko, gdzie uda się nam nim dojechać ?
Po kilkunastu minutach wyjeżdżamy z lasu i pojawiamy się w.....Bojanicach. Hmm...to raczej nie po drodze do Barda... Są jednak pewne plusy tej pomyłki. Kolumb chciał dotrzeć do Indii, a odkrył Amerykę. My chcieliśmy dotrzeć do Michałkowej, a odkryliśmy bardzo ciekawy, alternatywny dojazd do Jeziora Bystrzyckiego przez Bojanice. Teraz Kolumb może nam co najwyższej rowery umyć :p Musieliśmy nadrobić stracony czas, więc postanawiamy pojechać drogą asfaltową przez Lutomię Dolną do Pieszyc, skąd po pokonaniu bardzo długiego podjazdu docieramy do Przełęczy Jugowskiej. Na przełęczy zjeżdżamy z drogi asfaltowej i wjeżdżamy na niebieski szlak rowerowy w kierunku Przełęcz Wolborskiej. Tak naprawdę dopiero w tym miejscu zaczyna się nasza prawdziwa przeprawa do Barda szlakami sudeckimi.
Niebieski szlak rowerowy w kierunku Przełęczy Woliborskiej.
Bardzo lubię jeździć tym szlakiem. Szutrowa nawierzchnia jest gładka jak tafla wody na jeziorze w bezwietrzny dzień. Droga wije się po zboczach okolicznych szczytów jak górska rzeka. Są tu również liczne podjazdy i zjazdy, które bardzo urozmaicają "połykanie" kolejnych kilometrów na rowerze.
Szlakami w takim stanie mógłbym jeździć godzinami :)
Spokojnym tempem dojeżdżamy do Przełęczy Woliborskiej. Stamtąd po dłuższej przerwie ruszamy w dalszą drogę, wciąż jadąc niebieskim szlakiem rowerowym, kierujemy się teraz na Przełęcz Srebrną.
Niebieski szlak rowerowy w kierunku Przełęczy Srebrnej.
Nawierzchnia szlaku trochę się pogorszyła, pojawiły się głębokie koleiny, kałuże i kamienie, ale mimo wszystko przejezdność rowerem była pełna :)
Rzadko wyjeżdżaliśmy z lasu na otwartą przestrzeń, gdzie można było zrobić takie zdjęcia.
Bez większych problemów docieramy na Przełęcz Srebrną. Tam robimy sobie krótką przerwę przy Forcie Ostroróg.
Fort Ostroróg wzniesiony w latach 1766-71 na wierzchołku góry o tej samej nazwie (627 m npm)
Po odpoczynku, objeżdżamy fort zielonym szlakiem, a następnie zjeżdżamy nim w kierunku miejscowości Żdanów. Jest to pieszy szlak, który ma dość luźną nawierzchnie na stromych zboczach, dlatego na niektórych odcinkach byliśmy zmuszeni podreptać w dół obok naszych rowerów.
Zejście zielonym szlakiem w kierunku Żdanowa.
Pogoda była dość niepewna. Słońce zakrywały chmury, od czasu do czasu padał przelotny deszcz. Chyba właśnie dlatego na szlaku nie mijaliśmy zbyt wielu turystów, ale spotkaliśmy za to co innego....
Na swojej drodze spotkaliśmy kilka jaszczurów ognistych. Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się ujść z życiem z tego przypadkowego spotkania :p Potoczna nazwa tego stworzonka, która już nie budzi takiej trwogi w sercach to salamandra plamista :)
Jechaliśmy wciąż w dół podziwiając pełne soczystej zieleni krajobrazy.
Gdzieś w tej cichej dolince leży tajemnicza miejscowość Żdanów :p
Zielony szlak na pewnym odcinku prowadził nas po starym śladzie kolejki sowiogórskiej. Dzisiaj po dawnej linii kolejowej pozostały jedynie dwa wiadukty, które zostały przerobione na wiadukty pieszo-rowerowe.
Jeden z dwóch ceglanych wiaduktów kolejki sowiogórskiej na zielonym szlaku.
Kolejka Sowiogórska
Normalnotorowa linia kolejowa prowadząca z Dzierżoniowa przez Pieszyce, Bielawę, Srebrną Górę, Przełęcz Srebrną, Wolibórz, Słupiec do Ścinawki Średniej. Miała ona służyć przede wszystkim jako atrakcja turystyczna, lecz także na potrzeby transportu węgla z kopalń w Słupcu i Nowej Rudzie do Dzierżoniowa.
Pierwsze prace rozpoczęto w 1897 r. a ostatni jej odcinek oddano do użytku w 1903 r. Szczególnie trudny w budowie był odcinek między Srebrną Górą a Woliborzem, wymagał on m.in. wybudowania dwóch ceglanych wiaduktów (żdanowskiego, wys. 23,8 m i srebrnogórskiego, wys. 28 m).
Nachylenie torów na odcinku Nowa Wieś Kłodzka – Przełęcz Srebrna wyniosło 5%, a na odcinku Srebrna Góra – Przełęcz Srebrna nawet 6%. Wymusiło to zastosowanie na odcinku 6,6 km szyny zębatej zamocowanej na stalowych podkładach pośrodku torowiska. Odcinek zębaty obsługiwany był przez specjalne parowozy, które kursowały wyłącznie między stacjami w Srebrnej Górze i Woliborzu. Średnia prędkość pociągu wynosiła tu 9,6 km/h.
Z przyczyn ekonomicznych oraz ze złego stanu infrastruktury i taboru, 12 października 1931 zawieszono całkowicie ruch z Woliborza do Srebrnej Góry, a 11 maja 1932 ze Ścinawki Średniej do Woliborza. W latach 1933-1934 rozebrano tory między Woliborzem a Srebrną Górą, ostatecznie zamykając historię kolei sowiogórskiej, jedynej kolei zębatej pozostającej w dzisiejszych granicach Polski.
Ostatecznie dojeżdżamy zielonym szlakiem do drogi asfaltowej, która prowadzi do miejscowości Żdanów.
Lokalna droga Żdanów-Budzów.
Jedziemy drogą asfaltową, która wiedzie lekko pod górę przez całą miejscowość Żdanów. Po minięci zabudowań, szosa zmienia się w drogę szutrową, której nachylenie także wzrasta.
Szutrowa droga prowadząca ze Żdanowa do Wilczego Rozdroża.
Podjazd nie jest bardzo wymagający, ale żeby go pokonać trzeba się jednak trochę namęczyć. Spokojnym tempem udaje nam się go pokonać i dojeżdżamy do żółtego szlaku przy Wilczym Rozdrożu. Z rozdroża zjeżdżamy żółtym szlakiem na Przełęcz Wilczą. Nie mamy zbyt wiele czasu, bo śpieszymy się na pociąg w Bardzie, więc bez odpoczynku, wjeżdżamy od razu na niebieski, szutrowy szlak prowadzący przez szczyt Wilczak (635 m.n.p.m). Tu czekał na nas bardzo, bardzo stromy podjazd, chyba nie podjeżdżalny rowerem. Nam się nie udało podjechać, ale może jakiś śmiałek będzie w stanie to zrobić :) Po 20 minutach sapania i stękania wciągamy nasze rowery na szczyt. Pozostały odcinek niebieskiego szlaku jest już jak najbardziej przejezdny na rowerze. Jedzie się nim bardzo przyjemnie. Jest bardzo dobrze oznaczony, jego nawierzchnia jest w dobrym stanie, a liczne podjazdy i zjazdy mile urozmaicają pokonywanie kolejnych metrów. Niestety po przejechaniu kilku kilometrów, pogoda się załamuje. Zaczyna padać rzęsisty deszcz. Jesteśmy w głuchym lesie, czas nas goni, nie pozostaje nam nic innego jak jazda w takich warunkach.
Majowy deszcz w Górach Bardzkich.
Przemoczeni, docieramy w końcu do Barda. Najważniejsze, że jesteśmy przed czasem i że zdążyliśmy na pociąg :) W taki sposób kończy się nasza kolejna wyprawa rowerowa. Cel osiągnięty, Bardo zostało zdobyte. Trasa w terenie nie była bardzo wymagająca dla sprzętu, ale dostarczyła mnóstwo satysfakcji z jazdy na rowerze i właśnie o to chodzi :) Chyba już czas zasiąść przy stole, wyciągnąć mapę i planować kolejną wyprawę :)

Jest chłodno, słońce otula gruby kocyk z chmur, ale co najważniejsze, nie wieje wiatr. To pozwala czuć się w czasie jazdy w miarę komfortowo. Spokojnym tempem dojeżdżamy na tamę przy Jeziorze Bystrzyckim, a stamtąd jedziemy kilkaset metrów drogą asfaltową wzdłuż zbiornika. W miejscu gdzie droga skręca mocno w prawo, my jedziemy prosto i wjeżdżamy na żółty, szutrowy szlak. Tu zaczyna się dla nas pierwszy większy podjazd tego dnia. Szlak wiedzie cały czas do góry, choć jego nachylenie nie jest bardzo dokuczliwe. Na początku jedziemy szeroką szutrową drogą, jednak po kilkuset metrach zmienia się ona w wąską, kamienistą i nierówną ścieżkę. Na niektórych odcinkach szlak jest na tyle zniszczony przez spływającą z gór wodę, że musimy prowadzić nasze rowery. Dobrze, że takich odcinków nie ma zbyt dużo :) Nasz podjazd kończy się przy rozwidleniu szlaków, przy pomniku przyrody "Kanciarski Buku". W tym miejscu mieliśmy skręcić na szlak prowadzący do miejscowości Michałkowa. Niestety w wyniku splotu bardzo nieprawdopodobnych i trudnych do wytłumaczenia ludzkim rozumem okoliczności, skręciliśmy na zły szlak (tak naprawdę to zapomniałem wziąć mapę z domu i jechałem na zawodną pamięć). Pomimo jawnej pomyłki, zjazd był bardzo przyjemny, bo jechaliśmy równą jak stół, szutrową drogą, która była jeszcze w budowie.

Po kilkunastu minutach wyjeżdżamy z lasu i pojawiamy się w.....Bojanicach. Hmm...to raczej nie po drodze do Barda... Są jednak pewne plusy tej pomyłki. Kolumb chciał dotrzeć do Indii, a odkrył Amerykę. My chcieliśmy dotrzeć do Michałkowej, a odkryliśmy bardzo ciekawy, alternatywny dojazd do Jeziora Bystrzyckiego przez Bojanice. Teraz Kolumb może nam co najwyższej rowery umyć :p Musieliśmy nadrobić stracony czas, więc postanawiamy pojechać drogą asfaltową przez Lutomię Dolną do Pieszyc, skąd po pokonaniu bardzo długiego podjazdu docieramy do Przełęczy Jugowskiej. Na przełęczy zjeżdżamy z drogi asfaltowej i wjeżdżamy na niebieski szlak rowerowy w kierunku Przełęcz Wolborskiej. Tak naprawdę dopiero w tym miejscu zaczyna się nasza prawdziwa przeprawa do Barda szlakami sudeckimi.

Bardzo lubię jeździć tym szlakiem. Szutrowa nawierzchnia jest gładka jak tafla wody na jeziorze w bezwietrzny dzień. Droga wije się po zboczach okolicznych szczytów jak górska rzeka. Są tu również liczne podjazdy i zjazdy, które bardzo urozmaicają "połykanie" kolejnych kilometrów na rowerze.

Spokojnym tempem dojeżdżamy do Przełęczy Woliborskiej. Stamtąd po dłuższej przerwie ruszamy w dalszą drogę, wciąż jadąc niebieskim szlakiem rowerowym, kierujemy się teraz na Przełęcz Srebrną.

Nawierzchnia szlaku trochę się pogorszyła, pojawiły się głębokie koleiny, kałuże i kamienie, ale mimo wszystko przejezdność rowerem była pełna :)

Bez większych problemów docieramy na Przełęcz Srebrną. Tam robimy sobie krótką przerwę przy Forcie Ostroróg.

Po odpoczynku, objeżdżamy fort zielonym szlakiem, a następnie zjeżdżamy nim w kierunku miejscowości Żdanów. Jest to pieszy szlak, który ma dość luźną nawierzchnie na stromych zboczach, dlatego na niektórych odcinkach byliśmy zmuszeni podreptać w dół obok naszych rowerów.

Pogoda była dość niepewna. Słońce zakrywały chmury, od czasu do czasu padał przelotny deszcz. Chyba właśnie dlatego na szlaku nie mijaliśmy zbyt wielu turystów, ale spotkaliśmy za to co innego....

Jechaliśmy wciąż w dół podziwiając pełne soczystej zieleni krajobrazy.

Zielony szlak na pewnym odcinku prowadził nas po starym śladzie kolejki sowiogórskiej. Dzisiaj po dawnej linii kolejowej pozostały jedynie dwa wiadukty, które zostały przerobione na wiadukty pieszo-rowerowe.

Kolejka Sowiogórska
Normalnotorowa linia kolejowa prowadząca z Dzierżoniowa przez Pieszyce, Bielawę, Srebrną Górę, Przełęcz Srebrną, Wolibórz, Słupiec do Ścinawki Średniej. Miała ona służyć przede wszystkim jako atrakcja turystyczna, lecz także na potrzeby transportu węgla z kopalń w Słupcu i Nowej Rudzie do Dzierżoniowa.
Pierwsze prace rozpoczęto w 1897 r. a ostatni jej odcinek oddano do użytku w 1903 r. Szczególnie trudny w budowie był odcinek między Srebrną Górą a Woliborzem, wymagał on m.in. wybudowania dwóch ceglanych wiaduktów (żdanowskiego, wys. 23,8 m i srebrnogórskiego, wys. 28 m).
Nachylenie torów na odcinku Nowa Wieś Kłodzka – Przełęcz Srebrna wyniosło 5%, a na odcinku Srebrna Góra – Przełęcz Srebrna nawet 6%. Wymusiło to zastosowanie na odcinku 6,6 km szyny zębatej zamocowanej na stalowych podkładach pośrodku torowiska. Odcinek zębaty obsługiwany był przez specjalne parowozy, które kursowały wyłącznie między stacjami w Srebrnej Górze i Woliborzu. Średnia prędkość pociągu wynosiła tu 9,6 km/h.
Z przyczyn ekonomicznych oraz ze złego stanu infrastruktury i taboru, 12 października 1931 zawieszono całkowicie ruch z Woliborza do Srebrnej Góry, a 11 maja 1932 ze Ścinawki Średniej do Woliborza. W latach 1933-1934 rozebrano tory między Woliborzem a Srebrną Górą, ostatecznie zamykając historię kolei sowiogórskiej, jedynej kolei zębatej pozostającej w dzisiejszych granicach Polski.
Ostatecznie dojeżdżamy zielonym szlakiem do drogi asfaltowej, która prowadzi do miejscowości Żdanów.

Jedziemy drogą asfaltową, która wiedzie lekko pod górę przez całą miejscowość Żdanów. Po minięci zabudowań, szosa zmienia się w drogę szutrową, której nachylenie także wzrasta.

Podjazd nie jest bardzo wymagający, ale żeby go pokonać trzeba się jednak trochę namęczyć. Spokojnym tempem udaje nam się go pokonać i dojeżdżamy do żółtego szlaku przy Wilczym Rozdrożu. Z rozdroża zjeżdżamy żółtym szlakiem na Przełęcz Wilczą. Nie mamy zbyt wiele czasu, bo śpieszymy się na pociąg w Bardzie, więc bez odpoczynku, wjeżdżamy od razu na niebieski, szutrowy szlak prowadzący przez szczyt Wilczak (635 m.n.p.m). Tu czekał na nas bardzo, bardzo stromy podjazd, chyba nie podjeżdżalny rowerem. Nam się nie udało podjechać, ale może jakiś śmiałek będzie w stanie to zrobić :) Po 20 minutach sapania i stękania wciągamy nasze rowery na szczyt. Pozostały odcinek niebieskiego szlaku jest już jak najbardziej przejezdny na rowerze. Jedzie się nim bardzo przyjemnie. Jest bardzo dobrze oznaczony, jego nawierzchnia jest w dobrym stanie, a liczne podjazdy i zjazdy mile urozmaicają pokonywanie kolejnych metrów. Niestety po przejechaniu kilku kilometrów, pogoda się załamuje. Zaczyna padać rzęsisty deszcz. Jesteśmy w głuchym lesie, czas nas goni, nie pozostaje nam nic innego jak jazda w takich warunkach.

Przemoczeni, docieramy w końcu do Barda. Najważniejsze, że jesteśmy przed czasem i że zdążyliśmy na pociąg :) W taki sposób kończy się nasza kolejna wyprawa rowerowa. Cel osiągnięty, Bardo zostało zdobyte. Trasa w terenie nie była bardzo wymagająca dla sprzętu, ale dostarczyła mnóstwo satysfakcji z jazdy na rowerze i właśnie o to chodzi :) Chyba już czas zasiąść przy stole, wyciągnąć mapę i planować kolejną wyprawę :)
- DST 86.80km
- Czas 09:10
- VAVG 9.47km/h
- VMAX 48.20km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 2252m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 kwietnia 2016
Kategoria Góry Sowie, Góry Bystrzyckie, Góry Stołowe
Kłodzko-Orlica-Świdnica "Za horyzont"
Miałem kilka dni wolnego, pogoda dopisywała, więc postanawiam wymknąć się z domu w środku tygodnia na jakąś ambitną wyprawę rowerową. Jest wtorek, wszyscy siedzą grzecznie w pracy, pozostaje mi zatem wyprawa solo, nie licząc towarzystwa Armina i Tiesto :) Rano pakuje się z rowerem do pociągu Kolei Dolnośląskich i już około 9:00 jestem w Kłodzku Głównym. Z Kłodzka jadę rowerem w kierunku Bystrzycy Kłodzkiej. Wybieram spokojniejszy, ale i trochę dłuższy wariant dojazdu, jadę drogami lokalnymi przez Krosnowice, Gorzanów i Szklarkę.

Dojazd do Bystrzycy Kłodzkiej jest bardzo przyjemny. Droga jest w dobrym stanie, ruch samochodowy jest znikomy, wiatr prawie zupełnie nie wieje, dookoła ładne widoki, dobra muzyka gra, można się zrelaksować :) Sielanka jednak nie trwa zbyt długo, bo w Bystrzycy Kłodzkiej zaczynam pierwszy poważniejszy podjazd tego dnia. Jadę przez Starą i Nową Bystrzycę na Przełęcz Spaloną. Ten podjazd nie jest może jakiś stromy, jego trudność polega raczej na tym, że jest dość długi, a w dodatku nawierzchnia na niektórych odcinkach przypomina świeżo zaorane pole. No dobra...może trochę przesadziłem, ale naprawdę droga jest w złym stanie. Spokojnym tempem udaje mi się wjechać na szczyt, gdzie robię sobie małą przerwę.

Po przerwie, ruszam dalej w drogę. Zjeżdżam drogą wojewódzką nr 389 w kierunku Mostowic.

Po dotarciu do Mostowic, jadę dalej drogą nr 389 w kierunku Zieleńca.

Wkrótce docieram do Zieleńca. W zimie to miejsce tętni życiem, obecnie sprawa wrażenie raczej opuszczonego i wymarłego. Wszystkie sklepy pozamykane, wyciągi stoją, miejsca parkingowe świecą pustkami, tylko gdzieniegdzie krzątają się pojedynczy ludzie prowadzący jakieś prace konserwacyjne czy remonty. Ogólnie cisza i spokój.

Po przejechaniu przez Zieleniec, zjeżdżam z asfaltowej drogi na szlak zielony, który prowadzi przez szczyt góry Orlicy.

Podjazd nie jest długi ani stromy i dość szybko udaje mi się nim dotrzeć na szczyt.

Na szczycie góry robię sobie małą przerwę na posiłek i podziwianie pięknych widoków.

Po przerwie, kontynuuję jazdę szlakiem zielonym, którym zjeżdżam znowu do drogi nr 389.

Bezpiecznie docieram do drogi nr 389 i jadę nią kawałek w stronę drogi krajowej nr 8. Następnie skręcam w prawo, na czarny szlak rowerowy, który prowadzi do Podgórza.

Z Podgórza jadę już drogą asfaltową do centrum uzdrowiska Duszniki-Zdrój.

Przejeżdżam przez Duszniki i kieruję się następnie drogą lokalną przez Łężyce na Przełęcz Lisią. Podjazd od tej strony nie jest bardzo wymagający, jego długość nie powala na kolana, a nachylenia nie są zbyt duże. Normalnym tempem, bez problemu docieram na szczyt podjazdu i w taki o to sposób, ani się obejrzałem, a już byłem w Górach Stołowych...

Szosą Stu Zakrętów zjeżdżam następnie do Radkowa, a tam skręcam w prawo na niebieski, asfaltowy szlak rowerowy, który prowadzi do Wambierzyc.

Po kilkunastu minutach dojeżdżam do Wambierzyc, a tam robię sobie krótką przerwę przy słynnej bazylice.

Z Wambierzyc jadę w kierunku Nowej Rudy przez Ścinawkę Średnią. Po drodze zatrzymuje się na chwilę w Ratnie Dolnym by obejrzeć zamek.

Pierwsza wzmianka historyczna o zamku pochodzi z 1377 roku. W drugiej połowie XVI wieku, kiedy właścicielem zamku był Ulrich von Hardegg, został on rozbudowany i otoczony wałami. Po zniszczeniach z czasów wojny trzydziestoletniej zamek przeszedł w ręce Daniela von Osterberga, który go odbudował. Został przebudowany ponownie w XVIII wieku. Po 1945 roku był użytkowany przez Państwowe Gospodarstwo Rolne, a następnie został domem wczasowym Związku Nauczycielstwa Polskiego. Obecnie jest własnością prywatną.
Tak swoją drogą, okres komunizmu to dziwne czasy, gdzie zamki i pałace dość często były przeznaczane na budynki gospodarcze dla PGRów. Nierzadko wtedy świnia w pokoju szlacheckim spała i to dosłownie :)
Po dotarciu do Nowej Rudy, kieruję się na Jugów, a następnie Przełęcz Sokolec. W pokonywaniu kolejnych metrów wzniesienia pomaga mi świadomość, że po dotarciu na szczyt mam do domu już tylko z górki. Było ciężko, ale udało się dotrzeć na szczyt bez zatrzymania :)

Po zdobyciu przełęczy, pozostał mi tylko zjazd do Świdnicy. Jadę drogą, którą mógłbym chyba pokonać z zamkniętymi oczami. Przejeżdżam przez Walim, Zagórze Śląskie, Lubachów, Bystrzycę Górną i Dolną. Do domu docieram jeszcze przed zmrokiem.
Tak kończy się moja kolejna wyprawa rowerowa. Przejechałem sporo kilometrów, były podjazdy, zjazdy, malownicze krajobrazy, historyczne obiekty. Jednym słowem, było tak jak zawsze, świetnie! Nie pozostaje mi już nic innego jak zacząć planować kolejną wyprawę :)
- DST 149.40km
- Czas 10:47
- VAVG 13.85km/h
- VMAX 53.30km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 2219m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 marca 2016
Kategoria Góry Sowie
Świdnica-dookoła W. Sowy-Świdnica "Trzy korony (x2)"
Nadszedł kolejny weekend, tym razem świąteczny. Wszystkie prognozy pogody mówią, że przez całą niedzielę będzie ładna pogoda, więc postanawiam ją spędzić aktywnie. Raczej nikogo nie uda mi się wyciągnąć dzisiaj na rower, więc urządzam sobie pierwszy w tym sezonie poważny, samotny trening. Biorę słuchawki, telefon napchany ulubionymi utworami i wyruszam rano na trasę. Plan jest prosty, przejechać dwukrotnie klasyczną pętlę asfaltową w Górach Sowich. Pętlę przez trzy przełęcze: Sokoła, Jugowską i Walimską. Pogoda naprawdę dopisuje, jest słonecznie, ciepło, wieje mały wietrzyk, jedzie się bardzo przyjemnie. Jadę drogą asfaltową przez Bystrzycę Dolną i Górną, Zagórze Śląskie, Jugowice do Walimia. Można powiedzieć, że w Walimiu umownie zaczyna się podjazd pod pierwszą dziś przełęcz, Przełęcz Sokół.

W zeszłym roku, na całym odcinku trasy Walim - Przełęcz Sokół został położony nowy asfalt. Droga jest gładka jak stół, pokonywanie tego podjazdu w pełni sił i w taką pogodę to czysta przyjemność. Dojeżdżam bez problemu na szczyt przełęczy, a następnie zjeżdżam w dół w kierunku Jugowa.

Na krzyżówce Jugów-Pieszyce skręcam na Pieszyce, gdzie zaczyna się drugi podjazd. To chyba najłatwiejszy podjazd w całej pętli. Nachylenie nie jest duże, podjazd też nie jest bardzo długi. Jedyną trudność stanowi bardzo zniszczona droga, w tym roku jej stan osiągnął poziom agonalny. W środkowej części podjazdu powinni postawić znak "brak drogi na odcinku 2 km" :p Chyba górskie szlaki są w lepszym stanie niż ta droga, no ale może w tym roku powiat wysupła parę groszy na odbudowę tej drogi. Docieram bez kłopotów na przełęcz Jugowską, czuję już lekkie zmęczenie tą wyprawą, ale humor i zapał jak na razie dopisują.

Po krótkim postoju na przełęczy, zjeżdżam bardzo długim zjazdem do Pieszyc.

W Pieszycach na głównym skrzyżowaniu skręcam w lewo, na drogę wojewódzką 383 prowadzącą do Walimia. Po przejechaniu kilkuset metrów zaczyna się podjazd na Przełęcz Walimską. Dla mnie ten podjazd jest chyba najcięższym asfaltowym podjazdem w Sudetach Środkowych. Jest bardzo długi, jego nachylenie też nie jest takie małe. Gdy mam już w nogach trochę przejechanych kilometrów, to zawsze czuję lekki respekt przed tym podjazdem i tym razem nie było inaczej...

Po przejechaniu dwóch kilometrów podjazdu, zacząłem nagle mocno odczuwać trudy tej wyprawy. Chyba przeliczyłem się z siłami. Mój dobry humor i zapał rozsypały się jak domek z kart. Każdy pokonany metr przychodził mi teraz z dużym trudem, moje tempo dramatycznie spadło. Nie pomagała mi również myśl w głowie, ze będę musiał pokonać ten piekielny podjazd drugi raz, w końcu byłem dopiero na pierwszej pętli. Powoli, jadąc w tempie ślimaka potrąconego przez samochód docieram na Przełęcz Walimską. Jedyny plus był taki, że nie zsiadłem z roweru w trakcie podjazdu i nie rzuciłem go gdzieś w przepaść, zawsze to jakieś małe zwycięstwo :)

Z przełęczy zjeżdżam do Walimia.

W Walimiu urządzam sobie dłuższą przerwę na posiłek. Kusi mnie trochę, żeby zrezygnować z dalszej jazdy po górach i wracać do domu, ale ostatecznie zbieram się w sobie i wyruszam na drugą pętlę. Podjazd na Przełęcz Sokół zaczyna się właściwe od miejsca, w którym zrobiłem sobie przerwę, więc łatwo nie będzie. W trakcie podjazdu jadę drogą alternatywną koło Sztolni Walimskich, które stanowią cześć kompleksu "Riese" (największy projekt górniczo-budowlany hitlerowskich Niemiec).

W czasie II wojny światowej w pn. - zach. części Gór Sowich oraz w okolicach zamku Książ w Górach Wałbrzyskich hitlerowskie Niemcy prowadziły prace górnicze i budowlane na niespotykaną skalę. Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 r. Niemcy przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w uważany za bezpieczny rejon Sudetów. Wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Siłę roboczą stanowili zagraniczni robotnicy przymusowi, dla których zorganizowano w pobliżu liczne obozy. Ogromny kompleks w tym sztolnie, podziemia, bunkry i wiele innych konstrukcji o do dziś nie poznanym przeznaczeniu powstawał w promieniu 5 km na zboczach Gór Sowich.
Badacze zajmujący się zagadnieniami związanymi z budową o kryptonimie „Riese” od lat dyskutują na temat przeznaczenia obiektów budowanych w Górach Sowich. Ich zdania na ten temat często bardzo się różnią. Mówi się, że miały to być:
- schrony dla Hitlera i jego najbliższych współpracowników,
- podziemne fabryki (Me-262, V2),
- laboratoria chemiczne, biologiczne lub atomowe,
- zakłady badawcze i produkcyjne dla obiektów pionowego startu, napędzanych m.in. silnikiem antygrawitacyjnym (taa...)
Po przejeździe obok sztolni, powoli zdobywam kolejne metry, aż w końcu docieram na szczyt przełęczy. Jechałem wolno, więc może dlatego nie miałem żadnego kryzysu. Następnie zjechałem z przełęczy, żeby znowu zacząć kolejny podjazd, już piąty w tym dniu. Przełęcz Jugowska i za drugim razem nie sprawiła mi zbyt wielkich trudności. Nie zatrzymuje się na jej szczycie i zjeżdżam od razu do Pieszyc. Pozostała mi ostatnia przełęcz, najtrudniejsza... Pamiętając o tym co się stało za pierwszym razem, postanawiam jechać bardzo spokojnie i się nie szarpać. Łatwo nie było, ale dzięki tej strategii udaje mi się bez zatrzymywania zdobyć ostatnią przełęcz, Przełęcz Walimską. Dwie pętle przejechane, czas wracać do domu :) Z przełęczy zjeżdżam do Walimia, a tam wracając prawie po swoich śladach z rana, wracam do Świdnicy zahaczając jeszcze o Jezioro Bystrzyckie.
To był ciężki trening, przeliczyłem się z własnymi siłami i widzę, że czeka mnie jeszcze trochę pracy nad formą. Na szczęście cała wiosna i lato przede mną. Na pewno będzie jeszcze mnóstwo okazji żeby się trochę zrehabilitować :) Czas już powoli pomyśleć o nowych wyprawach na swoim wiernym jednośladzie.
- DST 122.00km
- Czas 07:39
- VAVG 15.95km/h
- VMAX 52.90km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 2765m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 grudnia 2015
Kategoria Góry Sowie
Świdnica-Srebrna Góra-Ząbkowice "Sudeckimi szlakami"
Mamy sobotę, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, jest ładna pogoda, więc postanawiam wymknąć się z domu na „małą” wycieczkę rowerową. Tym razem obrałem sobie za cel dotrzeć do Barda ze Świdnicy korzystając z jak najmniejszej ilości dróg asfaltowych. Ambitnie, zważywszy na to, że nie mam typowo górskiego roweru, a grudniowy dzień jest dość krótki :) Biorę słuchawki, co jest nieodłącznym elementem ekwipunku w wyprawach solo i wyruszam w drogę.
Ze Świdnicy jadę asfaltową drogą do Burkatowa przez Bystrzycę Dolną. Pogoda dopisuje, jest ciepło, świeci słońce, może trochę wiatr przeszkadza, ale tylko na otwartych przestrzeniach.
26 grudnia, zima w pełni :)
Przy głównym skrzyżowaniu dróg za Burkatowem, koło nieczynnego przejazdu kolejowego, wjeżdżam na czerwony szlak.
Wjazd na czerwony szlak i koniec dłuższych odcinków asfaltu aż do Barda.
Czerwony szlak prowadzi mnie leśnymi i polnymi ścieżkami do Lutomi Górnej. Z Lutomi Górnej po przejechaniu kilkudziesięciu metrów asfaltową drogą, znowu szlak prowadzi mnie po polnych i leśnych duktach aż do szlaku zielonego. Jedzie się bardzo przyjemnie, ale czasami muszę niestety prowadzić rower pod bardzo strome podjazdy. Szlak jest także często nie przejezdny ze względu na powalone drzewa i gałęzie, ogrodzenia dla zwierząt pod napięciem przebiegające w poprzek szlaku, bramy, płoty, liście po kolana zalegające na szlaku, a raz był nawet drut kolczasty. Czasami przypominało to biegi przełajowe, a nie jazdę na rowerze :)
Płoty...
Bramy...
Na szczęście było także mnóstwo odcinków, które były przejezdne i po których jechało się z wielką przyjemnością.
Lasy Państwowe przeznaczają coraz więcej środków na odbudowę dróg leśnych i to widać :)
Kobierzec złotych liści jesień ściele nam pod koła :)
Charakterystyczne lasy bukowe.
Cały trud jazdy rowerem rekompensowały piękne widoki.
Równia Świdnicka i Masyw Ślęży
Jest pięknie :)
Wciąż tylko pola, lasy i góry :)
Po dość długiej i wymagającej przeprawie, szlakiem czerwonym docieram w końcu do szlaku zielonego. Nowy szlak prowadzi mnie najpierw polnymi drogami do skrzyżowania Glinno - Pieszyce - Walim, a następnie już drogą asfaltową docieram nim na Przełęcz Walimską.
Koło Wielkiej Sowy zaczyna się chmurzyć, ale nie zanosi się na deszcz.
Z Przełęczy Walimskiej jadę szlakiem fioletowym i okrążam nim Wielką Sowę od zachodu. Bardzo lubię ten szlak, nie ma on dużego nachylenia poza jednym dość stromym odcinkiem, a nawierzchnia szutrowa jest w doskonałym stanie.
Szlak fioletowy wiedzie wciąż do góry.
Po okrążeniu Wielkiej Sowy, ze szlaku fioletowego skręcam na szlak żółty i dojeżdżam nim na Kozie Siodło. Z Koziego Siodła zjeżdżam czarnym szlakiem rowerowym do Przełęczy Jugowskiej. W tym miejscu zdaję sobie sprawę, że nie dam rady dojechać do Barda za dnia, więc zmieniam plany i moim głównym celem staje się teraz dotarcie do Srebrnej Góry.
Widok ze stanowiska widokowego na czarnym szlaku rowerowym. Na nizinach majaczą Pieszyce, a jeszcze dalej Dzierżoniów.
Z Przełęczy Jugowskiej jadę niebieskim szlakiem rowerowym na Przełęcz Woliborską. Jest to jeden z moich ulubionych szlaków. Jest on długi, kręty, są tam podjazdy i zjazdy, a nawierzchnia jest równa i szeroka.
To byłby świetny rajdowy odcinek specjalny :)
Spokojnie dojeżdżam do Przełęczy Wolborskiej. Tam robię sobie krótką przerwę na posiłek i zastanawiam się, co robić dalej. Ostatecznie postanawiam jechać dalej, chociaż wiem, że raczej nie dojadę do Srebrnej Góry za dnia. Wjeżdżam na niebieski szlak rowerowy, który według mapy doprowadzi mnie do celu. Pierwsza niemiła niespodzianka, nawierzchnia na szlaku jest mocno rozjeżdżona przez ciężki sprzęt używany do wyrębu lasu, to mnie mocno spowolni, a do zachodu słońca coraz mniej czasu...
Niebieski szlak rowerowy prowadzący na Srebrną Górę.
Stan szlaku nie jest najlepszy, ale co najważniejsze da się po nim jechać rowerem. Dużo gorzej jest z jego oznaczeniem. Często na rozwidleniach nie ma żadnych wskazówek, w którą stronę należy jechać. Widać, że oznakowanie nie było już dawno odnawiane. Może nowy niebieski szlak został wytyczony gdzieś indziej...nie wiem. Jadąc na wyczucie udaje mi się jakoś trzymać z grubsza wytyczonej trasy.
Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając jedynie krwawą poświatą wierzchołki pobliskich szczytów, resztę pozostawiając zaś w mrocznym, głębokim cieniu... poezja :)
Tak jak się obawiałem, w lesie zastał mnie zmrok, a na dodatek pogubiłem się trochę na rozstajach szlaków. Miałem ze sobą, mapy, kompas, lampki rowerowe i telefon z GPSem, dzięki temu udało mi się w końcu odnaleźć właściwą drogę i szczęśliwie dotarłem po ciemku do Srebrnej Góry. Ze Srebrnej Góry, nie ryzykując już samotnej tułaczki po szlakach, zjechałem główną drogą do Ząbkowic Śląskich.
Krzywa wieża w Ząbkowicach Śląskich.
Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce. Mierzy 34 m wysokości, a jej odchylenie od pionu wynosi 2,14 m. (W 1977 roku odchylenie to wynosiło 1,98 m) Data jej budowy nie jest znana, ale wiadomo, że część ceglana została wzniesiona na przełomie XIV i XV wieku, a cześć kamienna pochodzi prawdopodobnie jeszcze z okresu średniowiecza. Z dokumentów źródłowych wynika, że wieża pochyliła się późną jesienią 1598 roku. Powszechnie uważa się, że przyczyną mogły być wstrząsy tektoniczne, które odnotowano 15 września 1590 roku. Być może owe wstrząsy osłabiły stabilność budowli. Nie wyklucza się również, że przyczyną pochylenia było rozmoknięcie gruntu, które spowodowało osiadanie fundamentu.
Z Ząbkowic Śląskich do Świdnicy wróciłem Pociągiem. W taki sposób kończy się moja kolejna bardzo ciekawa wyprawa rowerowa. Jest niedosyt, bo jednak chciałem dojechać aż do Barda, ale mimo wszystko i tak było bardzo fajnie. Na pewno wybiorę się jeszcze nie raz w te strony, ale to już w nowym, 2016 roku.
Ze Świdnicy jadę asfaltową drogą do Burkatowa przez Bystrzycę Dolną. Pogoda dopisuje, jest ciepło, świeci słońce, może trochę wiatr przeszkadza, ale tylko na otwartych przestrzeniach.

Przy głównym skrzyżowaniu dróg za Burkatowem, koło nieczynnego przejazdu kolejowego, wjeżdżam na czerwony szlak.

Czerwony szlak prowadzi mnie leśnymi i polnymi ścieżkami do Lutomi Górnej. Z Lutomi Górnej po przejechaniu kilkudziesięciu metrów asfaltową drogą, znowu szlak prowadzi mnie po polnych i leśnych duktach aż do szlaku zielonego. Jedzie się bardzo przyjemnie, ale czasami muszę niestety prowadzić rower pod bardzo strome podjazdy. Szlak jest także często nie przejezdny ze względu na powalone drzewa i gałęzie, ogrodzenia dla zwierząt pod napięciem przebiegające w poprzek szlaku, bramy, płoty, liście po kolana zalegające na szlaku, a raz był nawet drut kolczasty. Czasami przypominało to biegi przełajowe, a nie jazdę na rowerze :)


Na szczęście było także mnóstwo odcinków, które były przejezdne i po których jechało się z wielką przyjemnością.



Cały trud jazdy rowerem rekompensowały piękne widoki.



Po dość długiej i wymagającej przeprawie, szlakiem czerwonym docieram w końcu do szlaku zielonego. Nowy szlak prowadzi mnie najpierw polnymi drogami do skrzyżowania Glinno - Pieszyce - Walim, a następnie już drogą asfaltową docieram nim na Przełęcz Walimską.

Z Przełęczy Walimskiej jadę szlakiem fioletowym i okrążam nim Wielką Sowę od zachodu. Bardzo lubię ten szlak, nie ma on dużego nachylenia poza jednym dość stromym odcinkiem, a nawierzchnia szutrowa jest w doskonałym stanie.

Po okrążeniu Wielkiej Sowy, ze szlaku fioletowego skręcam na szlak żółty i dojeżdżam nim na Kozie Siodło. Z Koziego Siodła zjeżdżam czarnym szlakiem rowerowym do Przełęczy Jugowskiej. W tym miejscu zdaję sobie sprawę, że nie dam rady dojechać do Barda za dnia, więc zmieniam plany i moim głównym celem staje się teraz dotarcie do Srebrnej Góry.

Z Przełęczy Jugowskiej jadę niebieskim szlakiem rowerowym na Przełęcz Woliborską. Jest to jeden z moich ulubionych szlaków. Jest on długi, kręty, są tam podjazdy i zjazdy, a nawierzchnia jest równa i szeroka.

Spokojnie dojeżdżam do Przełęczy Wolborskiej. Tam robię sobie krótką przerwę na posiłek i zastanawiam się, co robić dalej. Ostatecznie postanawiam jechać dalej, chociaż wiem, że raczej nie dojadę do Srebrnej Góry za dnia. Wjeżdżam na niebieski szlak rowerowy, który według mapy doprowadzi mnie do celu. Pierwsza niemiła niespodzianka, nawierzchnia na szlaku jest mocno rozjeżdżona przez ciężki sprzęt używany do wyrębu lasu, to mnie mocno spowolni, a do zachodu słońca coraz mniej czasu...

Stan szlaku nie jest najlepszy, ale co najważniejsze da się po nim jechać rowerem. Dużo gorzej jest z jego oznaczeniem. Często na rozwidleniach nie ma żadnych wskazówek, w którą stronę należy jechać. Widać, że oznakowanie nie było już dawno odnawiane. Może nowy niebieski szlak został wytyczony gdzieś indziej...nie wiem. Jadąc na wyczucie udaje mi się jakoś trzymać z grubsza wytyczonej trasy.

Tak jak się obawiałem, w lesie zastał mnie zmrok, a na dodatek pogubiłem się trochę na rozstajach szlaków. Miałem ze sobą, mapy, kompas, lampki rowerowe i telefon z GPSem, dzięki temu udało mi się w końcu odnaleźć właściwą drogę i szczęśliwie dotarłem po ciemku do Srebrnej Góry. Ze Srebrnej Góry, nie ryzykując już samotnej tułaczki po szlakach, zjechałem główną drogą do Ząbkowic Śląskich.

Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce. Mierzy 34 m wysokości, a jej odchylenie od pionu wynosi 2,14 m. (W 1977 roku odchylenie to wynosiło 1,98 m) Data jej budowy nie jest znana, ale wiadomo, że część ceglana została wzniesiona na przełomie XIV i XV wieku, a cześć kamienna pochodzi prawdopodobnie jeszcze z okresu średniowiecza. Z dokumentów źródłowych wynika, że wieża pochyliła się późną jesienią 1598 roku. Powszechnie uważa się, że przyczyną mogły być wstrząsy tektoniczne, które odnotowano 15 września 1590 roku. Być może owe wstrząsy osłabiły stabilność budowli. Nie wyklucza się również, że przyczyną pochylenia było rozmoknięcie gruntu, które spowodowało osiadanie fundamentu.
Z Ząbkowic Śląskich do Świdnicy wróciłem Pociągiem. W taki sposób kończy się moja kolejna bardzo ciekawa wyprawa rowerowa. Jest niedosyt, bo jednak chciałem dojechać aż do Barda, ale mimo wszystko i tak było bardzo fajnie. Na pewno wybiorę się jeszcze nie raz w te strony, ale to już w nowym, 2016 roku.
- DST 78.90km
- Czas 07:19
- VAVG 10.78km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 2192m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze