Informacje

  • Wszystkie kilometry: 1521.90 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 5d 18h 58m
  • Prędkość średnia: 10.66 km/h
  • Suma w górę: 28127 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pietrekk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 29 marca 2016 Kategoria Rudawy Janowickie

Świdnica-Bolków-Marciszów "Cztery pory roku"


Tuż po świętach, udało mi się wygospodarować cały wolny wtorek na wyprawę rowerową :)  Tym razem postanawiamy z Pawłem pojechać ze Świdnicy w Rudawy Janowickie przez Bolków. Wyjeżdżamy ze Świdnicy przez Osiedle Nad Potokiem i jedziemy przez Milikowice do Świebodzic. Pogoda nie jest najlepsza. Jest chłodno, na niebie krążą ciemne chmury i wieje silny wiatr. Przejeżdżamy przez świebodzicki rynek i wyjeżdżamy ze Świebodzic w kierunku Chwaliszowa. Tu czeka na nas pierwszy w tym dniu podjazd asfaltowy. Nie jest on zbyt długi, ani nie ma dużego nachylenia, ale wiejący cały czas w twarz wiatr powoduje, że dojeżdżam na jego szczyt zmachany jak rzadko kiedy.

Zamek Książ od strony Chwaliszowa.

W czasie jazdy pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. Czasem świeci słońce, czasem pada przelotny deszcz lub śnieg. Tylko ten wiatr jest niezmienny... W czasie większych opadów chowamy się pod drzewami (co wiele nie daje bo są bez liści :p) lub wiatami przystankowymi. To nas trochę spowalnia, ale na szczęście nigdy nie pada zbyt długo. 

Lokalne drogi jak zwykle puste :)

Mijamy Chwaliszów, na krzyżowce w Starych Bogaczowicach skręcamy w prawo na Sady Górne. Przejeżdżamy przez wioski Figlów, Półwsie i docieramy do Wierzchosławic. Tam na pobliskim wzgórzu stoją dwa wiatraki, które postanawiamy obejrzeć z bliska.

Potrzeba ok. 3000 elektrowni wiatrowych o mocy 1 MW, aby wyprodukować tyle samo energii elektrycznej co jedna duża siłownia klasyczna...sporo...

Po dłuższej przerwie przy wiatrakach ruszamy dalej.

Pogoda dynamicznie się zmienia. Tam pada, tu świeci słońce czego efektem jest ta oto tu tęcza :)

Z Wierzchosławic dojeżdżamy do drogi krajowej nr 5, a nią do Bolkowa. W Bolkowie robimy sobie przerwę na zamku.

Zamek w Bolkowie.

Pierwsza wzmianka o zamku pochodzi z 1277 r. Zamek Bolków został założony przez księcia legnickiego Bolesława II Rogatkę zwanego Łysym, później rozbudowany przez jego syna Bolka I Surowego, księcia świdnicko-jaworskiego. Polityka Bolka I doprowadziła do rozbudowy warowni chroniących przejść przez masyw Sudetów. Przyczyniło się to do utrzymania niezawisłości księstwa świdnicko-jaworskiego do końca XIV w. (najdłużej ze wszystkich śląskich księstw)  W 1392 r. zamek przeszedł na własność królów czeskich. Zamek, jak wszystkie stare obiekty tego typu ma burzliwą historię, której dokładnie nie chcę tu przytaczać. W skrócie: był on kilka razy oblegany, częściowo niszczony, kolejni właściciele prowadzili jego liczne przebudowy i remonty :)

Z Bolkowa wyjeżdżamy drogą krajową nr 5, a następnie zjeżdżamy z niej na drogę lokalną w kierunku miejscowości Płonina. Po kilku kilometrach jazdy po płaskim zaczyna się podjazd Poręba (620 m n.p.m). Pierwsze kilometry podjazdu nie są ciężkie, ale końcówka jest już bardzo wymagająca. Powoli, spokojnym tempem udaje nam się zdobyć ten podjazd bez większych problemów.

Gdzieś tam w oddali majaczą dwa wiatraki, które oglądaliśmy kilka godzin wcześniej z bliska.

Cały trud podjazdu jak zwykle rekompensowały piękne widoki na szczycie :)

Znowu wyszło słońce.

Po odpoczynku, zjeżdżamy do miejscowości Płonina. W trakcie zjazdu, słońce szybko zakryły chmury i znowu zaczął padać deszcz :/

Koniom jak widać deszcz niestraszny :)

W Płoninie na krzyżówce skręcamy w lewo i jadąc cały czas prosto docieramy do Marciszowa. Z Marciszowa zaczynamy kolejny podjazd, tym razem w kierunku Przełęczy Rędzińskiej, ale nie docieramy na jej szczyt. W połowie podjazdu, zjeżdżamy w lewo w Wieścioszowicach i objeżdżamy Rezerwat Kolorowych Jeziorek od wschodu, drogą szutrowo-asfaltową. Wiatr w górach ustał, niebo znowu się rozpogodziło, jazda na rowerze w takich warunkach jest bardzo przyjemna.

Późne popołudnie w Rudawach Janowickich.

Dojeżdżamy do miejscowości Raszów, a tam na głównej krzyżowce skręcamy w prawo. Po wyjeździe z miejscowości droga asfaltowa zmienia się w drogę leśną. Czeka tu na nas ok. 1 km szutrowego, bardzo stromego podjazdu. Po przejechaniu może 50 m kapituluje. Paweł, po 100 m też. Pozostaje nam prowadzić rowery na szczyt wzniesienia. Po dotarciu na szczyt, jedziemy w dół szlakiem, który prowadzi nas kolejno do kolorowych jeziorek. 

Zielony Stawek był pierwszy, nie wyglądał zbyt okazale....

Po krótkiej przerwie przy pierwszym jeziorku jedziemy dalej.

Uwielbiam jeździć po takich równych szlakach w lesie :)

Docieramy do kolejnego jeziorka...

Błękitne Jeziorko robi bardzo pozytywne wrażenie.

Po małym odpoczynku przy Błękitnym Jeziorku ruszamy dalej. Niestety zmrok w górach przychodzi bardzo szybko i nie udało mi się już zrobić wyraźnych zdjęć dwóch kolejnych jeziorek: purpurowego i żółtego. Mogę tylko powiedzieć, że nie są one już tak okazałe jak Jeziorko Błękitne, ale polecam przekonać się o tym osobiście :) Już po zmierzchu wydostajemy się z lasu i zjeżdżamy przez Wieściszowice do Marciszowa. W Marciszowie łapiemy pociąg do Wałbrzycha, a stamtąd rowerami jedziemy przez Pogorzałę i Witoszów do Świdnicy.
Kolejna bardzo udana wyprawa rowerowa za nami. Plan wypełniony w 100%. Udało zobaczyć się wszystko co planowaliśmy. Chyba już pora na planowanie kolejnej wyprawy rowerowej :)


  • DST 80.70km
  • Czas 10:24
  • VAVG 7.76km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1366m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 marca 2016 Kategoria Góry Sowie

Świdnica-dookoła W. Sowy-Świdnica "Trzy korony (x2)"


Nadszedł kolejny weekend, tym razem świąteczny. Wszystkie prognozy pogody mówią, że przez całą niedzielę będzie ładna pogoda, więc postanawiam ją spędzić aktywnie. Raczej nikogo nie uda mi się wyciągnąć dzisiaj na rower, więc urządzam sobie pierwszy w tym sezonie poważny, samotny trening. Biorę słuchawki, telefon napchany ulubionymi utworami i wyruszam rano na trasę. Plan jest prosty, przejechać dwukrotnie klasyczną pętlę asfaltową w Górach Sowich. Pętlę przez trzy przełęcze: Sokoła, Jugowską i Walimską. Pogoda naprawdę dopisuje, jest słonecznie, ciepło, wieje mały wietrzyk, jedzie się bardzo przyjemnie. Jadę drogą asfaltową przez Bystrzycę Dolną i Górną, Zagórze Śląskie, Jugowice do Walimia. Można powiedzieć, że w Walimiu umownie zaczyna się podjazd pod pierwszą dziś przełęcz, Przełęcz Sokół.

Podjazd pod Przełęcz Sokół.

W zeszłym roku, na całym odcinku trasy Walim - Przełęcz Sokół został położony nowy asfalt. Droga jest gładka jak stół, pokonywanie tego podjazdu w pełni sił i w taką pogodę to czysta przyjemność. Dojeżdżam bez problemu na szczyt przełęczy, a następnie zjeżdżam w dół w kierunku Jugowa. 

Panorama na pobliskie góry i miejscowość Sokolec.

Na krzyżówce Jugów-Pieszyce skręcam na Pieszyce, gdzie zaczyna się drugi podjazd. To chyba najłatwiejszy podjazd w całej pętli. Nachylenie nie jest duże, podjazd też nie jest bardzo długi. Jedyną trudność stanowi bardzo zniszczona droga, w tym roku jej stan osiągnął poziom agonalny. W środkowej części podjazdu powinni postawić znak "brak drogi na odcinku 2 km" :p Chyba górskie szlaki są w lepszym stanie niż ta droga, no ale może w tym roku powiat wysupła parę groszy na odbudowę tej drogi. Docieram bez kłopotów na przełęcz Jugowską, czuję już lekkie zmęczenie tą wyprawą, ale humor i zapał jak na razie dopisują.

W wyższych partiach gór śniegu jest jeszcze sporo, ale na szczęście drogi są odśnieżone.

Po krótkim postoju na przełęczy, zjeżdżam bardzo długim zjazdem do Pieszyc.

Zjazd z Przełęczy Jugowskiej do Pieszyc.

W Pieszycach na głównym skrzyżowaniu skręcam w lewo, na drogę wojewódzką 383 prowadzącą do Walimia. Po przejechaniu kilkuset metrów zaczyna się podjazd na Przełęcz Walimską. Dla mnie ten podjazd jest chyba najcięższym asfaltowym podjazdem w Sudetach Środkowych. Jest bardzo długi, jego nachylenie też nie jest takie małe. Gdy mam już w nogach trochę przejechanych kilometrów, to zawsze czuję lekki respekt przed tym podjazdem i tym razem nie było inaczej...

Masyw Ślęży widziany od strony Pieszyc.

Po przejechaniu dwóch kilometrów podjazdu, zacząłem nagle mocno odczuwać trudy tej wyprawy. Chyba przeliczyłem się z siłami. Mój dobry humor i zapał rozsypały się jak domek z kart. Każdy pokonany metr przychodził mi teraz z dużym trudem, moje tempo dramatycznie spadło. Nie pomagała mi również myśl w głowie, ze będę musiał pokonać ten piekielny podjazd drugi raz, w końcu byłem dopiero na pierwszej pętli. Powoli, jadąc w tempie ślimaka potrąconego przez samochód docieram na Przełęcz Walimską. Jedyny plus był taki, że nie zsiadłem z roweru w trakcie podjazdu i nie rzuciłem go gdzieś w przepaść, zawsze to jakieś małe zwycięstwo :)

Wielka Sowa 1015 m n.p.m. - najwyższy szczyt Gór Sowich w Sudetach Środkowych.

Z przełęczy zjeżdżam do Walimia.

Przedwiośnie w górach.

W Walimiu urządzam sobie dłuższą przerwę na posiłek. Kusi mnie trochę, żeby zrezygnować z dalszej jazdy po górach i wracać do domu, ale ostatecznie zbieram się w sobie i wyruszam na drugą pętlę. Podjazd na Przełęcz Sokół zaczyna się właściwe od miejsca, w którym zrobiłem sobie przerwę, więc łatwo nie będzie. W trakcie podjazdu jadę drogą alternatywną koło Sztolni Walimskich, które stanowią cześć kompleksu "Riese" (największy projekt górniczo-budowlany hitlerowskich Niemiec).

Makieta rakiety V2 przy wejściu do Sztolni Walimskich.

W czasie II wojny światowej w pn. - zach. części Gór Sowich oraz w okolicach zamku Książ w Górach Wałbrzyskich hitlerowskie Niemcy prowadziły prace górnicze i budowlane na niespotykaną skalę. Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 r. Niemcy przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w uważany za bezpieczny rejon Sudetów. Wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Siłę roboczą stanowili zagraniczni robotnicy przymusowi, dla których zorganizowano w pobliżu liczne obozy. Ogromny kompleks w tym sztolnie, podziemia, bunkry i wiele innych konstrukcji o do dziś nie poznanym przeznaczeniu powstawał w promieniu 5 km na zboczach Gór Sowich.
Badacze zajmujący się zagadnieniami związanymi z budową o kryptonimie „Riese” od lat dyskutują na temat przeznaczenia obiektów budowanych w Górach Sowich. Ich zdania na ten temat często bardzo się różnią. Mówi się, że miały to być:
- schrony dla Hitlera i jego najbliższych współpracowników,
- podziemne fabryki (Me-262, V2),
- laboratoria chemiczne, biologiczne lub atomowe,
- zakłady badawcze i produkcyjne dla obiektów pionowego startu, napędzanych m.in. silnikiem antygrawitacyjnym (taa...)


Po przejeździe obok sztolni, powoli zdobywam kolejne metry, aż w końcu docieram na szczyt przełęczy. Jechałem wolno, więc może dlatego nie miałem żadnego kryzysu. Następnie zjechałem z przełęczy, żeby znowu zacząć kolejny podjazd, już piąty w tym dniu. Przełęcz Jugowska i za drugim razem nie sprawiła mi zbyt wielkich trudności. Nie zatrzymuje się na jej szczycie i zjeżdżam od razu do Pieszyc. Pozostała mi ostatnia przełęcz, najtrudniejsza... Pamiętając o tym co się stało za pierwszym razem, postanawiam jechać bardzo spokojnie i się nie szarpać. Łatwo nie było, ale dzięki tej strategii udaje mi się bez zatrzymywania zdobyć ostatnią przełęcz, Przełęcz Walimską. Dwie pętle przejechane, czas wracać do domu :) Z przełęczy zjeżdżam do Walimia, a tam wracając prawie po swoich śladach z rana, wracam do Świdnicy zahaczając jeszcze o Jezioro Bystrzyckie.
To był ciężki trening, przeliczyłem się z własnymi siłami i widzę, że czeka mnie jeszcze trochę pracy nad formą. Na szczęście cała wiosna i lato przede mną. Na pewno będzie jeszcze mnóstwo okazji żeby się trochę zrehabilitować :) Czas już powoli pomyśleć o nowych wyprawach na swoim wiernym jednośladzie.

  • DST 122.00km
  • Czas 07:39
  • VAVG 15.95km/h
  • VMAX 52.90km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 2765m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 marca 2016 Kategoria Góry Wałbrzyskie

Świdnica-Zagórze-Jaworzyna-Świdnica "Równonocna niedziela"


Ten weekend zapowiada się dla mnie bardzo aktywnie. W piątek byłem na rowerze w okolicach Złotego Stoku, a dziś w niedzielę wybieram się na kolejną wyprawę. Tym razem umawiam się na wspólną wycieczkę rowerową z Agnieszką. Będzie to nasza pierwsza wspólna wyprawa rowerowa i miejmy nadzieję, że nie ostatnia :p Spotykamy się przed południem na rynku w Świdnicy.

Fontanna Neptuna znajdująca się na świdnickim Rynku u wylotu ul. Grodzkiej. Studnia ta powstała na przestrzeni lat, od 1716 do 1731 r. Piaskowcowa rzeźba przedstawia postać Neptuna, Wodnika i morskiego konia. Autorem fontanny jest Jerzy Leonard Weber.

Wyjeżdżamy ze Świdnicy w stronę gór. Jedziemy chyba najbardziej popularną trasą wśród świdnickich rowerzystów, ze Świdnicy przez Bystrzycę Dolną i Górną do zapory wodnej w Zagórzu Śląskim. Jest chłodno, wieje wiatr, z nieba od czasu do czasu kropi mały deszczyk, ale mimo wszystko humory nam dopisują. Spokojnym tempem dojeżdżamy do zapory, gdzie robimy sobie krótką przerwę by nacieszyć się pięknymi widokami i ciszą.

Jezioro Bystrzyckie i restauracja Fregata po drugiej stronie zbiornika.

Po przerwie, okrążamy zbiornik jadąc drogą asfaltową aż do głównego skrzyżowania Jugowice-Zagórze Śląskie. Na skrzyżowaniu, skręcamy w prawo i dojeżdżamy do centrum Zagórza. Tam skręcamy na skrzyżowaniu w lewo i jedziemy w kierunku Dziećmorowic. Po kilkuset metrach, za nieczynnym przejazdem kolejowym zaczyna się pierwszy mocniejszy podjazd, nie licząc krótkiego podjazdu na tamę. Agnieszka nie zna tego podjazdu, ale dzielnie sobie radzi. Nie narzeka, nie zatrzymuje się i nie przeszkadza jej nawet moje specyficzne dopingowanie, które chyba właściwie nikomu nie pomaga, ale co mi tam... intencje mam dobre :p Dojeżdżamy wspólnie na Przełęcz Palczyk i tam robimy sobie krótką przerwę na wyrównanie oddechu i na zrobienie kilku zdjęć.

Góry Wałbrzyskie z widocznym w oddali drugim najwyższym szczytem w tym paśmie, górą Chełmiec o wysokości 851 m n.p.m. 

Po krótkim odpoczynku, zjeżdżamy drogą asfaltową do Dziećmorowic, gdzie na skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Złotego Lasu. W Złotym Lesie skręcamy w lewo, gdzie zaraz po przejeździe przez most zaczyna się kolejny podjazd do Modliszowa. Bardzo lubię ten podjazd. Asfalt jest bardzo równy, rzadko jeżdżą tam samochody, dokoła tylko las i szum wody w pobliskim, wartkim strumieniu. Spokojnym tempem docieramy do końca podjazdu, do skrzyżowania Wałbrzych-Świdnica. Skręcamy tam w prawo i zjeżdżamy w kierunku Świdnicy.

Góry Sowie z majaczącym gdzieś w oddali zaśnieżonym masywem Wielkiej i Małej Sowy.

Mała ciekawostka. Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym w 2016 roku odbędą się w Świdnicy. Polscy kolarze będą walczyć o medale na Dolnym Śląsku w dniach 22-26 czerwca. Zawodnicy siedmiokrotnie przejadą 37 kilometrowe okrążenie, na którym czekać ich będą 2 podjazdy – Przełęcz Palczyk oraz Modliszów.

Na końcu zjazdu dojeżdżamy do skrzyżowania, na który skręcamy w lewo, w kierunku Witoszowa Dolnego. Z Witoszowa Dolnego jedziemy do Świdnicy. W Świdnicy mógłbym zakończyć wyprawę, ale czuję mały niedosyt, więc postanawiam pojechać jeszcze do Jaworzyny. Wyjeżdżamy ze Świdnicy przez osiedle Zawiszów, drogą obok fabryki Colgate. Przejeżdżamy przez miejscowosć Wiśniowa, a następnie skręcamy w lewo do Bagieńca.

Zaniedbany Pałac w Bagieńcu.

Pałac w Bagieńcu - pierwotne był to prawdopodobnie dwór obronny z XIII w. W drugiej poł. XVI w. został przekształcony w renesansowy zamek wodny. Kolejna przebudowa w poł. XVIII w. nadała budowli wystrój barokowy. Ostatecznie przebudowany na pocz. XX w. w stylu neorenesansowym. Podobno pałac należy obecnie do Floriana Laudy, brata słynnego Niki Laudy (trzykrotny mistrz formuły 1). Znalazłem też informację, że zamek kupiła jakaś świdnicka firma. W każdym bądź razie obecny właściciel tego obiektu chyba nie ma pomysłu lub funduszy na tchnienie w ten pałac nowego życia, a szkoda...

Z Bagieńca przez Bolesławice jedziemy do Jaworzyny Śląskiej.

Panorama Świdnicy od strony Bolesławic.

W Jaworzynie Śląskiej kończy się nasza wspólna jazda i już sam wracam tą samą drogą do Świdnicy.
Niedzielny wypad był bardzo fajny. Pozostaje mi jedynie czekać na kolejne wolne dni i snuć plany o dalekich podróżach.

  • DST 64.40km
  • Czas 04:18
  • VAVG 14.98km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 757m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 marca 2016 Kategoria Góry Złote

Kłodzko-Otmuchów-Kamieniec Ząbkowicki "Wymagająca dziewięćdziesiątka"


Kolejny wolny weekend udaje mi się wyjątkowo rozpocząć już w piątek. Tym razem postanawiamy wybierać się z Pawłem w okolice Złotego Stoku. W piątek rano, stawiamy się z rowerami na stacji Świdnica Miasto, skąd jedziemy pociągiem do Kłodzka.
W największym mieście ziemi kłodzkiej zaopatrujemy się w prowiant i wyruszamy rowerami w kierunku Bystrzycy Kłodzkiej drogą krajową nr 33.

Replika pręgierza zlikwidowanego w 1793 roku, który znajdował się nieopodal studni miejskiej i wejścia do ratusza w Kłodzku. Akurat, gdy tamtędy przejeżdżaliśmy, nie wymierzano żadnemu szalbierzowi kary.....szkoda :p

Zaraz po wyjeździe z miasta, skręcamy na skrzyżowaniu w lewo i jedziemy lokalną drogą przez Jaszkową Dolną i Górną w kierunku Przełęczy Droszkowskiej. Pogoda przed południem dopisuje. Świeci słońce, prawie zupełnie nie wieje wiatr, jedzie się bardzo przyjemnie.

Lokalne drogi przed południem są zupełnie puste.

W Jaszkowej Górnej zaczyna się pierwszy dzisiejszy podjazd. Nie jest on długi ani bardzo stromy, a my jedziemy spokojnym tempem, więc docieramy na przełęcz bez większych problemów.

Kapliczka na Przełęczy Droszkowskiej (510 m n.p.m).

Na przełęczy jest trochę śniegu, dobrze jednak, że doga asfaltowa jest odśnieżona, ale co będzie gdzieś w leśnych, dzikich ostępach? Chyba trzeba było zaopatrzyć się w Kłodzku w narty lub sanki :p

Zjazd w kierunku Droszkowa.

Po krótkim odpoczynku na przełęczy, zjeżdżamy drogą asfaltową do miejscowości Droszków. Tam na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w lewo, wjeżdżając tym samym na niebieski szlak rowerowy prowadzący na Przełęcz Leszczynową.

Dzieło lokalnych, młodocianych artystów :)

Na początku podjazdu jedziemy drogą asfaltową, która jako tako jest odśnieżona.

W górach zima jeszcze nie odpuszcza i dobrze.

Wkrótce droga asfaltowa zamienia się w drogę leśną utwardzoną tłuczniem. Śniegu na drodze jest coraz więcej, nachylenie podjazdu też wzrosło. Nie będzie łatwo...

Niebieski szlak rowerowy przykryty dość grubą kołderką białego puchu.

Kopny, głęboki śnieg uniemożliwia nam dalszą jazdę na rowerach. Nie pozostaje nam nic innego jak prowadzić nasze jednoślady.

Czasami było lepiej targać rower na plecach niż z nim brnąć w śniegu...

Po dotarciu do Przełęczy Leszczynowej, postanawiamy trochę zmienić naszą zaplanowaną trasę ze względu na kopny śnieg. Rezygnujemy z próby dotarcia do drogi wojewódzkiej nr 390, do Przełęczy Jaworowej i zamiast tego kierujemy się drogami leśnymi na miejscowość Chwalisław.

Przez śnieżny, głuchy bór...

Docieramy do Chwalisławia, gdzie zaczyna się droga asfaltowa. Następnie dojeżdżamy do drogi krajowej nr 46 i kierujemy się nią do Złotego Stoku. W najstarszym ośrodku górniczo-hutniczym w Polsce robimy sobie dłuższą przerwę przy dawnej kopalni złota.

Podziemna kolejka wożąca turystów po byłej kopalni złota. Szacuje się, że w czasie 700 lat eksploatacji z miejscowych złóż pozyskano 16 t czystego złota.

Po przerwie ruszamy w kierunku miejscowości Bila Voda w Czechach, zatrzymując się jeszcze po drodze przy wapiennikach, na drodze wylotowej ze Złotego Stoku.

Odrestaurowany zespól wapienników leżących przy drodze wylotowej ze Złotego Stoku do Paczkowa.

Kontynuujemy naszą wyprawę. Polska jest prawie od 9 lat w Układzie z Schengen, granice już się zatarły, więc prawie nie zwróciliśmy uwagi, że wjechaliśmy do Czech. To jest chyba najlepsze w Unii :) Przejeżdżamy przez miejscowość Bila Voda i kierujemy się do czeskiego miasta Javornik.

Czeskie drogi.

 Dojeżdżamy do Javornika, a tam postanawiamy zwiedzić zamek Janski Vrch, czyli Janowe Wzgórze.

Zamek Janski Vrch górujący nad miastem Javornik. Pierwotnie był to gotycki gród z końca XIV wieku, który został rozbudowany przez kolejnych właściciel na zamek.

Po południu psuje się trochę pogoda. Zaczyna wiać wiatr, robi się znacznie chłodniej, ale nie zrażamy się tym. Wycieczka jest jak najbardziej udana :)

Panorama miasta Javornik.

Po krótkim zwiedzaniu miasta, ruszamy dalej. Jedziemy drogą asfaltową przez Bernartice do miejscowości Horni Hermanice.

Ku granicy polsko-czeskiej.

W Horni Hermanice przekraczamy z powrotem granicę i wjeżdżamy do Polski. Z Jasienicy Górnej jedziemy drogami lokalnymi do Otmuchowa. W Otmuchowie urządzamy sobie kolejne zwiedzanie zamku.


Zamek w Otmuchowie został wzniesiony w średniowieczu, rozbudowany w latach 1585–1596 w stylu renesansowym, przebudowany w XVII w. na styl barokowy. Był rezydencją biskupów wrocławskich do 1810 r.

Przejeżdżając przez Otmuchów, zatrzymujemy się też na chwilę przy barokowym kościele.

Barokowy kościół pw. św. Mikołaja i Franciszka Ksawerego w Otmuchowie.

Z Otmuchowa jedziemy rowerami  wzdłuż Jeziora Otmuchowskiego do Lubiatowa.

Lazurowe Wybrzeże? Nie...to Jezioro Otmuchowskie :)

Z Lubiatowa kierujemy się na Paczków, a następnie drogą wojewódzką nr 382 docieramy do miejscowości Byczeń, tam na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w prawo i po kilku kilometrach spokojnej jazdy docieramy do dworca w Kamieńcu Ząbkowickim. W Kamieńcu wsiadamy w pociąg, którym docieramy do Świdnicy.
Kolejny raz udała się bardzo fajna wycieczka rowerowa. Było kilka zamków, kopalne złota, wapienniki, jeziora, lasy, zima w górach i wczesna wiosna na nizinach. Dzięki Paweł za wspólną wyprawę. Chyba już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)




  • DST 91.40km
  • Czas 09:34
  • VAVG 9.55km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 751m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 marca 2016 Kategoria Góry Wałbrzyskie

Świdnica-Świebodzice-Świdnica "Błotem i śniegiem"

Nadeszła długo oczekiwana przeze mnie wolna sobota. Przez cały tydzień "chodził" za mną rower, więc wybór jest prosty, trzeba gdzieś na nim pojechać. Na wyprawę umawiam się z Pawłem, który proponuje zostać przewodnikiem wycieczki. Zna on mnóstwo ciekawych tras rowerowych, więc oczywiście zgadzam się na jego propozycję. Coś mi się wydaje, że nie będę żałować swojej decyzji :)  Wyruszamy rowerami w sobotni poranek ze Świdnicy w kierunku Modliszowa. Wybieramy spokojną asfaltową drogę przez Witoszów Dolny. Jest chłodno i pochmurnie, ale jedzie się bardzo przyjemnie, nie ma zupełnie wiatru. W Witoszowie Dolnym, na głównej krzyżówce skręcamy w lewo, a na następnym skrzyżowaniu w prawo, gdzie zaczyna się od razu asfaltowy podjazd do Modliszowa. 

Asfaltowy podjazd do Modliszowa.

Podjeżdżamy spokojnym tempem, ciesząc się jazdą na rowerze i otaczającym nas pięknym choć jeszcze niezbyt zielonym otoczeniem :) W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca mocno w prawo, my zjeżdżamy w lewo w las, na drogę pożarową nr 6.

Las, śnieg, cisza, spokój dokoła....tego mi było trzeba.

Drogą pożarową jedziemy cały czas do góry. Nachylenie nie jest zbyt duże, bardziej przeszkadza w jeździe mokry, kopny śnieg zalegający na drodze, ale zawsze to jakieś wyzwanie, a ten kto już nie daje rady może się zatrzymać i ulepić bałwana :)
Ja i Paweł przemy cały czas do przodu, bez większych problemów dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych przy ławeczkach.

Skrzyżowanie dróg leśnych przy ławeczkach dla strudzonych wędrowców.

Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

No i jak tu nie lubić zimy, jest klimat, jest pięknie :)

Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy docieramy do drogi asfaltowej prowadzącej do Modliszowa.

W tym miejscu kończy się asfaltowy podjazd do Modliszowa.

Drogą asfaltową jedziemy do Modliszowa, a tam na głównym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w kierunku Pogorzały.
Po kilkuset metrach droga asfaltowa zmienia się w drogę gruntową. Droga jest dość grząska, nasze koła lekko się ślizgają na dwóch krótkich podjazdach, ale ostatecznie udaje nam się pokonać ten odcinek bez potrzeby prowadzenia rowerów. Muszę przyznać, że jak dotąd bardzo przyjemnie mi się jedzie po tak wymagającym terenie :)

Gdzieś pomiędzy Modliszowem a Pogorzałą....

Drogą gruntową dojeżdżamy do Pogorzały. Jedziemy kilkadziesiąt metrów drogą asfaltową w kierunku Wałbrzycha, a następnie skręcamy w prawo, w kolejną drogę gruntową. Tu po przejechaniu kilkuset metrów, natrafiamy na stary, opuszczony i bardzo zaniedbany cmentarz....

Opuszczony cmentarz w Pogorzale. Tablice nagrobne wskazują, że jest to niemiecki cmentarz z XIX i XX wieku.

Zostawiamy cmentarz za sobą i jedziemy polną drogą w kierunku Jeziorka Daisy. Na drodze jest sporo błota i kałuż, ale spokojnie da się jechać po takim terenie. Trzeba natomiast uważać na te kałuże, bo czasem są one bardzo głębokie i można sobie przemoczyć buty, o czym przekonał się Paweł :) Dobrze, że nie jest bardzo zimno.

Dokoła tylko pola i lasy.

Polna droga doprowadza nas do lasu i tu trochę zaczynamy błądzić na rozstajach dróg...

Błoto, śnieg i kałuże...normalka...do tego zdążyliśmy już przywyknąć.

W końcu docieramy do Jeziorka Daisy. Za każdym razem kiedy tam jestem, wydaje mi się ono trochę mroczne i tym razem nie było inaczej.

Jeziorko Daisy i stary wapiennik przerobiony na chatkę myśliwską.

Przy jeziorku robimy sobie krótką przerwę, którą wykorzystuję na zbadanie starych wapienników...

Wapiennik przy Jeziorku Daisy.

Wapienniki rozgrzewano do temperatury 900-1000 °C najczęściej pozyskiwanym z pobliskich lasów drewnem lub węglem kamiennym (także torfem). Wkład ładowany był od góry za pomocą prostych, drewnianych konstrukcji. Otwór w górnej części szybu zasypywano na przemian warstwami kamienia wapiennego i paliwa. W wyniku wysokiej temperatury zachodziła reakcja chemiczna, w wyniku której otrzymywano tlenek wapnia (wapno palone).

Po odpoczynku, jedziemy dalej leśną ścieżką w kierunku Mokrzeszowa.

Tyle przestrzeni, można odetchnąć pełną piersią :)

Na skrzyżowaniu polnych dróg skręcamy w lewo i jedziemy w kierunku Lubiechowa. W Lubiechowie, na ulicy Wilczej skręcamy w prawo i jedziemy asfaltowo-gruntową drogą wzdłuż linii kolejowej nr 274 do Świebodzic.

Droga do Świebodzic.

Po południu wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Równa droga, piękne widoki, ciepłe promienie słońca... czasami tak niewiele potrzeba żeby mieć naprawdę dobry humor :)  W Świebodzicach jedziemy ulicą Kasztanową, Mikulicza, Moniuszki i docieramy do pomnika przyrody cisa "Bolko" i wjazdu na szlak zielony.

Cis Bolko, jego wiek szacuje się na 400-600 lat, jest on prawdopodobnie najstarszym cisem w Sudetach.

Jedziemy szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Pałecznica. Przyznaje,że tego szlaku nie znałem, ale od razu mi się on bardzo spodobał. Wąska ścieżka, czasem wijąca się po wąskich półkach skalnych, szumiąca rzeka tuż obok lub kilka metrów poniżej, a co najważniejsze prawie pełna przejezdność rowerem...super!

Szlak na początku zaczyna się niepozornie, ot zwykła ścieżka przy rzeczce.

Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów robiło się coraz bardziej ciekawie...

Czasem było trochę wąsko, ale na szczęście można było przejechać takie odcinki rowerem.

Dojechaliśmy do wąskich półek skalnych z poręczami...yyy..chyba po złej stronie :p 

Tu aż taki odważny nie byłem i prowadziłem rower, ale teoretycznie dałoby się jechać.

Jechaliśmy dalej i dalej, a atrakcje się nie kończyły :)

Na szczęście na trudniejszych odcinkach nie było śniegu.

Powoli, spokojnym tempem jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy szlakiem, który bardzo miło mnie zaskoczył. Pojawiło się nawet przejście wykute w skale.

Już myślałem, że będę musiał odkręcać kierownicę, ale na szczęście zostało parę centymetrów zapasu :)

Jazdę ułatwiał fakt, że na szlaku prawie nikogo nie było, tylko raz minęliśmy się z parą turystów. Dobrze dla nas :)

Trasa jest bardzo malownicza.

Dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków, do góry wiedzie szlak zielony, na dół żółty. Wybieramy szlak żółty, który drogą okrężną, ale i przejezdną dla rowerów doprowadzi nas do Starego Książa. Szlakiem żółtym dojeżdżamy od drugiej strony znowu do szlaku zielonego, który od tej strony jest znacznie łagodniejszy.

W porównaniu do szlaku przy rzece tutaj mamy autostradę dla rowerów :)

Szeroką leśną drogą docieramy do celu naszej dzisiejszej wędrówki, do Starego Książa.

Ruiny zamku Stary Książ.

Na zamku robimy sobie dłuższą przerwę, którą wykorzystuję na zrobienie zdjęć i podziwianie widoków.

Ruiny zamku Stary Książ 2.

Zamek Stary Książ ma trochę zakręconą historię, To co teraz można zobaczyć na dwóch zdjęciach powyżej to w rzeczywistości ruiny ruin. Stary zamek został wzniesiony przez Bolka I księcia świdnicko-jaworskiego w XIII wieku. W 1428 roku został zdobyty przez powstańców husyckich. W następnych latach stał się bazą wypadową rycerzy-rozbójników i jako ich siedziba zostaje zniszczony w 1484 roku. Pozbawiony właściciela zamek powoli popada w ruinę. W roku 1794 właściciel zamku Książ Jan Henryk VI von Hochberg zleca wykonanie stylizowanych na gotyk romantycznych ruiny zamku Stary Książ. Według badań archeologicznych wzniesiono je na pozostałościach zamku średniowiecznego. Nowy zamek otoczono fosą i murem obronnym, a wejście do niego poprowadzono przez bramę z dwoma wieżyczkami. Zamek spłonął 19 lub 20 maja 1945 roku, podpalony przez żołnierzy radzieckich.

Po odpoczynku, zjeżdżamy szlakiem biało-czerwonym w kierunku Świebodzic.

Zamek Książ widziany ze szlaku biało-czerwonego.

Szlakiem biało-czerwonym zjeżdżamy aż do rzeki Szczawnik. Tu natrafiamy na przeszkodę w postaci prowizorycznej kładki na rzece.

Kładka na rzecze Szczawnik, przez którą wiedzie szlak biało-czerwony.

Jest zimno, wody w rzecze jest dość sporo, więc postanawiamy nie ryzykować kąpieli i zawracamy na szlak, który doprowadza nas ostatecznie do ulicy Moniuszki w Świebodzicach. W Świebodzicach jedziemy wzdłuż rzeki Pełcznicy, w dzielnicy Ciernie skręcamy w prawo na Milikowice. Z Milikowic jedziemy drogą przez pola bezpośrednio do Świdnicy.

Panorama Świdnicy od strony Milikowic.

Czas na podsumowanie wyprawy. Dawno nie miałem tak ciekawej wycieczki rowerowej w terenie. Był śnieg, błoto, słońce, piękne widoki, szlak wijący się wzdłuż stromych zboczy i historyczne budowle. Dzięki Paweł za naprawdę ciekawą wyprawę!
Już czas powoli myśleć o kolejnych wycieczkach :)


  • DST 62.00km
  • Czas 07:25
  • VAVG 8.36km/h
  • VMAX 36.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 797m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lutego 2016 Kategoria Góry Wałbrzyskie

Świdnica-Wałbrzych-Świdnica "Zimny start"

Pierwsza wyprawa w nowym, 2016 roku. Ten sezon zacząłbym zapewne dużo szybciej, gdyby nie kontuzja kolana, której nabawiłem się w styczniu próbując nauczyć się jeździć na snowboardzie. Nawiasem mówiąc, polecam ten sport, daje on mnóstwo frajdy, tylko nie szalejcie na początku swojej kariery snowridera, albo skończycie tak jak ja :p
W sobotnie, lutowe popołudnie umawiam się z Pawłem na małe rowerowe przetarcie po Górach Wałbrzyskich. Tym razem to Paweł wymyślił trasę i jest głównym strategiem wyprawy, moja rola ogranicza się do przytakiwania mu i czerpania radości z jako tako sprawnego kolana :)
Ruszamy ze Świdnicy trasą, którą pokonaliśmy już zylion razy, jedziemy asfaltową drogą przez Bystrzycę Dolną, Burkatów, Bystrzycę Górną i Lubachów do Zagórza. Jest zimno i wietrznie, ale przynajmniej nie pada deszcz lub śnieg. Trzeba być optymistą :)  Na tamie robimy sobie pierwszą małą przerwę.

Zapora wodna w Zagórzu Śląskim, zbudowana z bloków kamiennych w roku 1917, o długość w koronie 230 m, szerokości u podstawy 29 m oraz wysokość 44 m.

Ruszamy dalej i dla odmiany postanawiamy objechać zbiornik jego prawym brzegiem. Wiedzie tam dość wąska, szutrowo-kamienna ścieżka. 

Ścieżka wokół zbiornika jest wąska, ale bez problemu da się nią przejechać rowerem.

Szybko docieramy do miejsca, gdzie stała kiedyś restauracja "Wodniak", teraz jest tam chyba trzy gwiazdkowy hotel i przejeżdżamy przez most wiszący na drugą stronę zbiornika. 

Przejazd przez kładkę jest już całkowicie bezpłatny :)

Po przejeździe przez kładkę, jedziemy asfaltową drogą do centrum Zagórza.

Zamek Grodno położony na szczycie góry Choina (450 m n.p.m.), ślad po księstwie świdnicko-jaworskim.

Z centrum Zagórza kierujemy się drogą asfaltową na Dziećmorowice. Tu zaczyna się pierwszy większy podjazd. Spokojnym tempem, razem docieramy na jego szczyt.

Panorama z przełęczy Palczyk na Góry Wałbrzyskie. W oddali widać górę Chełmiec.

Z przełęczy zjeżdżamy w dół do Dziećmorowic, na skrzyżowaniu dróg skręcamy w prawo i jedziemy do Złotego Lasu. W Złotym Lesie na skrzyżowaniu skręcamy w lewo i zaczynamy drugi dzisiaj mocny podjazd do Modliszowa. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Modliszowa, gdzie kończy się podjazd i przejeżdżamy przez skrzyżowanie dróg na wprost, w kierunku Pogorzały.

Niestety zima przegrywa w tym roku z jesienią nawet w górach.

Droga z asfaltowej po kilku kilometrach zmienia się na gruntową.

Jest grząsko i ślisko, ale dzielnie przemy do przodu :)

Docieramy drogą gruntową do Pogorzały, a tam skręcamy w lewo, gdzie już asfaltem dotrzemy do Wałbrzycha.

Jeszce tylko ostatni krótki podjazd i będziemy w Wałbrzychu.

Po dotarciu do Wałbrzycha skręcamy w prawo i wjeżdżamy na ścieżkę rowerową, która prowadzi nas wzdłuż Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Wałbrzychu. Robimy sobie krótką przerwę przy wiadukcie drogowym nad linią kolejową nr 274 przy tajemniczym kilometrze 65 :)

65 km linii kolejowej nr 274

W pobliżu 65 kilometra linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha pod koniec II wojny światowej Niemcy mieli rzekomo ukryć pociąg pancerny z tajemniczym ładunkiem tzw. "Złoty Pociąg". Pociąg III Rzeszy, podobno miał wyruszyć między listopadem 1944 a końcem stycznia 1945 roku z Wrocławia w kierunku Wałbrzycha, jednak na dworzec w Wałbrzychu nigdy nie dotarł. Miał on jakoby zawierać złoto, kosztowności i dzieła sztuki zrabowane przez nazistów w Polsce i Związku Radzieckim czy też tajne archiwa III Rzeszy. Rzeczy te ponoć miały zostać wywiezione z Wrocławia do nieznanej kryjówki, prawdopodobnie w okolicach Gór Sowich. Tyle się tułam po tych Górach Sowich na rowerze, może to właśnie ja coś znajdę :)

Ścieżką rowerową docieramy do głównego skrzyżowania ulicy Uczniowskiej z drogą krajową nr 35. Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo i wzdłuż drogi nr 35 jedziemy w kierunku Książa. Po kilkuset metrach, ścieżka rowerowa kończy się przy drodze prowadzącej bezpośrednio do Zamku Książ i nią właśnie dojeżdżamy do zamku. Powoli zapada zmrok, ale czasem ma to swoje dobre strony. Można wtedy zrobić naprawdę ciekawe zdjęcia :)

Książ, trzeci co do wielkości zamek w Polsce. Najstarsza część zamku została wybudowana w latach 1288–1292 przez księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I Surowego.

Z Zamku Książ, już po zmroku, zjeżdżamy drogą asfaltową w dół do Świebodzic. W Świebodzicach jedziemy drogą asfaltową wzdłuż rzeki Pełcznicy, aż do końca dzielnicy Ciernie. Z Cierni przez wioski Milikowice i Komorów docieramy bez żadnych przygód do Świdnicy. Wyprawę mogę zaliczyć do udanych, brak defektów i upadków. Kolano spisuje się dobrze, nie pozostaje mi nic innego jak obmyślać już kolejną wycieczkę :)



  • DST 66.00km
  • Czas 05:22
  • VAVG 12.30km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 861m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 grudnia 2015 Kategoria Góry Sowie

Świdnica-Srebrna Góra-Ząbkowice "Sudeckimi szlakami"

Mamy sobotę, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, jest ładna pogoda, więc postanawiam wymknąć się z domu na „małą” wycieczkę rowerową. Tym razem obrałem sobie za cel dotrzeć do Barda ze Świdnicy korzystając z jak najmniejszej ilości dróg asfaltowych. Ambitnie, zważywszy na to, że nie mam typowo górskiego roweru, a grudniowy dzień jest dość krótki :) Biorę słuchawki, co jest nieodłącznym elementem ekwipunku w wyprawach solo i wyruszam w drogę.

Ze Świdnicy jadę asfaltową drogą do Burkatowa przez Bystrzycę Dolną. Pogoda dopisuje, jest ciepło, świeci słońce, może trochę wiatr przeszkadza, ale tylko na otwartych przestrzeniach.

26 grudnia, zima w pełni :)

Przy głównym skrzyżowaniu dróg za Burkatowem, koło nieczynnego przejazdu kolejowego, wjeżdżam na czerwony szlak. 

Wjazd na czerwony szlak i koniec dłuższych odcinków asfaltu aż do Barda.

Czerwony szlak prowadzi mnie leśnymi i polnymi ścieżkami do Lutomi Górnej. Z Lutomi Górnej po przejechaniu kilkudziesięciu metrów asfaltową drogą, znowu szlak prowadzi mnie po polnych i leśnych duktach aż do szlaku zielonego. Jedzie się bardzo przyjemnie, ale czasami muszę niestety prowadzić rower pod bardzo strome podjazdy. Szlak jest także często nie przejezdny ze względu na powalone drzewa i gałęzie, ogrodzenia dla zwierząt pod napięciem przebiegające w poprzek szlaku, bramy, płoty, liście po kolana zalegające na szlaku, a raz był nawet drut kolczasty. Czasami przypominało to biegi przełajowe, a nie jazdę na rowerze :)

Płoty...

Bramy...

Na szczęście było także mnóstwo odcinków, które były przejezdne i po których jechało się z wielką przyjemnością.

Lasy Państwowe przeznaczają coraz więcej środków na odbudowę dróg leśnych i to widać :)

Kobierzec złotych liści jesień ściele nam pod koła :)

Charakterystyczne lasy bukowe.

Cały trud jazdy rowerem rekompensowały piękne widoki.

Równia Świdnicka i Masyw Ślęży

Jest pięknie :)

Wciąż tylko pola, lasy i góry :)

Po dość długiej i wymagającej przeprawie, szlakiem czerwonym docieram w końcu do szlaku zielonego. Nowy szlak prowadzi mnie najpierw polnymi drogami do skrzyżowania Glinno - Pieszyce - Walim, a następnie już drogą asfaltową docieram nim na Przełęcz Walimską.

Koło Wielkiej Sowy zaczyna się chmurzyć, ale nie zanosi się na deszcz.

Z Przełęczy Walimskiej jadę szlakiem fioletowym i okrążam nim Wielką Sowę od zachodu. Bardzo lubię ten szlak, nie ma on dużego nachylenia poza jednym dość stromym odcinkiem, a nawierzchnia szutrowa jest w doskonałym stanie.

Szlak fioletowy wiedzie wciąż do góry.

Po okrążeniu Wielkiej Sowy, ze szlaku fioletowego skręcam na szlak żółty i dojeżdżam nim na Kozie Siodło. Z Koziego Siodła zjeżdżam czarnym szlakiem rowerowym do Przełęczy Jugowskiej. W tym miejscu zdaję sobie sprawę, że nie dam rady dojechać do Barda za dnia, więc zmieniam plany i moim głównym celem staje się teraz dotarcie do Srebrnej Góry.

Widok ze stanowiska widokowego na czarnym szlaku rowerowym. Na nizinach majaczą Pieszyce, a jeszcze dalej Dzierżoniów.

Z Przełęczy Jugowskiej jadę niebieskim szlakiem rowerowym na Przełęcz Woliborską.  Jest to jeden z moich ulubionych szlaków. Jest on długi, kręty, są tam podjazdy i zjazdy, a nawierzchnia jest równa i szeroka. 

To byłby świetny rajdowy odcinek specjalny :)

Spokojnie dojeżdżam do Przełęczy Wolborskiej. Tam robię sobie krótką przerwę na posiłek i zastanawiam się, co robić dalej. Ostatecznie postanawiam jechać dalej, chociaż wiem, że raczej nie dojadę do Srebrnej Góry za dnia. Wjeżdżam na niebieski szlak rowerowy, który według mapy doprowadzi mnie do celu. Pierwsza niemiła niespodzianka, nawierzchnia na szlaku jest mocno rozjeżdżona przez ciężki sprzęt używany do wyrębu lasu, to mnie mocno spowolni, a do zachodu słońca coraz mniej czasu...

Niebieski szlak rowerowy prowadzący na Srebrną Górę.

Stan szlaku nie jest najlepszy, ale co najważniejsze da się po nim jechać rowerem. Dużo gorzej jest z jego oznaczeniem. Często na rozwidleniach nie ma żadnych wskazówek, w którą stronę należy jechać. Widać, że oznakowanie nie było już dawno odnawiane. Może nowy niebieski szlak został wytyczony gdzieś indziej...nie wiem. Jadąc na wyczucie udaje mi się jakoś trzymać z grubsza wytyczonej trasy.

Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając jedynie krwawą poświatą wierzchołki pobliskich szczytów, resztę pozostawiając zaś w mrocznym, głębokim cieniu... poezja :)

Tak jak się obawiałem, w lesie zastał mnie zmrok, a na dodatek pogubiłem się trochę na rozstajach szlaków. Miałem ze sobą, mapy, kompas, lampki rowerowe i telefon z GPSem, dzięki temu udało mi się w końcu odnaleźć właściwą drogę i szczęśliwie dotarłem po ciemku do Srebrnej Góry. Ze Srebrnej Góry, nie ryzykując już samotnej tułaczki po szlakach, zjechałem główną drogą do Ząbkowic Śląskich.

Krzywa wieża w Ząbkowicach Śląskich.

Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce. Mierzy 34 m wysokości, a jej odchylenie od pionu wynosi 2,14 m. (W 1977 roku odchylenie to wynosiło 1,98 m)  Data jej budowy nie jest znana, ale wiadomo, że część ceglana została wzniesiona na przełomie XIV i XV wieku, a cześć kamienna pochodzi prawdopodobnie jeszcze z okresu średniowiecza. Z dokumentów źródłowych wynika, że wieża pochyliła się późną jesienią 1598 roku. Powszechnie uważa się, że przyczyną mogły być wstrząsy tektoniczne, które odnotowano 15 września 1590 roku. Być może owe wstrząsy osłabiły stabilność budowli. Nie wyklucza się również, że przyczyną pochylenia było rozmoknięcie gruntu, które spowodowało osiadanie fundamentu.

Z Ząbkowic Śląskich do Świdnicy wróciłem Pociągiem. W taki sposób kończy się moja kolejna bardzo ciekawa wyprawa rowerowa. Jest niedosyt, bo jednak chciałem dojechać aż do Barda, ale mimo wszystko i tak było bardzo fajnie. Na pewno wybiorę się jeszcze nie raz w te strony, ale to już w nowym, 2016 roku.






  • DST 78.90km
  • Czas 07:19
  • VAVG 10.78km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 2192m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 grudnia 2015 Kategoria Masyw Śnieżnika

Kłodzko-Hala Pod Śnieżnikiem-Kłodzko "Chilloutowy Masyw Śnieżnika"


Nadeszła w końcu długo oczekiwana sobota :) Trzeba ją było jakoś sensownie zagospodarować, więc nie namyślając się długo postanowiłem odwiedzić piękną Kotlinę Kłodzką. Planowałem tam pojechać z Pawłem, jednak w ostatniej chwili musiał się on wycofać z wycieczki. (Trzymaj się Paweł, mam nadzieję, że zatrucie pokarmowe już ci przechodzi :) )
Szykuje się wyprawa "solo", więc zabieram ze sobą słuchawki i dobrą muzykę w telefonie. Melduje się w sobotę rano na stacji Świdnica Miasto, skąd lekko opóźnionym pociągiem jadę do Kłodzka.

Twierdza w Kłodzku górująca nad pobliskimi domami.

Ze stacji w Kłodzku jadę drogą krajową nr 33, a potem wojewódzką nr 392 do Lądka Zdroju. Pogoda jak na tę porę roku jest całkiem dobra. Jest dość chłodno, w powietrzu czuć wilgoć, ale nie wieje mocno i czasem można nawet liczyć na jakiś przebłysk słońca wychodzącego za chmur.

Na szczęście na drodze do Lądka Zdroju był mały ruch.

Jadąc spokojnym tempem i słuchając świetnej muzyki, zrelaksowany dojeżdżam do Lądka Zdroju, gdzie robię sobie krótką przerwę.

Pijalnia wód "Wojciech" w Lądku Zdroju. Podobno wypływające tam wody przedłużają młodość, poprawiają wygląd skóry, obniżają poziom cholesterolu, wypłukują metale ciężkie i przyśpieszają zrastanie się kości... może warto spróbować :)

Po krótkim odpoczynku, udaję się w dalszą podróż. Jadę cały czas drogą nr 392, dojeżdżam nią do Stronią Śląskiego, a tam skręcam w kierunku Siennej i Przełęczy Puchaczówka. Od Stronia Śląskiego zaczyna się już podjazd. Na początku nie jest on taki ciężki, ale z każdym kilometrem jest trudniej. Nie jest to tylko kwestia nachylenia, ale i długości podjazdu. Zawsze mi się on niemiłosiernie dłuży :p 

To już jest właściwy podjazd...

Spokojnie, swoim tempem pokonuje kolejne hektometry i dojeżdżam do miejscowości Sienna. 

Z Siennej jest zaskakująco blisko do znanych ośrodków narciarskich z całej Europy :p

Mimo że zawsze chciałem pojechać do Livigno, nie zmieniam swoich planów i wciąż kieruję się na przełęcz Puchaczówka, wciąż pod górę.


Czarna Góra z charakterystycznym masztem nadajnika telewizyjnego, to tam kończyć się będzie dopiero moja wspinaczka.

Z podjazdami zazwyczaj bywa tak, że im wyżej tym ładniejsze widoki....

Gdzieś tam na nizinach zaczynałem swoją wycieczkę.

Na przełęczy Puchaczówka, skręcam w boczną, leśną drogę, która doprowadzi mnie do nadajnika telewizyjnego na Czarnej Górze.

Droga miejscami jest mocno zniszczona, ale przynajmniej nie ma śniegu :)

Podjazd fragmentami jest ciężki, nachylenia są dość spore, ale spokojnym tempem udaje mi się dojechać do celu bez zatrzymywania.

Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy z masztem na wysokości 1133 m n.p.m na stoku Czarnej Góry.

Po krótkim odpoczynku przy nadajniku, jadę kawałek drogą, którą wcześniej podjeżdżałem, a następnie wjeżdżam na szutrowy szlak rowerowy, który doprowadzi mnie do Hali pod Śnieżnikiem. 

Szlak jest miejscami grząski, ale na szczęście da się po nim wciąż jechać rowerem.

Jazda szutrową drogą przez las jest bardzo przyjemna. Ta cisza, spokój i piękne widoki... ehh :)

Panorama Kotliny Kłodzkiej w kierunku Międzylesia.

Spokojnym tempem pokonuje kolejne krótkie podjazdy i zjazdy. Niektóre odcinki szlaku spowijała mgła, która niewątpliwie dodaje tej wyprawie trochę mrocznego klimatu.

W mrok.... :)

Zmęczenie już lekko daje mi się we znaki, na szczęście przede mną już tylko jeden dość mocny podjazd od przełęczy Śnieżnickiej do Hali Pod Śnieżnikiem.

Taka ilość śniegu i lodu mi niestraszna :)

W końcu docieram do celu, Hala Pod Śnieżnikiem zdobyta :) 
Schronisko "Na Śnieżniku" położone na wysokości 1218 m n.p.m.

Teraz można zjeść zasłużony posiłek, odsapnąć chwilę i zrobić jakieś zdjęcie.

Dla takich widoków warto trochę się pomęczyć :)

Po 40 minutach, zbieram się do drogi powrotnej. Zjeżdżam niebieskim, szutrowym szlakiem do Jaskini Niedźwiedzia, a następnie już asfaltem kontynuuje zjazd przez Kletno i Starą Morawę do Stronia Śląskiego.

Ostatni rzut oka na góry...

Ze Stronia Śląskiego wracam do Kłodzka tą samą drogą, którą jechałem przed południem na tą wyprawę. Powoli zaczyna robić się ciemno. Przesilenie zimowe tuż, tuż, więc dni są teraz bardzo krótkie :/

Zachód, a do Kłodzka jeszcze kawałek drogi.

Dojeżdżam do Kłodzka niestety już po zachodzie słońca, ale najważniejsze, że bez żadnych przygód. Nie chce mi się czekać kilka godzin na bezpośredni pociąg do Świdnicy, więc wsiadam do pociągu do Wałbrzycha. I tu dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, mam okazję jechać najnowszym spalinowym zespołem trakcyjnym Kolei Dolnośląskich "Linkiem"

SA 139 "Link"

SA 139 "Link" produkowany jest w Polsce, przez polskiego producenta taboru kolejowego Pesę z Bydgoszczy. Według mnie jest to obecnie najlepiej wyglądający pociąg. który jeździ po polskich torach :)

Wysiadam w Głuszycy Górnej, skąd po ponad godzinie jazdy rowerem docieram do Świdnicy.
Wyprawę oczywiście zaliczam do udanych. Pogoda dopisała i nie miałem żadnych awarii sprzętu ani organizmu :) Mogłem nacieszyć się przyrodą, pięknymi widokami i dobrą muzyką. Już myślę o kolejnej wyprawie :)


  • DST 105.70km
  • Czas 06:50
  • VAVG 15.47km/h
  • VMAX 62.30km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 1260m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 grudnia 2015 Kategoria Karkonosze

Jelenia-Karkonoska-Jelenia "To już zima w Karkonoszach?"

Sobota bez roweru, dniem straconym, więc umawiam się z Michałem na "mały" wypad w Karkonosze. Tradycyjnie będziemy jechać pociągiem z Jaworzyny Śląskiej do Jeleniej Góry, więc trzeba ze Świdnicy zrobić sobie małą, 10 kilometrową "rozgrzewkę". Jest dość chłodno, ale znośnie, szybko udaje nam się dojechać na stację. 

Komfortowy Impuls Kolei Dolnośląskich przyjeżdża o czasie... naprawdę dobrze się prezentuje.

Co ciekawe w Polsce nie produkujemy żadnych samochodów pod własną marką, ale za to robimy dość zgrabne pociągi. Ten na zdjęciu to "Impuls", 3-członowy elektryczny zespół trakcyjny (36WE), produkowany przez firmę Newag z Nowego Sącza. W naszym kraju mamy jeszcze jedną firmę, która zajmuje się produkcją pociągów, jest to Pesa z Bydgoszczy. (No musiałem to napisać, mam słabość do pociągów :) )

Wysiadamy w Jeleniej Górze ok. 10-tej, robimy małe zakupy w Tesco i ruszamy na Przełęcz Karkonoską. Pogoda dopisuje, jest dość rześko i wietrznie, ale warunki są "akceptowalne".

Na nizinach śniegu nie ma....

Sprawnie dojeżdżamy do Podgórzyna, a tam już zaczyna się nasz podjazd. Na początku wspinaczki przeszkadzają dość mocne porywy wiatru w twarz, ale wraz ze zdobywaniem wysokości wiatr słabnie. Jedziemy cały czas do góry, mijamy Przesiekę i wjeżdżamy w las, to tu zaczynają się dopiero schody. Jak zwykle Michał jest lepszym góralem i mi odjeżdża, ale może coś go zatrzyma jeszcze :p

Ciężki fragment podjazdu, szkoda, że aparat wypłaszacza tą ściankę, jest naprawdę ciężko, musicie mi wierzyć na słowo :)

Jedziemy coraz wyżej i wyżej, przyznaje, że nawet dobrze mi idzie, bo jeszcze ani razu się nie zatrzymałem. Może na jakieś 3-4 km przed przełęczą zaczynają się dziać jakieś dziwne rzeczy na drodze.... :p

Może na nizinach śniegu nie ma, ale góry rządzą się swoimi prawami, właściwie mogłem to przewidzieć.

Na drodze zaczyna pojawiać się śnieg i lód. Michał ma kolarzówkę, dlatego od razu decyduje się na prowadzenie roweru, ja postanawiam jeszcze trochę powalczyć. O dziwo da się jeszcze jechać.

 Coraz więcej śniegu i lodu...

Z każdym zdobytym metrem jest coraz gorzej. Śniegu jest coraz więcej, ale na szczęście wciąż da się po takiej nawierzchni jechać. Ciekawe tylko jak długo....


No i koniec jazdy.

Niestety i ja musiałem skapitulować w tym miejscu. Zbyt duże nachylenie, zbyt mała przyczepność. Do przełęczy pozostaje nam tylko prowadzić rowery :/


Ostatnia prosta.

Z Przełęczy Karkonoskiej udajemy się do schroniska Odrodzenie, ten krótki fragment udaje mi się przejechać na rowerze, hurra :)


Schronisko Odrodzenie 1236 m n.p.m.

W schronisku zamawiam podwójną porcję pierogów ruskich i ciepłą herbatę. W górach jedzenie ma inny smak, szczególnie gdy na zewnątrz jest dość chłodno. Pokrzepiając się w zaciszu schroniska, postanawiamy zrezygnować z dalszej części wyprawy na Vrbatovą Boudę. Podprowadzanie rowerów kosztowało nas zbyt wiele czasu. Po dość długim odpoczynku, w końcu decydujemy się ruszyć nasze tyłki z drewnianych ław schroniska i zaczynamy wracać do Jeleniej Góry dosłownie po swoich śladach :)

Po czeskiej stronie jest podobne tyle, że droga jest odśnieżona. Tą drogą jechalibyśmy na Vrbatovą Boude.

Michał sprowadza rower, co jest zrozumiałe (ma kolarzówkę), a ja decyduje się na zjazd. Spokojnie, bez większych przygód, udaje mi się zjechać po śniegu aż do odsłoniętego asfaltu.



Gdzieś w oddali majaczy Jelenia Góra.

Spotykamy się na końcu zjazdu z przełęczy Karkonoskiej i razem na spokojnie dojeżdżamy do Jeleniej Góry.



Zachód nad górami. Bez komentarza :)

Z Jeleniej jedziemy pociągiem do Jaworzyny, a stamtąd mamy już rzut beretem do domu, to znaczy jakieś 10 km spokojnej dojazdówki na rowerze. I tak kończy się ta wyprawa. Jest mały niedosyt, ale co się odwlecze to nie uciecze. Na pewno jeszcze kiedyś powtórzymy tą wyprawę :)



  • DST 40.00km
  • VMAX 64.10km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Kalorie 1908kcal
  • Podjazdy 951m
  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 grudnia 2015 Kategoria O mnie

Parę słów o mnie...

Cześć, nazywam się Piotrek i mam przyjemność prowadzić tego bloga :)
Piszę tutaj o swojej największej pasji, o turystyce rowerowej. Dlaczego akurat pokochałem jazdę na rowerze, a nie łucznictwo albo piłkę nożną? Myślę, że zaważyły na tym dwie rzeczy. Po pierwsze, od swojego wczesnego dzieciństwa zawsze miałem dostęp do roweru (czym skorupka za młodu...bla bla bla..), a po drugie, mieszkam w pięknym miejscu, blisko gór i lasów, gdzie można zaplanować mnóstwo wspaniałych tras na wycieczki rowerowe.
Na rowerze jeździłem już od dziecka, ale moja poważniejsza przygoda z tym rodzajem środka transportu indywidualnego zaczęła się dopiero w liceum. Wtedy zaczęliśmy razem z kolegą zwiedzać Sudety i Przedgórze Sudeckie na rowerach. Do dziś uśmiecham się pod nosem, gdy przypominam sobie nasz pierwszy wjazd na przełęcz Walimską, to była dla nas wtedy góra gigant :) I tak ta moja pasja trwa do dziś, już jestem po studiach kilka lat, a mi dalej się to nie znudziło. Jeżdżę tylko dla siebie, nigdy nie brałem udziału w żadnych zawodach i jak na razie zupełnie mnie do nich nie ciągnie. Liczy się tylko czysta frajda z jazdy. Szczerze zachęcam wszystkich do jazdy na rowerze, może stanie się to i dla kogoś z was pasją lub dobrą odskocznią od spraw życia codziennego. Zatem, do zobaczenia gdzieś na trasie!



  • Sprzęt EVA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl