Wpisy archiwalne w kategorii
Rudawy Janowickie
Dystans całkowity: | 167.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 19:39 |
Średnia prędkość: | 8.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.20 km/h |
Suma podjazdów: | 3509 m |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 83.90 km i 9h 49m |
Więcej statystyk |
Sobota, 21 maja 2016
Kategoria Góry Wałbrzyskie, Rudawy Janowickie, Góry Kamienne
Janowice Wielkie-Świdnica "Refleksyjna sobota"
W ten weekend naszła mnie ochota na samotną wyprawę rowerową. Nikomu nie zdradzając swoich planów, wymykam się w sobotni poranek cichutko z domu. Ze stacji Świdnica Miasto jadę pociągiem z przesiadką w Jaworzynie do Janowic Wielkich. Wysiadam na swojej docelowej stacji, przejeżdżam rowerem przez urokliwą miejscowość i tuż za ostatnim mijanym budynkiem wjeżdżam na szutrowy zielony szlak prowadzący do serca Rudaw Janowickich.

Szlak wiedzie z początku łagodnie w górę i jazda nim nie sprawia żadnych problemów. Później jest już trochę gorzej. Nachylenie się zwiększa, a nawierzchnia robi się bardziej kamienista. Nie miałem zamiaru prowadzić roweru, dlatego zjeżdżam z zielonego szlaku i nieoznaczoną drogą leśną docieram do szlaku żółtego, który został wytyczony na drodze asfaltowej. Mimo, że szosa prowadzi cały czas pod górę, jedzie się świetnie :) Ciepłe promienie słońca "przeciekają" gdzieniegdzie przez zielony dach lasu, wiatr zupełnie ucichł, a na drodze nie spotykam choćby jednej zagubionej duszy. Cisza i spokój, tego właśnie chciałem :) Po kilku kilometrach dojeżdżam do skrzyżowania szlaków. Skręcam w prawo, gdzie żółty szlak łączy się ze szlakiem niebieskim. Jadąc już teraz drogą szutrową pokonuję kolejne metry w górę.

Niestety na niektórych odcinkach podjazdu muszę prowadzić rower. Na jazdę nie pozwala zbyt duże nachylenie, albo kamienista nawierzchnia, albo oba przypadki naraz. Ostatecznie, mocno zasapany docieram na szczyt podjazdu, a jest nim góra Wołek (878 m n.p.m.)

Po dłuższej przerwie, ruszam w dalsza drogę. Zjeżdżam najpierw niebieskim szlakiem, a następnie nieoznaczonym drogami leśnymi do miejscowości Strużnica. Ze Strużnicy kieruję się drogą asfaltową na Przełęcz Pod Średnicą. Ten odcinek podjazdu jest dość przyjemny, nachylenie nie jest duże, a droga asfaltowa jest w dobrym stanie. Po dotarciu na przełęcz kontynuuje swoją wspinaczkę, skręcając w prawo, w kierunku Kamiennej Ławki. Ten odcinek podjazdu jest wciąż asfaltowy, jednak nachylenia są tu już znacznie większe. Odczuwając chwilami "ból istnienia" docieram mocno zmęczony do Kamiennej Ławki. Tu robię sobie krótki postój.

Po przerwie ruszam w dalszą drogę. Jadę szutrową drogą, która prowadzi wciąż do góry.

Niektóre fragmenty podjazdu musiałem pokonywać prowadząc rower, na szczęście nie było ich zbyt wiele. Zmęczony docieram do punktu widokowego zlokalizowanego na Małej Ostrej. Tu czeka ma mnie nagroda za trudy tułaczki po górskich ścieżkach w postaci pięknych widoków :)

Pozostaje mi jeszcze pokonać kilkanaście kamiennych schodków i jestem na punkcie widokowym na Małej Ostrej (935 m n.p.m), skąd roztaczają się piękne widoki.

Po duchowej strawie ruszam w dalszą drogę. Odpuszczam wjazd na Skalnik (945 m n.p.m.), najwyższy szczyt w Rudawach Janowickich, do którego zostało mi kilkadziesiąt metrów. Zamiast tego zjeżdżam niebieskim szlakiem do miejscowości Czarnów. "Zjazd" to raczej nie zbyt dobrze dobrane słowo, bo na wielu odcinkach musiałem prowadzić rower. Serce boli ile energii potencjalnej się zmarnowało :/ Zjazd szlakiem pieszym byłby chyba możliwy rowerem mtb lub downhill-owym, ale niestety nie delikatną baletnicą jaką jest mój rower crossowy.

Szczęśliwie udaje mi się w końcu wydostać z lasu, gdzie czeka na mnie droga asfaltowa. Z Czarnowa jadę drogami lokalnymi do Pisarzowic, a stamtąd drogą wojewódzką 367 i drogą krajową nr 5 do Przedwojowa. Tu wjeżdżam na żółty szlak rowerowy, którym wydostaje się z wioski. Szlak został poprowadzony szeroką szutrową drogą wzdłuż pól i lasów.

Żółtym szlakiem docieram do Krzeszowa, gdzie robię sobie przerwę na krótkie zwiedzanie Opactwa Cystersów.

Pierwszy klasztor planowano założyć w Krzeszowie w 1242 roku z zamiarem sprowadzenia benedyktynów z czeskich Opatowic – zabiegała o to księżna Anna, wdowa po Henryku II Pobożnym. Dopiero jednak w 1289 roku jego wnuk, książę świdnicko-jaworski Bolko I ustanowił nową fundację dla cystersów z Henrykowa. Pierwsi zakonnicy przybyli do Krzeszowa w 1292 roku, zasiedlając istniejące już budowle. Z biegiem lat włości klasztorne były sukcesywnie powiększane – ostatecznie należało do nich ponad czterdzieści miejscowości podzielonych na cztery dominia. Dobra cysterskie zostały znacznie zniszczone podczas wojen husyckich. Kolejnym trudnym okresem była wojna trzydziestoletnia – doszło wówczas do dewastacji opactwa. Po jej zakończeniu mnichom udało się odbudować uszczuplone na skutek rozprzestrzeniania się reformacji znaczenie gospodarcze i polityczne konwentu.. Podjęta została wtedy rozbudowa zespołu klasztornego: powstała kalwaria, wzniesiono kościół pomocniczy bractwa św. Józefa, następnie nowy kościół klasztorny w miejsce średniowiecznego, powiększono budynek klasztoru. Po zdobyciu Śląska przez Prusy w 1741 roku nastąpił stopniowy upadek znaczenia opactwa, zakończony sekularyzacją w 1810 roku. Kościół klasztorny stał się kościołem parafialnym. W 1919 roku w klasztorze osiedlili się benedyktyni, którzy rozpoczęli konserwację obu kościołów. Podczas II wojny światowej obiekt był częściowo zarekwirowany, służąc jako tymczasowy obóz dla wysiedlonych, a następnie wrocławskich Żydów. W 1946 roku, po wysiedleniu benedyktynów, klasztor zajęły przesiedlone ze Lwowa siostry benedyktynki; od 1970 do 2006 roku duszpasterstwo w parafii prowadzili cystersi z opactwa w Wąchocku. 1 maja 2004 roku opactwo zostało uznane za Pomnik historii (tytuł przyznawany jest zabytkom o szczególnej wartości historycznej, naukowej, artystycznej i mającym duże znaczenie dla dziedzictwa kulturalnego Polski).
Po dydaktycznej wędrówce po opactwie, wyruszam w dalszą drogę. Wyjeżdżam z Krzeszowa czerwonym szlakiem, który za miejscowością skręca w prawo i zmienia się w szutrową drogę. Tu również zaczyna się dość stromy podjazd na górę Św. Anny (593 m n.p.m.). Niestety nie udało mi się pokonać tego podjazdu bez zsiadania. Oficjalna wersja jest taka, że wszystkiemu były winne luźne kamienie :p.

Po wdrapaniu się na szczyt wzniesienia, jadę dalej czerwonym szlakiem prowadzącym przez las. Jedzie się bardzo przyjemnie do chwili, gdy dojeżdżam do zjazdu... Szlak od tego miejsca jest wąski, mocno zarośnięty i wiedzie stromo w dół. Nie pozostaje mi nic innego jak spacer w dół. Po pokonaniu nieprzejezdnego odcinka wsiadam na rower i przez polną drogę w morzu rzepaku jadę do miejscowości Grzędy.

Przejeżdżam przez miejscowość Grzędy i teraz żółtym szlakiem kieruje się do Boguszowa-Gorce. Tu czeka na mnie stromy, ale krótki podjazd, który udaje mi się w miarę sprawnie pokonać. Szutrowa droga prowadzi mnie przez lasy i pola. Nikogo nie spotykam, mimo że jest sobota, a pogoda jest bardzo ładna...dziwne...

Bez przygód docieram do drogi asfaltowej w Boguszowie. Tam skręcam w prawo i jadąc drogami asfaltowymi i szutrowymi docieram do Rybnicy Leśnej. W miejscowości skręcam lewo na pierwszym skrzyżowaniu i wjeżdżam na zielony szlak rowerowym w kierunku Przełęczy Koziej. Tu czeka na mnie najpierw asfaltowy, a potem szutrowy podjazd, który nie jest bardzo wymagający. Jadę spokojnym tempem podziwiając malownicze widoki.

Udało mi się nawet spotkać kilku rowerzystów, co oznaka, że dojeżdżam do cywilizacji :)

Po dotarciu do przełęczy, robię sobie krótką przerwę by ostatni raz rzucić okiem na piękne Góry Wałbrzyskie.

Z przełęczy zjeżdżam zielonym szlakiem do Jedliny-Zdrój. Z Jedliny jadę drogami asfaltowymi przez Wałbrzych, Dziećmorowice i Modliszów do Świdnicy. W taki sposób kończę swoją kolejną wyprawę rowerową. Czy była udana? Oczywiście! Pogoda dopisała, były piękne widoki, ciekawe miejsca. Znalazł się też czas na trochę refleksji i wyciszenia. Czas już powoli myśleć o kolejnej wyprawie...
- DST 87.10km
- Czas 09:15
- VAVG 9.42km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 2143m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 marca 2016
Kategoria Rudawy Janowickie
Świdnica-Bolków-Marciszów "Cztery pory roku"
Tuż po świętach, udało mi się wygospodarować cały wolny wtorek na wyprawę rowerową :) Tym razem postanawiamy z Pawłem pojechać ze Świdnicy w Rudawy Janowickie przez Bolków. Wyjeżdżamy ze Świdnicy przez Osiedle Nad Potokiem i jedziemy przez Milikowice do Świebodzic. Pogoda nie jest najlepsza. Jest chłodno, na niebie krążą ciemne chmury i wieje silny wiatr. Przejeżdżamy przez świebodzicki rynek i wyjeżdżamy ze Świebodzic w kierunku Chwaliszowa. Tu czeka na nas pierwszy w tym dniu podjazd asfaltowy. Nie jest on zbyt długi, ani nie ma dużego nachylenia, ale wiejący cały czas w twarz wiatr powoduje, że dojeżdżam na jego szczyt zmachany jak rzadko kiedy.

W czasie jazdy pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. Czasem świeci słońce, czasem pada przelotny deszcz lub śnieg. Tylko ten wiatr jest niezmienny... W czasie większych opadów chowamy się pod drzewami (co wiele nie daje bo są bez liści :p) lub wiatami przystankowymi. To nas trochę spowalnia, ale na szczęście nigdy nie pada zbyt długo.

Mijamy Chwaliszów, na krzyżowce w Starych Bogaczowicach skręcamy w prawo na Sady Górne. Przejeżdżamy przez wioski Figlów, Półwsie i docieramy do Wierzchosławic. Tam na pobliskim wzgórzu stoją dwa wiatraki, które postanawiamy obejrzeć z bliska.

Po dłuższej przerwie przy wiatrakach ruszamy dalej.

Z Wierzchosławic dojeżdżamy do drogi krajowej nr 5, a nią do Bolkowa. W Bolkowie robimy sobie przerwę na zamku.

Pierwsza wzmianka o zamku pochodzi z 1277 r. Zamek Bolków został założony przez księcia legnickiego Bolesława II Rogatkę zwanego Łysym, później rozbudowany przez jego syna Bolka I Surowego, księcia świdnicko-jaworskiego. Polityka Bolka I doprowadziła do rozbudowy warowni chroniących przejść przez masyw Sudetów. Przyczyniło się to do utrzymania niezawisłości księstwa świdnicko-jaworskiego do końca XIV w. (najdłużej ze wszystkich śląskich księstw) W 1392 r. zamek przeszedł na własność królów czeskich. Zamek, jak wszystkie stare obiekty tego typu ma burzliwą historię, której dokładnie nie chcę tu przytaczać. W skrócie: był on kilka razy oblegany, częściowo niszczony, kolejni właściciele prowadzili jego liczne przebudowy i remonty :)
Z Bolkowa wyjeżdżamy drogą krajową nr 5, a następnie zjeżdżamy z niej na drogę lokalną w kierunku miejscowości Płonina. Po kilku kilometrach jazdy po płaskim zaczyna się podjazd Poręba (620 m n.p.m). Pierwsze kilometry podjazdu nie są ciężkie, ale końcówka jest już bardzo wymagająca. Powoli, spokojnym tempem udaje nam się zdobyć ten podjazd bez większych problemów.

Cały trud podjazdu jak zwykle rekompensowały piękne widoki na szczycie :)

Po odpoczynku, zjeżdżamy do miejscowości Płonina. W trakcie zjazdu, słońce szybko zakryły chmury i znowu zaczął padać deszcz :/

W Płoninie na krzyżówce skręcamy w lewo i jadąc cały czas prosto docieramy do Marciszowa. Z Marciszowa zaczynamy kolejny podjazd, tym razem w kierunku Przełęczy Rędzińskiej, ale nie docieramy na jej szczyt. W połowie podjazdu, zjeżdżamy w lewo w Wieścioszowicach i objeżdżamy Rezerwat Kolorowych Jeziorek od wschodu, drogą szutrowo-asfaltową. Wiatr w górach ustał, niebo znowu się rozpogodziło, jazda na rowerze w takich warunkach jest bardzo przyjemna.

Dojeżdżamy do miejscowości Raszów, a tam na głównej krzyżowce skręcamy w prawo. Po wyjeździe z miejscowości droga asfaltowa zmienia się w drogę leśną. Czeka tu na nas ok. 1 km szutrowego, bardzo stromego podjazdu. Po przejechaniu może 50 m kapituluje. Paweł, po 100 m też. Pozostaje nam prowadzić rowery na szczyt wzniesienia. Po dotarciu na szczyt, jedziemy w dół szlakiem, który prowadzi nas kolejno do kolorowych jeziorek.

Po krótkiej przerwie przy pierwszym jeziorku jedziemy dalej.

Docieramy do kolejnego jeziorka...

Po małym odpoczynku przy Błękitnym Jeziorku ruszamy dalej. Niestety zmrok w górach przychodzi bardzo szybko i nie udało mi się już zrobić wyraźnych zdjęć dwóch kolejnych jeziorek: purpurowego i żółtego. Mogę tylko powiedzieć, że nie są one już tak okazałe jak Jeziorko Błękitne, ale polecam przekonać się o tym osobiście :) Już po zmierzchu wydostajemy się z lasu i zjeżdżamy przez Wieściszowice do Marciszowa. W Marciszowie łapiemy pociąg do Wałbrzycha, a stamtąd rowerami jedziemy przez Pogorzałę i Witoszów do Świdnicy.
Kolejna bardzo udana wyprawa rowerowa za nami. Plan wypełniony w 100%. Udało zobaczyć się wszystko co planowaliśmy. Chyba już pora na planowanie kolejnej wyprawy rowerowej :)
- DST 80.70km
- Czas 10:24
- VAVG 7.76km/h
- VMAX 46.80km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 1366m
- Sprzęt EVA
- Aktywność Jazda na rowerze